Igor Zalewski: Herosi i głupki

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
W szkole podstawowej miałem nauczyciela, którego uwielbiałem. Nie ja jeden. Cała klasa go uwielbiała. Był młody, brodaty i – co było absolutnym ewenementem – miał poczucie humoru.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2023 (90)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Lekcje z nim to był prawdziwy kabaret. Czasem na koniec zajęć brzuch nas bolał ze śmiechu. Nauczyciel ów miał jeszcze jedną zaletę. Działał w „Solidarności” – najpierw tej legalnej, potem tej podziemnej. O komunistach mówił bez strachu i dużo. Mówił też o Katyniu i Miłoszu. No i był bardzo dobrym nauczycielem, o czym chyba nie wspomniałem.

Dostałem kiedyś od niego w łeb. Gdzieś tak w siódmej klasie, wespół z kolegami okropnie przezywaliśmy jedną koleżankę. Owszem, była skarżypytą, ale to nie usprawiedliwiało tego, jak na nią mówiliśmy. Co tu dużo gadać – prześladowaliśmy ją okrutnie. Nauczyciel kiedyś to zobaczył. Podczas lekcji ustawił nas w rzędzie, wygłosił mowę, w której wyjaśnił nam, że jesteśmy gnojkami, następnie każdemu z nas przywalił z otwartej dłoni w czoło. Pamiętam swoje zdziwienie, że ten liść był taki mocny (nikt dorosły wcześniej mnie nie uderzył) i że zakręciło mi się w głowie. Ale zarazem w niej rozjaśniło. Nikt nigdy więcej nie przezwał tej dziewczyny. Nie ze strachu, po prostu kompilacja słów i odpowiedniej dozy przemocy bardzo do nas przemówiła. Jest takie powiedzenie „wbić coś komuś do głowy”. Wydaje mi się, że rozumiem, o co w nim chodzi.

Minęło bardzo wiele lat. I pewnego razu zobaczyłem na Facebooku zaproszenie od tego nauczyciela. Przyjąłem je radośnie. To był błąd. Zobaczyłem kogoś zupełnie innego, niż pamiętałem. Polityczny fanatyzm tego faceta to był drobiazg. Każdy jego tekst był żenujący, każdy komentarz głupi. To co pisał nie trzymało się kupy. Złośliwości nie były złośliwe, żarty śmieszne. To było najgorsze! Ten człowiek, którego wspominałem jako herosa humoru, był drętwy niczym Gomułka. Ukryłem go czym prędzej, ale – jak głosi internetowa mądrość – pewnych rzeczy już się nie da odzobaczyć.

Zmieńmy kraj i środowisko. Był taki piłkarz Wayne Rooney, znany w Polsce z tego, że Dariusz Szpakowski czasem nazywał go Runi, czasem Runej, a czasem Ronej. Zasadniczo gracz genialny, waleczny i charakterny, ale przy tym raczej człowiek bardzo prosty, co miał wypisane na twarzy. Niezbyt elokwentny. Niezbyt mądry. Jak to brytyjski piłkarz – lubił wypić, pograć w kasynie i poszpanować sportowym samochodem. Ponieważ raczej o siebie nie dbał, skończył karierę dość szybko i zajął się trenerką.

Nikt nie wróżył mu wielkiej kariery, bo w tym fachu trzeba być jednak kumatym. I faktycznie, prowadził klub na zapleczu ligi angielskiej i ten klub popadł w tarapaty. Ale nie z winy Rooneya. Po prostu właściciele źle zarządzali klubem, a dawny gwiazdor robił, co mógł, żeby utrzymać go na powierzchni. I jakimś cudem mu się udawało, chociaż w pewnym momencie zawodnicy przestali dostawać pensje. I w tym momencie do Rooneya zwrócił się Everton – drużyna z pierwszej ligi. Zaproponowali mu posadę, znacznie większą kasę i otworzyli drzwi do dużej kariery.

Rooney odmówił. Jak wyjaśnił, nie mógł w tak głębokim kryzysie zostawić zawodników, którzy dla niego grali. Nie mógł ich porzucić. Jego kłopoty by się skończyły, ale ich wcale nie. Został i walczył razem z nimi. Potem okazało się, że potajemnie płacił swoim graczom z własnej kieszeni, bo klub nie był w stanie tego robić. A on uważał, że to nie fair. Co zabawne, angielska federacja piłkarska ukarała go za to. Natomiast inni ludzie dostrzegli, że obecny Rooney, to nie jest ten gość, który lubił nosić złote bransolety i przepychać się w pubach. Owszem, jego wątroba wciąż była w nie najlepszym stanie, a fizjonomia nadal nie zwiastowała intelektualnej głębi. Ale jednak był już innym człowiekiem. A najdziwniejsze, że można go było określić słowem, które – jak się wydawało – nigdy nie będzie do niego pasować. Mądry.

Niech te dwie historie przypominają nam o banalnej prawdzie, o której często zapominamy. Ludzie się zmieniają. 

My Company Polska wydanie 3/2023 (90)

Więcej możesz przeczytać w 3/2023 (90) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ