Startup, szpilki, schody i studniówka

Michał Sukiennik
Michał Sukiennik / Fot. materiały prasowe
Rok 2025 nabiera rozpędu, ale też trochę traci impet. Wspaniałe plany i cele musimy odłożyć na trzeci kwartał, karnet na siłownie zaginął, zdrowa dieta pudełkowa zaczyna smakować jak karton, a zarysu sześciopaku jak nie było, tak nie ma. Żeby podtrzymać wasz noworoczny entuzjazm kilka tygodni dłużej, zapraszam na krótką podróż wspominkową do czasów licealnych.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Lat temu kilkanaście (już powoli zbliżając się do dwudziestu) moją nastoletnią głowę wypełniała jedyna myśl: studniówka. Zwyczajem mojego liceum była organizacja tego kluczowego w młodzieńczym życiu wydarzenia w budynku szkoły. Jak każda studniówka - zaczynaliśmy od Poloneza. I to bardzo wymagającego, bo z powodu architektury budynku całość odbywała się w holu głównym, a przyszli maturzyści rozpoczynali wspomniany taniec, schodząc do holu po wyjątkowo długich schodach.

O ile dla nas (mam na myśli chłopców) schody stanowiły tylko minimalną przeszkodę w utrzymaniu - a zazwyczaj nie-utrzymaniu - rytmu, tak nasze koleżanki z przerażeniem patrzyły na wszystkie stopnie, zapominając na chwilę o tych na świadectwie. Ich przerażenie miało nawet konkretną nazwę: obcasy. I tak, chcąc czy nie chcąc, nasze koleżanki, w zaciszu domowym, zamiast szlifować prezentacje na ustny z polskiego, z uporem maniaka trenowały chodzenie w szpilkach.

Jedna z dziewczyn z równoległej klasy przyjęła zupełnie inną taktykę. Codziennie, na każdej przerwie, niezliczoną ilość razy wspinała się w górę i w dół, w przyniesionych z domu butach na obcasie. Nastolatkowie nie należą do najprzyjemniejszej grupy społecznej, dlatego nie zdziwi was fakt, że spotkało się to z co najmniej ironicznymi komentarzami większości uczniów. Na swoją obronę dodam, że w mózgu miałem wówczas głównie powietrze i testosteron, ale wystarczająco kultury osobistej, żeby robić sobie z tego żarty nie bezpośrednio, lecz w zamkniętym gronie.

Pewnie bohaterka tej historii zdawała sobie z tego sprawę, jednak nie widać było po niej zniechęcenia. Dni treningu zamieniły się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a to co wcześniej było zabawne, stało się codziennością, na którą nikt już nie zwracał uwagi. I chciałbym dodać tu pointe, że w dzień studniówki owa koleżanka zbiegła po tych schodach niczym kozica, robiąc na koniec salto, a u widowni wywołując okrzyki zachwytu i gromkie brawa. Życie jednak rzadko przypomina amerykańskie seriale - ot, studniówka się odbyła, a na koleżankę nikt specjalnie uwagi nie zwracał, ale też nikt nie robił żadnych złośliwych komentarzy. Pewnie szła z większą swobodą niż inni, taką przynajmniej mam nadzieję.

No i do brzegu, bo pewnie zastanawiacie się jaki przewidziałem tutaj fikołek logiczny. Otóż moi drodzy, wszyscy founderzy, wszyscy przedsiębiorcy, wszyscy, którzy chcą zrobić "coś więcej" są jak ta dziewczyna - codziennie, nie patrząc na opinie innych, idą stopień za stopniem. Najpierw na ugiętych nogach i trochę niepewnie, w tle słysząc złośliwe komentarze. Potem coraz śmielej i sprawniej, już bez negatywnego szumu w koło, ale z konkretnym celem - być lepszym w tym, co sobie zaplanowaliśmy. A na końcu tej drogi wcale nie czeka zachwyt wszystkich obserwujących, tylko indywidualna satysfakcja.

Dlatego mam nadzieję, że mimo kilku postanowień na 2025 rok które już nie wyszły, nie będziecie bali się założyć tych obcasów i dumnie iść własnymi schodami. Że znajdziecie satysfakcję w samej drodze, bo na jej końcu wcale nie ma uwielbienia tłumów - to wy, przez ten czas, byliście w tej drodze najważniejsi. A nawet jak nie wyjdzie tak jak chcecie, to jedno jest pewne. Taki trening da wam naprawdę żelazne łydki!

ZOBACZ RÓWNIEŻ