Sięgać za horyzont
Dawid Wesołowski, fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2022 (87)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W minionych miesiącach miałem możliwość rozmowy z wieloma polskimi innowatorami, startupowcami i naukowcami. Wspólnie zastanawialiśmy się nad stanem rodzimej innowacyjności. Dyskusja jest o tyle zasadna, bo co prawda – jako gospodarka – stale się rozwijamy, jednak w europejskich rankingach innowacyjności wypadamy kiepsko, plasując się zwykle na ostatnich miejscach. – Bardzo często słyszę, że „jakiejś technologii” zazdrości nam cały świat. A później lecę za granicę i w ogóle tej zazdrości nie czuję. Przesadne chwalenie się rzekomo rewolucyjnymi technologiami to w naszym przypadku najczęściej, niestety, wyłącznie zaklinanie rzeczywistości – powiedział mi podczas tegorocznego Innovatorium Łukasiewicza pewien naukowiec.
Generalnie opinie o innowacyjności naszego kraju są dwie. Pierwsza grupa uważa, że jesteśmy superinnowacyjni, a nasze rozwiązania technologiczne – chociażby fintechowe – są doceniane na wszystkich rynkach. – Polska jest coraz lepszym krajem do rozwijania innowacji, ponieważ widzę, że znacznie zwiększa się liczba programów łączących przemysł i naukę. To właściwa strategia, gdyż w ten sposób pobudza się przedsiębiorców do walki o własne działy R&D, a nie odtwarzanie wyłącznie zachodnich technologii – uważa dr Jacek Marczak, lider Zespołu Badawczego Materiałów Kompozytowych i Powłok w Sieci Badawczej Łukasiewicz-PORT.
Druga grupa ma znacznie gorszą opinię o rodzimej innowacyjności. Wciąż pamiętam rozmowę, jaką w zeszłym roku odbyłem z Przemysławem Pączkiem, CEO Nevomo. – W Polsce powstają wyłącznie zalążki innowacji – stwierdził wprost przedsiębiorca. – Polskę stać na innowacje, ale nikt nie chce inwestować w naukę dużych, prywatnych pieniędzy, bo ludzie często kojarzą naukę ze sporym ryzykiem utraty kapitału – dodaje dr Bartosz Kruszka, CEO Nanoseen.
A taki obraz – czyli inwestycja kończąca się stratą – w dużym stopniu wynika z faktu, że nauka i biznes po prostu nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie znają i nie rozumieją swoich potrzeb. – Jest pewien problem z zaufaniem. Zaufanie musimy dopiero zbudować poprzez pokazywanie dobrych pomysłów i umiejętną ich obronę. Jeśli model biznesowy się nie broni oraz nie potrafimy go czytelnie przekazać, to szansa na skuteczne wdrożenie znacząco maleje – wskazuje dr Adam Piotrowski, prezes zarządu VIGO Photonics.
Inny powód braku umiejętności dyskusji? Dr Olga Malinkiewicz, współzałożycielka Saule Technologies, tłumaczy, że sektor deeptech jest w Polsce czymś zupełnie nowym. – Rodzimy ekosystem startupowy jest bardzo młody. Również inwestorzy w naszym kraju to nie są ludzie, którzy wzbogacili się na nowych technologiach, bo przecież długo podnosiliśmy się po kryzysie gospodarczym, tymczasem innowacyjne technologie to domena krajów raczej wysokorozwiniętych. Polacy są ambitni i niezwykle utalentowani, lecz brakuje nam doświadczenia biznesowego umożliwiającego takie zaopiekowanie się technologicznymi projektami, by one nie uciekały za granicę – mówi przedsiębiorczyni.
Zdecydowanie w naszym interesie jest, by to doświadczenie szybko łapać, gdyż – warto to powtarzać – brak merytorycznej dyskusji oznacza brak inwestycji. W wielu dziedzinach nauki sytuacja jednak się zmienia, a rozwojowi – paradoksalnie – przysłużyła się pandemia koronawirusa. – Nagle pojawiła się potrzeba stworzenia skutecznego leku na COVID-19, więc baczniej zaczęto przyglądać się działalności np. bio- i nanotechnologów. Inwestorzy, górnolotnie rzecz ujmując, zauważyli, że przyszłość świata może zależeć właśnie od nas – mówią przedstawiciele czołowego polskiego startupu biotechnologicznego. – Startupy stricte biotechnologiczne są niezwykle kapitałochłonne – potrzebują dziesiątek, a nierzadko wręcz setek milionów dolarów. Ponadto to projekty, które przez dłuższy okres nie dają pewności co do tego, czy uda się je z powodzeniem zakończyć. Jest niewielu na tyle cierpliwych inwestorów, dysponujących wystarczająco dużymi środkami, by finansować biotechnologiczne inicjatywy – uzupełnia Dawid Wesołowski, partner zarządzający Carlson ASI Evig Alfa.
Zdarzają się przy tym również opinie ostrożniejsze, łączące obie grupy. – Czasem wydaje mi się, że Polska to dobre miejsce do rozwijania innowacji, a czasem mam wrażenie, że po prostu nauczyliśmy się pracować z tym, co mamy, i do tego się ograniczamy. Statystyki dotyczące liczby patentów są w naszym kraju koszmarne, ale byłbym daleki od kreślenia katastroficznych teorii. Owszem, stopień innowacji jest niski, ale myślmy pozytywnie – apeluje Adam Kądziela z Nanosci.
Początkujący innowator
W najnowszym Europejskim Rankingu Innowacyjności (EIS) Polska klasyfikowana jest jako „początkujący innowator” z wynikiem na poziomie 60,5 proc. średniej rankingu. Nasz wynik rośnie co prawda w szybszym tempie niż w przypadku Unii Europejskiej, ale wciąż mamy wiele do nadrobienia. Eksperci przekonują, że w najbliższych latach kluczowe będzie zaangażowanie naukowców w obszarach, które unijni urzędnicy wskazują jako nasze słabsze strony – szczególnie w rozwoju technologii związanych z ochroną środowiska.
Co wpływa na rosnącą innowacyjność naszego kraju? Według EIS – łatwość założenia biznesu oraz stosunkowo spory napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Przeszkodą w dalszym rozwoju są natomiast m.in. niewystarczające wydatki rodzimych przedsiębiorstw na B+R oraz edukacja w obszarze przedsiębiorczości oceniana poniżej średniej UE. – Polska mentalność raczej nie promuje nastolatków, którzy potrafią zrobić fajne rzeczy, a szkoły nie sprzyjają rozwojowi ambitnych ludzi, marzących i myślących o zmianie świata – mówi Janek Kulis, nastoletni współtwórca startupu HOMIES, docenionego m.in. podczas TeenCrunch.
Jakość kształcenia w Polsce – nie tylko w zakresie przedsiębiorczości – to zresztą często podnoszona kwestia. Wielu podkreśla, że za mało skupiamy się na praktycznym wymiarze nauki, a zbyt dużo czasu poświęcamy mało użytecznej teorii. Jak szkołę średnią oraz studia wspomina dr Jacek Marczak? – Dopiero na studiach okazało się, że informacje wyniesione ze szkoły średniej to całkowicie inny świat – na studiach wiedza jest głębsza, a jednocześnie daje więcej możliwości. Eksperymenty przestały być proste, zaczęły mieć przełożenie na rzeczywistość. Trudno nie zgodzić się z opinią, że tematyka poruszana w liceum powoduje, że nie bardzo wiadomo, jak wiedzę można zastosować w praktyce. Ponadto nie oszukujmy się – licea raczej nie dysponują odpowiednio bogatym zapleczem sprzętowym, więc nauczyciele skupiają się na tym, by po prostu przerobić cały program – zauważa naukowiec.
Ale wróćmy do EIS. Za mocne strony polskiej innowacyjności unijni urzędnicy wskazali przede wszystkim liczbę zgłoszeń wzorów projektowych i towarowych, mobilność pracowników w sektorze nauki i technologii, a także wysoki odsetek populacji z wyższym wykształceniem. Z kolei wśród słabych stron (czyli w kategoriach, w których odnotowaliśmy wyniki mocno poniżej europejskiej średniej) wskazano m.in. liczbę absolwentów studiów doktoranckich, niskie wydatki na innowacje w przeliczeniu na jednego pracownika oraz ograniczoną liczbę innowatorów procesów biznesowych.
Warto zwrócić uwagę na kwestię związaną z mobilnością rodzimych naukowców. Kiedy w czerwcu przygotowywaliśmy materiał o najlepszych polskich wynalazcach, nasi rozmówcy jako duży problem świata nauki w Polsce wskazywali fakt, że rodzimi naukowcy zbyt często wyjeżdżają za granicę, gdzie na szeroką skalę realizują swoje ambitne pomysły. Nieco inne światło na tę kwestię rzuciła Joanna Hetnarowicz, prezeska spółki Genuin, z którą wywiad ukazał się w listopadowym wydaniu „My Company Polska”. – Naukowcy uciekają z Polski? „Uciekają” to złe sformułowanie. Gdyby Robert Lewandowski cały czas grał w Zniczu Pruszków, nie odniósłby takiego sukcesu. Czy to źle, że poszedł do ligi niemieckiej, a później hiszpańskiej? Polska nauka też ma swoich Lewandowskich, musimy myśleć w kategoriach globalnych – przekonuje Hetnarowicz. Łapanie doświadczenia w międzynarodowych ośrodkach badawczych czy organizacjach nie jest niczym szkodliwym, wręcz przeciwnie – wszak Izrael zbudował swoją potęgę na tym, że tamtejsi startupowcy rozwijali za granicami kraju wielkie biznesy, a następnie wracali do ojczyzny, gdzie wykorzystali zdobyte doświadczenie do poprawy innowacyjności. Problem jest wtedy, kiedy naukowcy wyjeżdżają i – cytując klasyka – nie wracają.
Brak doświadczenia
Inwestycja w innowacje to wieloletni związek biznesowy. Niestety brak zaufania na linii nauka–biznes to niejedyna bariera stojąca na przeszkodzie rozwoju tegoż związku. Polskim innowatorom wciąż bowiem brakuje kompetencji związanych chociażby ze skalowaniem biznesu.
– Nie ma jednej recepty na sukces, a rodzime startupy często zaczynają myśleć o skalowaniu zbyt późno – twierdzi Bartłomiej Mazurkiewicz, członek zarządu PGNiG Ventures. – Jakie trudności i jakie wyzwania niesie ze sobą skalowanie? Lubimy w HR Hints używać analogii do rozwoju i wzrostu człowieka. Dzieci, gdy rosną, odczuwają coś takiego jak bóle wzrostowe. Ciało się przystosowuje, rozwija, ale to trudny proces zarówno dla „właściciela ciała”, jak i otoczenia. Trzeba zmierzyć się z automatyzacją i powtarzalnością procesów. W biznesie jest podobnie. Founder musi oddać kontrolę. Zaufać zatrudnionym managerom, którzy nie dość, że nie wymyślili idei funkcjonowania firmy, to jeszcze zwykle działają wolniej i nieco inaczej, niż wyobraża sobie founder. To jest oczywiście błogosławieństwo różnorodności, jednak trudno je docenić od razu – to wymaga czasu i spojrzenia z dystansu, o co niełatwo w startupie, gdyż wszystko dzieje się niesamowicie szybko. A przy tym trzeba zadbać jeszcze o to, żeby nie ucierpiało funkcjonowanie zgodnie z wartościami i kulturą organizacyjną – mówi Róża Szafranek, CEO HR Hints.
Innym słowem kluczem w kontekście rozwoju rodzimych innowacji jest walidacja projektu, z którą – co podkreślają doświadczeni przedsiębiorcy – founderzy również mają nadal spory problem. – Mam wielu znajomych próbujących rozkręcać własne biznesy, którzy przed zaprezentowaniem produktu bali się cokolwiek o nim wspominać, żeby ktoś przypadkiem nie skopiował ich rozwiązania. Takie myślenie uważam za błędne, bo korzystniej jest dzielić się przemyśleniami dotyczącymi pomysłu z ludźmi, którzy mogą spojrzeć na niego z innej perspektywy i ocenić świeżym okiem – wskazywał na łamach „My Company Polska” Kris Dąbrowski, założyciel Stonly, czyli startupu, który zajął pierwsze miejsce w tegorocznej edycji naszego rankingu „25 najlepszych polskich startupów”.
Razem się uda!
Europejski Ranking Innowacyjności od 2001 r. mierzy innowacyjność nie tylko w państwach UE, ale również innych państwach europejskich, jak również na obszarach sąsiadujących. Choć Polska – jak już zaznaczyliśmy – wypada w tym zestawieniu coraz lepiej, przed rodzimymi innowatorami (a także inwestorami!) jeszcze długa droga, by dogonić czołówkę.
Flagowym unijnym działaniem mającym pobudzać innowacyjność jest Horyzont Europa, czyli największy w historii Unii Europejskiej program w zakresie badań naukowych i innowacji. W ciągu siedmiu lat (2021–2027) na nowatorskie badania i innowacyjne rozwiązania przeznaczone zostanie łącznie prawie 100 mld euro. – Polscy badacze potrzebują wsparcia w swoich jednostkach, w uczelniach, wsparcia działów administracyjnych w aplikowaniu, rozliczaniu projektów. Badacz tak naprawdę powinien się skupić na swojej pracy naukowej – mówi Robert Grabeł z Krajowego Punktu Kontaktowego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Bo – jak podkreślają przedstawiciele w zasadzie wszystkich branż i sektorów – najważniejsze jest wzajemne udzielanie sobie wsparcia. Polska nie awansuje w rankingach innowacyjności, jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać. I to właśnie merytoryczna, ciągła dyskusja może być przepisem na dalszy rozwój naszego kraju. Wybitnych naukowców już mamy, inwestorzy są obyci na międzynarodowych rynkach – zacznijmy więc pracować razem.
W ten sposób musi się udać!
Więcej możesz przeczytać w 12/2022 (87) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.