Zarobić na nostalgii

Fot. Shutterstock
Fot. Shutterstock 75
Gdy ktoś słyszy „biznes na starych komputerach”, pierwsze skojarzenie, jakie mu się nasuwa, to recykling zużytego sprzętu. Owszem, tak też można, ale o wiele ciekawsze jest zarabianie na „komputerach z duszą”. Z odległych czasów, gdy nie było internetu i superwydajnych procesorów.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2018 (29)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Pewnie dla wielu będzie niespodzianką, że grono entuzjastów dawnych komputerów jest całkiem spore. Bo niby co może tak fascynować w maszynach, które wypadają bardzo blado, jeśli chodzi o wydajność i grafikę, w zestawieniu z dzisiejszymi... smartwatchami? Tymczasem przyciągają one ludzi, którzy są skłonni – kierując się różnymi przesłankami – wydawać na nie grube tysiące, nawet na te sprzed ponad 40 lat.

Bardzo niszowy biznes

Nie jest to oczywiście grono masowe. W Polsce osób zainteresowanych zabytkowymi komputerami i przeznaczonymi dla nich grami mogą być dziesiątki tysięcy, ale najwyżej tysiąc przeznaczy na nie duże pieniądze. To jednak jest jakaś baza do rozpoczęcia niszowego biznesu. Co można im zaoferować?

Możliwości jest wiele, i to w kilku dziedzinach. Po pierwsze, usługi serwisowe i związane z renowacją sprzętu, po drugie – literatura i oprogramowanie, po trzecie – akcesoria i kable, a po czwarte – nowoczesny sprzęt ułatwiający korzystanie z tych staruszków. W skali naszego kraju trudno jednak uczynić z tego wszystkiego źródło utrzymania. Lecz od czego jest internet! Prowadząc firmę w Polsce, można przecież bez trudu dotrzeć do odbiorców w całej Europie. A w takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania, entuzjastów różnych starych komputerów jest więcej. Mogą też zwykle wydać na swoje hobby znacznie większe kwoty niż Polacy.

– Rynek fanów starych komputerów nie jest jeszcze bardzo duży – przyznaje Jerzy Dudek, właściciel założonej w 2015 r. warszawskiej firmy Retronics sprzedającej akcesoria, literaturę i oprogramowanie. – Są to jednak osoby gotowe płacić spore pieniądze za akcesoria do swoich ulubionych zabawek i jest ich już na tyle dużo, że można zbudować biznes na tej fascynacji.

Dudek dociera do nich poprzez fora internetowe gromadzące pasjonatów, media społecznościowe, a także aukcje, np. na Allegro czy eBay.

Trzeba jednak pamiętać, że to rynek kapryśny, więc dobre wyczucie potrzeb fanów retrokomputerów jest kwestią podstawową. Najlepiej, gdy przedsiębiorca sam jest zainteresowany starymi maszynami. Warunek ten z pewnością spełnia założyciel Retronics, który też jest fanem i kolekcjonerem zabytkowych komputerów. Zaczynał od kabli do konsol i komputerów, w tym popularnych także w Polsce wielu modeli Commodore i Atari. Zapotrzebowanie na te akcesoria było na tyle duże (w tym za granicą), że porzucił pracę w korporacji i rozwinął swój biznes. Dziś może on stanowić źródło utrzymania.

Rzecz jasna na kablach się nie skończyło. Kolejne pomysły to pokrywy przeciwkurzowe z tworzywa, które pozwalają eksponować stare maszyny, nie narażając ich na zabrudzenie. Cieszą się sporym powodzeniem u nas i w całej Europie. Ostatnio Retronics zajmuje się także wydawaniem nowych edycji starych gier. Dudek odkupił prawa do popularnych tytułów od słynnych w latach 90. polskich firm, takich jak LK Avalon i Mirage. Teraz wydaje je w ładnych opakowaniach, oczywiście na kasetach lub kartridżach. W niektórych przypadkach konieczna była nawet cyfrowa obróbka sygnału sprzed kilkudziesięciu lat, aby uzyskać kopie wysokiej jakości (generalnie kopie te są często dużo lepsze niż oryginały).

Nabywców takich gier nie brakuje. Nie są to może tysiące klientów, ale jest ich wystarczająco dużo, żeby mieć z tego satysfakcję. Co ważne, nisza się rozrasta. Przybywa osób, które wspominają z sentymentem swój pierwszy komputer, a teraz stać je na to, żeby znowu go mieć.

Poza tym firma Dudka nie ma dziś w kraju realnej konkurencji, jeśli chodzi o wydawanie takich gier. Jego działalność jest zresztą unikalna także w szerszej, europejskiej skali. Duże firmy, jak choćby CD Projekt, wydają gry sprzed lat, ale na pecety i raczej te z XXI w. Niewykluczone jednak, że w ślady Jerzego Dudka pójdą też inni, bo starych, wartościowych gier są dziesiątki tysięcy.

Trzy sposoby na retrokomputery

Ogólnie wszystkich entuzjastów starych komputerów można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to okazjonalni gracze, którzy kupują jedną, najwyżej kilka ulubionych maszyn, ale korzystają z nich, używając nowoczesnych tzw. peryferiów, pozwalających np. wczytywać programy z kart SD. Druga to zapaleńcy, kolekcjonerzy, którzy poszukują komputerów w możliwie najlepszym stanie i oryginalnego oprogramowania. A trzecia to ci, którzy poświęcają swój czas na programowanie staruszków i do dziś tworzą na nie nowe oprogramowanie, w tym gry.

Gracze chętnie kupią wspomniane kable, które posłużą do podłączenia ich maszyn do współczesnych lub historycznych monitorów, albo umożliwią skorzystanie ze sprzętu audio do słuchania charakterystycznej muzyki. Będą też skłonni sporo wydać na nowoczesne urządzenia ułatwiające dostęp do potężnych zasobów oprogramowania dla dawnych komputerów. Dzięki specjalnie zaprojektowanym przystawkom można np. zgromadzić na jednej karcie SD kompletną bibliotekę programów do popularnego ZX Spectrum 48kB. Wczytanie gry lub aplikacji trwa ułamek sekundy, a frajda z grania jest taka, jak byśmy korzystali z magnetofonu.

Podobne urządzenia mogą też zastępować stację dysków do Commodore 64 lub 8-bitowych Atari, inne z kolei ułatwiają emulowanie twardego dysku, korzystając z niektórych modeli Amigi lub Atari ST. Można też użyć interfejsów pozwalających zastąpić tradycyjne stacje dysków 3,5-calowych kartami SD, na których zapiszemy tysiące dyskietek.

W Polsce i na świecie jest wiele firm oferujących podobne urządzenia, które wcale nie są tanie. Na przykład to do popularnego w latach 80. ZX Spectrum, pozwalające wczytywać programy z karty SD, kosztuje od 150 do prawie 300 zł. Ceny podobnego sprzętu do innych komputerów są zbliżone. W Polsce takie rozszerzenie oferuje wielu, w tym wspomniany już Retronics, czy też dobrze znany wśród entuzjastów Lotharek (czyli Przemysław Krawczyk) ze Świerklańca pod Katowicami – obecnie działający jako przedsiębiorstwo. Od lat specjalizuje się w produkcji przeróżnych rozszerzeń do starych komputerów i sprzedaje je głównie za granicą.

Przejdźmy do kolekcjonerów. Oni też czasem interesują się podobnymi urządzeniami, ale przede wszystkim szukają sprzętu oryginalnego wraz z oryginalnymi peryferiami, literaturą i opakowaniem. Najlepiej, aby był w świetnym stanie technicznym i wizualnym. To pole do popisu dla handlarzy, którzy od lat okupują serwisy aukcyjne i starają się jak najtaniej zdobywać atrakcyjne maszyny, by sprzedawać je z maksymalnym zyskiem. Ideałem jest znalezienie sprzętu w przyzwoitym stanie i doprowadzenie go do stanu jak najlepszego. Rynek, jak na razie, zmienia się na korzyść handlarzy. – Stale przybywa chętnych do nabycia starych maszyn, a tymczasem komputerów sprzed lat z każdym rokiem ubywa – zwraca uwagę Jerzy Dudek.

W konsekwencji ceny absurdalnie rosną. Jeszcze na początku tego stulecia Commodore 64 lub ZX Spectrum można było kupić za kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt złotych, a dziś dobrze utrzymane egzemplarze potrafią kosztować nawet kilkaset złotych. Bardziej unikalne maszyny, jak np. Amiga 1200, to już wydatek przekraczający 1 tys. zł, a ceny najrzadziej spotykanych, jak Amiga 3000 i 4000 oraz Atari Falcon 030 i TT sięgają dobrych kilku tysięcy złotych.

Na świecie nie brak spektakularnych transakcji. Na portalu eBay sprzedano np. unikalny prototyp Commodore 65 (powstało najwyżej kilkaset jego sztuk) za 81 tys. euro. Maszynę Apple Lisa (pierwszy komputer Apple z nowoczesnym, graficznym systemem użytkownika) wyceniono na 15 tys. dol., a prototypowe Apple I z końca lat 70. – na zawrotną kwotę 1 mln dol. Możliwe zatem, że kolekcjonowanie staroci, o ile wiemy, co wybrać, jest niezłą lokatą kapitału, choć obarczoną ryzykiem, że „ludzie z sentymentem” w końcu zaczną wymierać. W każdym razie ci, którzy zaczęli przygodę z „retro” kilkanaście lat temu, nieźle na tym zarobili.

Interes na grach

Jednak tym, co pociąga największe grono entuzjastów, także w wieku poniżej 40 lat, są gry. Okazuje się, że młodzi są zainteresowani dawnymi przebojami, nawet jeśli nie ma mowy o doskonałej, realistycznej grafice. Na potrzeby te odpowiadają oczywiście duże koncerny – w tym japońskie Nintendo – doskonale znane graczom za sprawą swych licznych gier i konsol. Jednym z hitów lat 80. była konsola Nintendo Entertainment System, którą w nowym wydaniu pokazano w 2016 r. Wizualnie to miniatura swej starszej siostry. W jej pamięci zaszyto 30 klasycznych gier. Ona też okazała się hitem: w niespełna pół roku od jej prezentacji rozeszła się na świecie w niemal 2,5 mln egzemplarzy.

Podobną funkcję spełnia konsola Atari Flashback dostępna w kilku wersjach. Firmowana przez amerykański koncern Atari pozwala pograć w zaszyte w jej pamięci gry z konsol Atari 2600 i 7800 – dobrze znanych na przełomie lat 70. i 80.

Ale mniejsze przedsiębiorstwa też produkują takie urządzenia. Za ok. 150 dol. można kupić choćby konsolę Retron 5 firmy Hyperkin z USA, która pozwala grać w gry z wielu dawnych konsol (np. Nintendo i Segi). 200 dol. kosztuje Retro Freak japońskiej firmy Cyber Gadgets, która dzięki zaawansowanym emulatorom umożliwia uruchomienie niemal dowolnej gry wydanej co najmniej 20 lat temu w wersji dla popularnych konsol. Urządzenia te nie rozchodzą się wprawdzie w milionach egzemplarzy, ale można je kupić na całym świecie i wśród fanów cieszą się uznaniem. Szkoda, że w Polsce nikt jeszcze nie pokusił się o stworzenie podobnego sprzętu.

Tym bardziej że nie brak u nas dobrych elektroników, w tym zainteresowanych rynkiem dawnych komputerów. Warto tu wspomnieć o firmie Retrolab z Trójmiasta, która od kilku lat zajmuje się ich odnawianiem i naprawą. Jej właściciele, Sebastian Chludziński i Wojciech Szymandera, mają też „zwykłą” pracę, ale hobby powoli przeradza się w dający dochód biznes.

Pomysłów na zarobek na fanach retrokomputerów może być mnóstwo, choć, jak wspomnieliśmy, nie jest to łatwy rynek i raczej nie da się na nim zbić kokosów. W Polsce coraz więcej osób organizuje np. imprezy poświęcone starym grom, powstają też niewielkie muzea starające się przy okazji spełniać funkcję edukacyjną. Ciekawe tylko, czy młodzi ludzie zainteresują się historycznymi maszynami? Jeśli nie, rynek ten pewnie z czasem zniknie. Ale koniec płyt winylowych, radia czy kina też przepowiadano.

My Company Polska wydanie 2/2018 (29)

Więcej możesz przeczytać w 2/2018 (29) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ