Biznes al dente
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2019 (49)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Podobno przy zakładaniu firmy początki są najtrudniejsze. Podobno od każdej reguły są także wyjątki. Jeden z tych wyjątków ma na imię Makarun. To biznes rodem ze studenckich lat, który okazał się strzałem w dziesiątkę. – Nigdy nie rozważaliśmy porażki. Nie zastanawialiśmy się, a co jeśli nam nie wyjdzie. Byliśmy skupieni na działaniu i jak najlepszym efekcie naszej pracy – wspomina Przemysław Tymczyszyn, jeden z założycieli sieci spaghetterii Makarun. Aby rozpocząć swój biznes, sprzedali motor, pożyczyli pieniądze od rodziców i wyciągnęli wszystkie oszczędności z banku.
Dziś stworzona przez Przemysława Tymczyszyna, Marcina Szworaka i Marcina Kurpiela sieć gastronomiczna liczy w Polsce 28 punktów. Od początku września ich lokal znaleźć można także na słynnej palmie Jumeirah w Dubaju, a do końca roku makaronowe dania znad Wisły będzie można zjeść także w Algierze i Los Angeles. Ich droga do światowego sukcesu ma jednak bardzo lokalną historię – rozpoczyna się w miasteczku studenckim AGH w Krakowie.
Przyczepa, która stanęła na zawsze
– Nikt z nas nie jest kucharzem. Za to każdy z nas w momencie zakładania Makaruna znał bardzo dobrze grupę, do której chcieliśmy dotrzeć, sami bowiem nią byliśmy – opowiada Przemysław Tymczyszyn. O kim mowa? O głodnych studentach, którzy chcieli w możliwie niskiej cenie kupić dobrej jakości pożywienie. – Choć dziś wydaje się to niewiarygodne, w 2012 r. w Krakowie nie było spaghetterii oferujących dania w trybie fast. Rynek gastronomiczny pełen był kebabów oraz zapiekanek, ale makaronów ani śladu. Pomyśleliśmy, że to nisza, którą musimy wypełnić. Chcieliśmy stworzyć zdrową alternatywę dla innych fast foodów – dodaje Przemysław Tymczyszyn.
Pierwszy punkt Makaruna był spod hasła low cost buisness. Trójka założycieli starała się robić wszystko we własnym zakresie. Przemek projektował stronę i plakaty, Marcin podszkolił się z montażu i hydrauliki, wszyscy wspólnie uczyli się, jak prowadzić biznes. Przyczepę gastronomiczną sprowadzili spod Poznania. W teorii, gdyby biznes nie szedł można było ją przemieścić i obrać inną lokalizację. Od siedmiu lat nie było jednak takiej potrzeby. Stoi ona nadal w tym samym miejscu – na terenie miasteczka studenckiego AGH w Krakowie. – Na początku najbardziej zaskoczyło nas to, jak dużo ludzi kupuje nasz produkt. Sprzedawaliśmy kilkaset porcji makaronu dziennie. Było to dla nas sporym wyzwaniem. Pamiętam, że w dniu otwarcia byliśmy ubrani w białe koszule z muszkami. Ten strój towarzyszył nam jednak tylko jeden dzień. Po setkach wydanych porcji koszul nie dało się doprać. Zresztą życie zweryfikowało nie tylko nasz strój. Początkowo zakładaliśmy także, że nikogo nie zatrudnimy. Pracy było jednak tak dużo, że szybko zmieniliśmy nasze podejście – mówi Przemysław Tymczyszyn. W 2012 r. 350-gramowa porcja makaronu z sosem bolognese kosztowała w Makarunie 4,90 zł. Kilkadziesiąt tysięcy złotych zainwestowane w powstanie pierwszego lokalu zwróciło się po trzech miesiącach. W tym czasie powstały dwa kolejne punkty Makaruna w Krakowie. Biznes zaczął się rozrastać.
Stadium franczyza
Dwa lata po założeniu punktu na terenie miasteczka studenckiego AGH Przemysław Tymczyszyn i wspólnicy byli ze swoimi lokalami w Krakowie wszędzie tam, gdzie mogli pojawić się głodni studenci. Założyciele mieli także świadomość, że idea spaghetterii jaką stworzyli, może sprawdzić się również w innych miastach. Nadszedł czas decyzji – rozwijać się czy pozostać tylko w Krakowie. Dla dwudziestokilkulatków zdobywających biznesowe szlify nie była to prosta decyzja. Musieli nabrać dystansu. Przemek wybrał się na wyprawę do Nowej Zelandii. Marcin Szworak postanowił zdobyć rowerem Iran. Tych dwóch po powrocie postanowiło inwestować dalej. Marcin Kurpiel po wielu rozważaniach zrezygnował ze współpracy. Dziś wspólnikiem Przemysława i Marcina jest Piotr Niemiec, właściciel sieci restauracji Olimp.
– Krótko po otwarciu naszych lokali, dostawaliśmy pytania od naszych klientów, czy istnieje szansa, aby nasze punkty znalazły się także w innych miejscach. Choć było to dla nas coś nowego, zaczęliśmy myśleć nad możliwością uruchomienia franczyzy. Chcieliśmy się rozwijać, a zarazem wiedzieliśmy, że ze względu na studia musimy być w Krakowie. Franczyza wydawała się idealnym rozwiązaniem. Mieliśmy wiedzę i doświadczenie w prowadzeniu własnych lokali, którymi chcieliśmy podzielić się z innymi – mówi Przemysław Tymczyszyn. Dzisiaj lokale Makruna można spotkać w większości województw. Zainteresowali się nimi również inwestorzy zagraniczni. Przykładowo, konsorcjum brytyjsko-egipsko-hinduskie szykuje otwarcie restauracji na słynnej palmie Jumeirah w Dubaju. Lokal będzie mógł poszczycić się widokiem na jedną z głównych atrakcji miasta hotel Atlantis. W kolejce czeka Algieria i Los Angeles. W planach rozwojowych są jednak nie tylko nowe punkty na mapie świata, ale także nowe formuły sprzedażowe. W Makarunie trwa ciągła rewolucja.
Z makaronem dookoła świata
Pomimo siedmiu lat działalności Przemysław Tymczyszyn twierdzi, że makaronem nie można się znudzić. – Wbrew pozorom to bardzo dynamiczny biznes. Również smakowo. Swoją działalność rozpoczynaliśmy od jednego makaronu i trzech rodzajów sosów. Obecnie w naszej ofercie mamy trzy rodzaje makaronów sprowadzanych prosto z Włoch oraz od 8 do 10 rodzajów sosów. Do tego dochodzą zmiany w menu wynikające z dostosowania się do lokalnych kultur – jak w Dubaju czy w USA – wyjaśnia. Każda środa w firmie to dzień z makaronem. Właściciele testują swoje produkty w wersji na dowóz. Na spotkaniach z klientami to również pozycja obowiązkowa.
– Na samym początku sami gotowaliśmy i testowaliśmy nowe propozycje smakowe. Zapraszaliśmy znajomych na obiad. Wychodziliśmy z założenia, że nasze dania muszą smakować nam i naszym najbliższym, byli to bowiem reprezentanci grupy, do której chcieliśmy dotrzeć – czyli studenci. Dzisiaj sami nie mamy czasu na gotowanie, jednak nadal trzymamy się założenia, że opinia najbliższych jest kluczowa – twierdzi Przemysław Tymczyszyn. Makarun to jednak nie tylko dania z makaronu, ale także całe ich otoczenie i nowe formy sprzedaży.
Właściciele opracowali niedawno nowy koncept wysp gastronomicznych oraz wprowadzili food trucki, co ze względu na duże zużycie wody podczas gotowania makaronu wcale nie było takim prostym zadaniem.
– Swój biznes rozpoczynaliśmy od odkrycia niszy dotyczącej braku spaghetterii w Krakowie. Swoją przyszłość widzimy w innej niszy. Jak dotąd nie powstała rozpoznawalna w skali międzynarodowej sieć lokali oferujących dania z makaronu w formie fast foodu. Widzimy tu swoje miejsce. Pierwszy lokal zakładaliśmy w pełni młodzieńczego entuzjazmu. Dziś wiemy, że biznes to stan ciągłego wyzwania, ale jeśli już podejmować wyzwania to takie, które prowadzą do dużego sukcesu – podsumowuje Przemysław Tymczyszyn.
Więcej możesz przeczytać w 10/2019 (49) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.