Jak walczyć z fatfobią

Jak walczyć z fatfobią
Jak walczyć z fatfobią / Fot. Shutterstock
W wielu firmach problem fatfobii coraz częściej wchodzi w zakres polityki dotyczącej różnorodności, równości i włączania (DEI). Pytamy ekspertów, jak mądrze zwalczać uprzedzenia wobec osób z większą masą ciała.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2025 (119)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Fatfobia, czyli uświadomione lub nieuświadomione uprzedzenia wobec osób grubych, to ostatni rodzaj dyskryminacji, na który jest powszechne przyzwolenie społeczne. Negatywne stereotypy nie odnoszą się tylko do fizyczności. Grubi są bowiem powszechnie uznawani za leniwych, niedbających o siebie, w dodatku pozbawionych silnej woli. A przecież nadwaga i otyłość mogą mieć wiele różnych przyczyn.

Na początku artykułu – ważne zastrzeżenie. Same słowa „gruby” i „gruba” odbierane są jako stygmatyzujące, a nawet obraźliwe. Jednak, według części specjalistów zajmujących się fatfobią, są one bardziej uniwersalne niż np. medyczne pojęcia takie jak otyłość czy nadwaga. Niektórzy działacze antydyskryminacyjni postulują więc ich „odzyskanie” przez samych zainteresowanych – tak jak np. społeczność LGBT+ oswoiła obraźliwe niegdyś określenie queer. – Mówienie o „grubości” w sposób zwykły i opisowy, tak jak się mówi o ludziach chudych, niskich czy wysokich, jest zgodne z podejściem ruchów emancypacyjnych – przekonuje Natalia Skoczylas, specjalistka przeciwdziałania przemocy i dyskryminacji, autorka publikacji na temat fatfobii. (Wywiad z nią publikujemy w tym numerze).

Problem dużej wagi

Według dr. Kelly D. Brownell i Rebekki Puhl z Uniwersytetu Yale, które przeprowadziły szeroko zakrojone badania na temat postrzegania osób z nadwagą, fatfobia jest dziś pod pewnymi względami bardziej szkodliwa niż homofobia czy rasizm. Dlaczego? Bo osoby, które padają jej ofiarą, są prześladowane w środowiskach, które nigdy nie dopuściłyby się rasizmu, homofobii czy seksizmu. Fatfobiczne zachowania można zaobserwować u nauczycieli i lekarzy, którzy często działają w przekonaniu, że pomagają swoim podopiecznym. Także media głównego nurtu i reklama często nie mają oporów przed przedstawianiem ich w negatywnym świetle, choć nie zamieściłyby antysemickiego żartu.

Tymczasem problem dotyczy dużej części społeczeństwa. Według WHO, 1,9 mld dorosłych na świecie ma nadmierną masę ciała. W USA 73 proc. osób zmaga się z nadwagą lub otyłością. W Polsce odsetek ten jest nieco niższy – 58,1 proc., ale wciąż niepokoi. W całej Unii Europejskiej tylko kilka krajów wyprzedza nas pod tym względem.

Powszechna stygmatyzacja

Prof. Paweł Bogdański, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, oraz dr Mariusz Wyleżoł, wiceprezes, autorzy wstępu do przewodnika pt. „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?”, przypominają, że osoby otyłe są narażone na powszechną stygmatyzację przez nieuprawnione przypisywanie im negatywnych cech, takich jak lenistwo, brak silnej woli czy też zaniedbanie. – Tymczasem ta przewlekła choroba jest takim samym zaburzeniem homeostazy organizmu, jak każde inne schorzenie, a nie winą chorego. Coraz lepiej poznajemy liczne mechanizmy zarówno predysponujące, jak i uczestniczące w rozwoju choroby otyłościowej. Mimo to chorzy doświadczają wspomnianej stygmatyzacji codziennie, gdyż jest to jedna z niewielu chorób, której podstawowy objaw, tzn. nadmierna masa ciała, jest natychmiast dostrzegalny. Jednocześnie, głęboko zakorzenione stereotypy na ten temat są przyczyną negatywnych reakcji społecznych, które dodatkowo pogłębiają powszechną dyskryminację chorych na otyłość – twierdzą naukowcy.

Specjaliści zauważają, że taka postawa przyczynia się do częstego zaniechania leczenia, zarówno przez samych chorych, jak i przedstawicieli opieki zdrowotnej. – Bardzo często jakość życia chorych jest obniżona nie tylko z powodu negatywnego oddziaływania otyłości na stan zdrowia, ale także ze względu na stan emocjonalny, którego podłożem jest ostracyzm społeczny – wyjaśniają prof. Paweł Bogdański i dr Mariusz Wyleżoł.

Nękanie w pracy

W ostatnich latach w wielu firmach problem fatfobii coraz częściej wchodzi w zakres polityki dotyczącej różnorodności, równości i włączania (DEI). Nic dziwnego – z badań wynika, że osoby grube są dyskryminowane już na etapie rekrutacji. Aż 45 proc. pracowników HR chętniej zatrudnia osoby szczupłe. Wpływ na to ma nie tylko uświadomiona niechęć do osób otyłych, ale tzw. ukryte uprzedzenia. Niestety, gdy osoba gruba zostanie zatrudniona, jej problemy w miejscu pracy wcale się nie kończą. Badania wykazują, że otyli pracownicy 12 razy częściej zgłaszają niesprawiedliwe traktowanie w pracy niż szczupli. Czasem są to „niewinne” uwagi, innym razem otwarte nękanie. Szczególnie mocno są na to narażone kobiety, które aż 16 razy częściej zgłaszają dyskryminację z powodu swojej wagi niż mężczyźni. Czasem zachodzi tu mechanizm samosprawdzającej się przepowiedni. Ponieważ osoby grube spotykają się z nierównym traktowaniem, mają wyższy poziom lęku i obniżone poczucie własnej wartości. To z kolei negatywnie wpływa na ich zaangażowanie zawodowe. Daje to efekt samosprawdzającej się przepowiedni, bo niesprawiedliwy stereotyp zaczyna mieć odzwierciedlenie w życiu.

Fatfobia ma płeć

Wiadomo też, że fatfobia „ma płeć”. Znacznie częściej na dyskryminację związaną z wagą narażone są bowiem kobiety. Zarabiają one średnio mniej niż mężczyźni o tym samym, wysokim BMI, a różnica w wynagrodzeniu wynosi aż 12,5 tys. dol. rocznie. W powiązaniu z typową „luką płacową” dochodzi więc do klasycznej dyskryminacji krzyżowej.

Waga również ma wpływ na wynagrodzenie. Według analizy wykonanej przez naukowców z Middle Tennessee State University otyłość obniża roczne zarobki mężczyzn o 2,3 proc, a kobiet średnio o 4,5 proc. Niekoniecznie jest to czyjaś świadoma decyzja. Ponieważ osoby otyłe mniej chętnie są zatrudniane na stanowiskach, w których wymagany jest kontakt z klientem, rzadziej otrzymują prowizje. – Działa tu mechanizm podobny jak w przypadku aktorów i aktorek, którzy rzadziej otrzymują atrakcyjne role w teatrze i telewizji. Pracownicy mający kontakt z klientem są „twarzą firmy”, a ponieważ społeczeństwo kojarzy otyłość z negatywnymi cechami, pracodawcy chcą schować osoby, które mają nadwagę – tłumaczy Brandy Minks, dietetyczka i działaczka antydyskryminacyjna.

Uwaga na mikroagresje!

„Widzę, że zaczęłaś jeść warzywa. Brawo!” – słyszy w biurowej kuchni osoba z nadwagą i się zastanawia, czy to komplement, czy złośliwość. Ponieważ jednak przez resztę dnia ma zepsuty humor, nie powinniśmy mieć wątpliwości, że miała do czynienia z mikroagresją. O co chodzi?

Mikroagresje to subtelne, nierzadko nieświadome przejawy dyskryminacji, które mogą negatywnie wpływać na dobrostan i efektywność pracowników. Choć bywają trudne do zauważenia, ich skutki są często głęboko odczuwalne przez osoby, których dotyczą. Problem z mikroagresjami jest taki, że trudno na nie reagować. Czy jeśli pójdziesz do szefa i poskarżysz się, że twoja koleżanka wyraziła w kuchni zadowolenie, że jesz warzywa, zostaniesz potraktowany poważnie? Niestety, doświadczenie uczy, że często nie. Jednak mikroagresje są jak kamień w bucie. Jeśli w porę nie zareagujemy, spowodują bolesną ranę. Jak więc na nie reagować?

Zdaniem Anna Louise Pickens, amerykańskiej publicystki zajmującej się równością kobiet i mężczyzn, najlepiej zwrócić się do ich autora bezpośrednio z prośbą o wyjaśnienie. Najlepsze jest pytanie w rodzaju: „Co masz na myśli?”. Nie eskaluje ono napięcia, ale zmusza drugą osobę do zatrzymania się i zastanowienia. Jest wielce prawdopodobne, że powstrzyma ją przed podobnym zachowaniem w przyszłości. – Jeśli współpracownik chciał nas zranić, w ten sposób pokażemy mu, że to wyczuwamy i nie będziemy bierni. Jeśli natomiast był to tylko nietakt, nasza reakcja skłoni go do refleksji – twierdzi Pickens.

Formą mikroagresji są też mikrounieważnienia. Polegają one na niedostrzeganiu potrzeb jakiejś grupy. Osoby otyłe mogą być np. pomijane w polityce benefitów pracowniczych, często dostosowanych do osób fit. Ale sprawa ma też charakter systemowy. Na przykład sprzęt biurowy, fotele czy krzesła nie są najczęściej dostosowane do osób o większych rozmiarach. Takim pracownikom trudno więc w wygodny i godny sposób wykonywać swoją pracę.

Niekiedy mikroagresje przyjmują formę neggingu, czyli „złych komplementów”. To forma emocjonalnej manipulacji, tym groźniejsza, że przyjmuje pozory sympatii. Polega bowiem na manipulowaniu czyimiś emocjami. Narusza pewność siebie i podważa poczucie własnej wartości. Przykład? „Pięknie dziś wyglądasz, zupełnie jak nie ty”, „Pasują ci te dodatkowe kilogramy”, „Dobrze się prezentujesz, mimo nadwagi”. Negging coraz częściej pojawia się w social mediach, np. pod postacią komentarzy pod zdjęciami czy filmami osób z nadmierną wagą.

Body shaming kontra body positive

Negatywna postawa wobec ciała i wyglądu drugiej osoby to body shaming. Odpowiedzią na to jest ruch body positive, tłumaczony na polski jako ciałopozytywność. Propaguje on akceptację własnego ciała w pełni – jego zalet oraz wszelkich aspektów, które mogą być postrzegane jako wady pod względem wyglądu lub rozmiaru. Takie podejście ma swoich zdecydowanych zwolenników (przykładem jest wspomniana już działaczka antydyskryminacyjna Natalia Skoczylas). Nie brakuje też jednak krytyków.

Zastrzeżenia do niektórych aspektów ciałopozytywności ma np. Ewa Godlewska, prezeska FLO – Fundacji na rzecz Leczenia Otyłości, propagatorka wiedzy o chorobie otyłościowej. Jej zdaniem, mówienie o problemie w kategoriach antydyskryminacyjnych nie powinno przysłaniać medycznych aspektów tematu. – W moim przekonaniu oba te aspekty powinny funkcjonować równolegle i wzajemnie się uzupełniać – podkreśla. – Można i trzeba przeciwdziałać stygmatyzacji i dyskryminacji, ale nie należy promować stanu chorobowego, a takim jest otyłość. Zrównywanie otyłości z kolorem oczu czy wzrostem jest nie tylko medycznie nieprawdziwe, ale może w praktyce zniechęcać pacjentów do podjęcia leczenia – ostrzega.

Podkreśla, że otyłość to nie „uroda”, kwestia wyglądu czy indywidualnej estetyki, lecz przewlekła, postępująca choroba metaboliczna. – Powoduje ona ponad 200 groźnych powikłań zdrowotnych, skraca życie, a nieleczona może prowadzić do śmierci. Pomijanie tej wiedzy albo jej relatywizowanie pod hasłami „ciałopozytywności” jest, moim zdaniem, nie tylko nieodpowiedzialne, ale także potencjalnie szkodliwe. Normalizowanie otyłości jako stanu neutralnego zdrowotnie może odebrać ludziom szansę na poprawę jakości życia – twierdzi.

Nie oznacza to, że nie docenia dobrych stron ciałopozytywności. – Jeśli rozumiemy ją jako sprzeciw wobec stygmatyzacji i dyskryminacji ze względu na wygląd, ma ona swój ważny społeczny wymiar. Akceptację różnorodności ciał, sylwetek, kształtów, wzrostu czy koloru skóry to wartości należy wspierać. Ale warto przy tym wyraźnie zaznaczyć: ciałopozytywność nie powinna oznaczać akceptacji ani co gorsza promocji stanu chorobowego, jakim jest otyłość. Nie mówimy przecież o „ciałopozytywności” w przypadku np. zmian nowotworowych czy grzybicy skóry, bo to są choroby i wymagają leczenia. Tak samo jest z otyłością. Należy więc rozróżnić wspieranie godności osób z chorobą otyłościową od szukania usprawiedliwienia dla nieleczenia choroby – dodaje.

O krok dalej

Co mogą zrobić pracodawcy, by zmniejszyć stygmatyzację osób z otyłością w miejscu pracy? Zdaniem Ewy Godlewskiej, przede wszystkim zrozumieć, że otyłość to przewlekła choroba, a nie kwestia wyglądu czy stylu życia. – Sama eliminacja stygmatyzacji w miejscu pracy to zdecydowanie za mało. Równie istotna jest rzetelna edukacja, zarówno kadry zarządzającej, jak i całego zespołu, na temat przyczyn, skutków oraz możliwości leczenia choroby otyłościowej. Bez wiedzy nie sposób skutecznie zmieniać postaw ani tworzyć świadomego środowiska pracy – przekonuje.

Uważa, że stygmatyzacja osób chorujących na otyłość wciąż jest realnym problemem. Pracownicy są bowiem często oceniani przez pryzmat wyglądu, a nie kompetencji. – Jako Fundacja na rzecz Leczenia Otyłości apelujemy, by pracodawcy przestali postrzegać otyłość jako problem estetyczny i aktywnie włączyli się w proces edukacyjny, który pozwoli lepiej zrozumieć tę chorobę i wyposaży zespoły w narzędzia do wspierania osób nią dotkniętych – mówi szefowa FLO.

Jej zdaniem, nie można też pomijać ekonomicznego aspektu sprawy. Osoby z otyłością częściej i dłużej przebywają bowiem na zwolnieniach lekarskich. – Dlatego inwestycje w profilaktykę i zdrowotne wsparcie pracowników wpływają bezpośrednio na stabilność organizacyjną, mniejszą absencję i wyższą efektywność zespołów – zauważa. – Ważne również, aby wszystkie inicjatywy integracyjne, takie jak wyjazdy, wydarzenia firmowe czy programy aktywności, były inkluzywne i motywujące, a nie wykluczające. Odpowiednio zaprojektowane mogą wspierać osoby z chorobą otyłościową w podjęciu leczenia i powrocie do aktywności – dodaje.

Jej zdaniem, zmiana podejścia do otyłości wymaga współpracy między biznesem, sektorem publicznym i organizacjami społecznymi. – Jako fundacja wspieramy tych pracodawców, którzy chcą działać odpowiedzialnie, troszczą się o dobrostan psychiczny i fizyczny swoich pracowników oraz rozumieją, że inwestowanie w zdrowie kadry to inwestycja w przyszłość firmy – podkreśla.

My Company Polska wydanie 8/2025 (119)

Więcej możesz przeczytać w 8/2025 (119) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ