Na nasz rachunek z Łukaszem Sychowiczem "Nie lubię słowa komedia"
 
                             
                    Ten pomysł miał absolutnie wszystko, żeby się nie udać, i piszę to jako psychofan amerykańskiego „The Office”. Potencjalna kalka uwielbianego serialu z bardzo specyficznym humorem, widmo nie zawsze utalentowanych rodzimych aktorów na horyzoncie, niebezpieczeństwo sucharów umiejscowionych w lokalnym kontekście... Kto normalny rzuca się z nożem na „Mona Lisę”?! Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że pierwsze odcinki nowej serii są zabawne, całość została potraktowana z szacunkiem do pierwowzoru (choć, dla formalności – pierwszy był brytyjski „The Office”, nieco różniący się od znanej z memów wersji ze Steve’em Carellem w roli głównej), a żarty są interesującą interpretacją, a nie bezrefleksyjnym tłumaczeniem amerykańskich gagów. W kwestii „The Office PL” szybko przeszedłem drogę od „O Boże, żeby to jednak nie powstało” do „Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków” – wystarczyło raptem kilka chwil w Kropliczance i parę zdań Darka Wasiaka. Swoją drogą kiedyś to było – jajko z niespodzianką miałeś wtedy, kiedy nie wiedziałeś, czy jajko wyszło mamie na miękko, czy na twardo.
Łukasza Sychowicza, wiodącego scenarzystę polskiego „The Office”, poznałem rok temu – był jednym z gości pierwszego odcinka naszego Latte Night Show. Pomysł zaproszenia go do listopadowego „Na nasz rachunek” pojawił się dosyć spontanicznie i oczywiście był związany z premierą piątego sezonu. Mimo nagromadzenia obowiązków i zobowiązań Łukasz znalazł czas, by zjeść wspólnie lunch.
Na miejsce spotkania wybrał the EATERY. Restauracja o minimalistycznym, acz interesującym wystroju, schowana jest w jednej z uliczek niedaleko warszawskiego placu Konstytucji. Proponuje tradycyjną polską kuchnię z dosyć ciekawym twistem, co możesz zresztą zobaczyć na dołączonym do artykułu menu. Umówiliśmy się na 13.30, kiedy docieram na miejsce kilka chwil przed czasem, w lokalu jest jeszcze dosyć pustawo. Zamawiam kompot (rewelacyjny!) i wyczekuję Łukasza. Spóźnia się ok. 10 min, ale w ogóle mi to nie przeszkadza – w the EATERY wybrzmiewają słynne polskie przeboje spod znaku Grażyny Łobaszewskiej czy Krystyny Prońko, także scrolluję Instagrama, zastanawiając się, czy kiedyś znajdę wreszcie własny lek na całe zło.
– Wybacz za spóźnienie, sporo się dzieje – Łukasz przeprasza, w końcu dosiadając się do stolika. Zamawiamy dania (dla mojego rozmówcy pierogi z wołowiną, dla mnie mielony), przed nami ląduje także woda niegazowana i latte, choć Łukasz wolałby matchę.
Wybór na the EATERY padł z kilku powodów. Pierwszy, najbardziej prozaiczny jest taki, że to blisko mieszkania Łukasza. – Jestem teraz na etapie prac koncepcyjnych nad kolejnym serialem, więc nie chciałem tracić zbyt wiele czasu na dojazd – informuje mój rozmówca. Po...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
        
    Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
 
    
Więcej możesz przeczytać w 11/2025 (122) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.
 
             
            ![Serial, czyli sens życia [FELIETON]](/images/19860/429998bae07d1b9b7318535397853f12.webp) 
             
             
             
             
             
             
             
             
            