Okładki, które dodają skrzydeł
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2025 (123)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jakie były początki? Skąd wziął się pomysł na nowy magazyn biznesowy na polskim rynku?
Wcześniej wydawnictwo publikowało czasopismo podróżnicze, ale tych na rynku nie brakowało. Chcieliśmy stworzyć coś nowego, nowocześniejszego, skierowanego do młodych ludzi marzących o własnym biznesie i jednocześnie takich, których pomysł na taki biznes wypalił. Odkryliśmy, że na rynku nie ma medium, które w pełni skupiałoby się na ich problemach i potrzebach. Postanowiliśmy to zmienić, wprowadzając markę dla ludzi przedsiębiorczych, wymagających i ceniących jakość. Chcieliśmy dostarczać im rzetelną, aktualną i przystępnie podaną wiedzę, która inspiruje do rozwoju, a wokół magazynu skupić społeczność ludzi aktywnych, kochających biznes.
A skąd się wzięła sama nazwa „My Company Polska”? Były inne pomysły?
Mieliśmy mnóstwo pomysłów, zastanawialiśmy się nad różnymi wariantami. Na rynku istniała już lokalna gazetka „Moja Firma” i choć tematyka była po części zbieżna, czuliśmy, że jest ona zbyt niszowa, skupiona na bardzo lokalnych historiach, jak na przykład opowieści o sprzedawcach jabłek. My chcieliśmy czegoś więcej – celowaliśmy w historie startupowe, nowoczesne, inspirujące dużym sukcesem, a niekoniecznie w historie z nieco przaśnego przemysłu firm typu Januszex. Nazwa „My Company Polska” miała oddawać ten światowy, a jednocześnie osobisty charakter pisma.
Skąd czerpałaś inspiracje, tworząc pierwszy layout?
Dużo podróżowałyśmy z ówczesną naczelną, Dorotą Goliszewską, po Europie, żeby zobaczyć, co się dzieje na rynku. Przeglądałam magazyny w Londynie i Niemczech, szukając czegoś świeżego. Najbardziej podobały nam się amerykańskie „Inc. Magazine” i „Fast Company”, ale inspiracją były też „The Economist” czy magazyny wydawane przez Bloomberga. Chciałam, żeby nasza gazeta była nowoczesna. Stworzyliśmy trzy główne działy: Know What, Know How i Dossier, które miały porządkować architekturę pisma. A naszym znakiem rozpoznawczym stały się typograficzne okładki.
Prawdziwa rewolucja wizualna nadeszła w 2019 r., kiedy stery w redakcji przejął Grzegorz Sadowski. Co się zmieniło?
Grzegorz, kiedy zobaczył czasopismo, stwierdził, że jest w nim za dużo detali, które rozpraszają i przerywają narrację. Wprowadziliśmy zmiany, które ujednoliciły teksty i sprawiły, że layout stał się przejrzystszy. Grzegorz chciał też ewidentnie odmłodzić pismo, skierować je do startupowców i ludzi z szalonymi pomysłami. Największą zmianą była jednak jego decyzja o sesjach okładkowych.
Pierwsza sesja okładkowa z Jarosławem Królewskim była podobno chrztem bojowym.
To było trudne doświadczenie. Pojechaliśmy zrobić z nim sesję, a on miał dla nas dosłownie pięć minut. Był niechętny, nie chciał pozować, po chwili stwierdził, że to koniec. Trochę mnie to podłamało, bo pokazało, jak niekiedy postrzegano naszą gazetę – jako kogoś, komu można poświęcić minutę i tyle.
Na szczęście kolejne sesje były zupełnie inne. Które spotkania wspominasz najcieplej?
Totalnym przeciwieństwem była kolejna sesja z youtuberami z kanału „AbstrachujeTV”. Tam panowała kompletnie inna atmosfera – poświęcili nam pół dnia, wygłupiali się, a sesja była pełna śmiechu i kreatywności. Niezwykłym doświadczeniem było też spotkanie ze Stefanem Batorym, twórcą Booksy. To już wtedy był przedsiębiorca światowego formatu, na początku globalnej drogi. Podczas sesji opowiadał bardzo osobiście o tym, jak ciężko jego rodzina odnajdywała się po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych, o barierze językowej i trudnościach dzieci w aklimatyzacji w nowej szkole. Z kolei Łukasz Dojka, założyciel sieci Fitness Extreme, uosabiał historię „od zera do milionera”, która idealnie pasowała do naszego magazynu. Wyjechał do Stanów, sprzątał w siłowniach, ale pewnego dnia między myciem łazienek a wycieraniem sprzętu poznał kluczowego człowieka, który postanowił podzielić się z nim wiedzą o inwestycjach w nieruchomości. Po latach wrócił i zbudował największą polską sieć klubów fitness.
Jedna z sesji zdjęciowych przyniosła efekt legendarnej w branży okładki o aniołach biznesu z Sebastianem Kulczykiem. Redaktor naczelny Wyborczej.biz zapytał mnie na jednej z imprez: „Jak, u licha, udało się wam skłonić Sebastiana do pozowania w skrzydłach?!”.
Tak, do dziś ludzie o nią pytają. To była niezwykła sesja. Grzegorz (redaktor naczelny – red.) wymyślił koncepcję aniołów biznesu z anielskimi skrzydłami – a w nich Sebastian Kulczyk i Dariusz Żuk, poważani przedsiębiorcy i inwestorzy największego kalibru. Na tych zdjęciach widać ich ogromną klasę i zaufanie, jakim nas obdarzyli, wchodząc w tę koncepcję. Na takie zaufanie pracuje się lata. Jako anegdotę mogę powiedzieć, że nasza stylistka przygotowała na tę okazję kilka świetnych garniturów. Jednak gdy zobaczyła szyte na miarę perfekcyjne garnitury bohaterów następnej okładki, westchnęła tylko i skonstatowała „Bawet nie będę z tym startować”.
Były też sesje bardzo poruszające, jak ta z ukraińskimi przedsiębiorcami tuż po wybuchu wojny.
To było niezwykle ważne i emocjonalne spotkanie. W marcu 2022 r., zaraz po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, zaprosiliśmy do studia trzech ukraińskich przedsiębiorców działających w Polsce. Jeden z nich, Vadym Melnyk, opowiadał z drżącymi rękami, że chwilę przed wojną ściągnął do Polski swoich rodziców, by pomogli jego żonie przy nowo narodzonym dziecku. Ten przypadek uratował im życie, bo miasteczko, w którym mieszkali, w zasadzie przestało istnieć. To są historie, które zostają w człowieku na zawsze.
Jedna z moich ulubionych okładek to ta, gdzie główną rolę grały zwierzęta. Na planie musiało być bardzo wesoło.
O tak, mieliśmy fantastyczną sesję do tematu o pet biznesie! To było niezwykłe przeżycie. Na planie pojawiły się trzy psy: pies Grześka, redaktora naczelnego, i dwa psy naszych dziennikarzy. Chcieliśmy, żeby były to spektakularne zwierzaki, więc padło m.in. na rasę husky. Na planie panował pieski chaos – nasze czworonogi na początku szczekały na siebie i wyły. Zastanawiałam się, jak w ogóle zrobimy tę sesję. Na szczęście naszym gościem na okładce był Sławomir Wiatr, który prowadzi startup PetHelp z ubezpieczeniami dla zwierząt, to taki LUX MED dla psów. I ten człowiek okazał się absolutnym zaklinaczem psów. Wszedł na plan, powiedział „nie ma problemu”, wyjął z kieszeni jakieś chrupki i w jednej chwili wszystkie psy, jak zaczarowane, patrzyły tylko na niego i wykonywały każde polecenie. To była czysta magia, nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Po 10 latach i tylu zmianach czym jest dziś „My Company Polska” w wymiarze estetycznym?
Myślę, że esencją jest ciągła ewolucja i chęć opowiadania o biznesie w nowoczesny, ludzki sposób. To pismo jest też ogromną częścią mojego życia i jestem dumna, widząc, jak ciekawe historie mogliśmy przez te lata pokazać.
Więcej możesz przeczytać w 12/2025 (123) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.