Pandemiczne przeciąganie liny

łuczak
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowe
„Wszyscy jesteśmy drużyną narodową”. Warto przypomnieć to stare hasło kampanii marketingowej Biedronki związane z promocją reprezentacji Polski w piłce nożnej przygotowującej się na mistrzostwa Europy w 2012 r. Po 10 latach myśl w nim zawarta stała się rzeczywistością!
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2021 (69)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Każdy za marne 50 zł (to koszt rozpatrzenia wniosku) mógł stać się członkiem szerokiej kadry narodowej w pięknym i porywającym sporcie, jakim jest przeciąganie liny. Do stosownego formularza trzeba było także przesłać wyniki samodzielnie wykonanego testu sprawnościowego – to ćwiczenie na wytrzymałość beztlenową, wyrywanie sztangi oraz pompki i brzuszki na czas. Łatwizna, zwłaszcza że sprawdzian odbywał się wirtualnie. Nieznana szerszej publiczności dyscyplina stała się niesamowicie popularna. Czy ze względu na swoje wielkie walory estetyczne i zdrowotne? A może niezwykłe emocje, które budzi wśród kibiców? No, raczej nie. Licencja Polskiego Związku Przeciągania Liny pozwalała bowiem na uprawianie zawodowego sportu w czasie pandemii. Chodzenie do klubu fitness i na pływanie. Zaostrzenie przepisów sprawiło bowiem, że nie wystarczyło już tylko oświadczenie, że przygotowujemy się do profesjonalnych zawodów, zaczęła być potrzebna prawdziwa zawodowa licencja. Cóż, nastąpiło zdecydowane „przeciągnięcie struny” i konieczne stało się wymyślenie jakiegoś antidotum. 

Podobny „patent” stosowano zatem wielokrotnie w różnych, także znacznie bardziej popularnych dyscyplinach sportu. Małe dzieci, które ledwo potrafiły kopnąć w piłkę, otrzymywały swoje pierwsze sportowe stypendia! Nieważne, że była to symboliczna kwota zaledwie kilku złotych, ale pozwalała już poczuć się docenionym jak sam gwiazdor Lewandowski. Tata takiego młodego wyczynowca – jego agent według profesjonalnej nomenklatury – mógł sobie za takie stypendium kupić nawet kilka piw, a jego syn nadal spokojnie mógł się pocić, rozbijać kolana, trenować zwody ciałem oraz egzekwować stałe fragmenty gry trudne w czasach szalejącej pandemii. Radości z takiego rozwiązania nie przysłaniał nawet obowiązek dalszego wnoszenia przez rodzica comiesięcznej opłaty na rzecz klubu. 

Także nieco zagubiony w świecie uczuciowych uniesień, politycznych brudnych gier i brutalnej gospodarki rynkowej były premier Kazimierz Marcinkiewicz w wieku 61 lat postanowił zostać zawodowym sportowcem. Jego śmiały wybór – stoczenie pojedynku mieszanych sztuk walki (MMA)! To mocne, jak sierpowy cios Muhammada Alego, wejście w profesjonalny świat sportu, tym bardziej że ring ma być usytuowany w warszawskim hotelu Marriott. Cóż, ekspremier „Kaz” nie ma już nic do stracenia, bo dawno sam popełnił wizerunkowy knock down, teraz może więc bezkarnie ryzykować. 

To diametralna różnica w stosunku do czynnych polityków. Dotkliwie przekonała się o tym, także już była, wicepremier Jadwiga Emilewicz, której pociechy – w okresie zamknięcia stoków narciarskich – pięknie śmigały sobie po nich. Gdy media obiegło nagranie z ich zakopiańskich wyczynów, Polski Związek Narciarski wystawił dzieciom profesjonalne licencje z kolejnymi numerami. Oczywiście stało się to, kiedy dawno było po szusowaniu na zamkniętym stoku, włożeniu butów „po nartach” i „wciągnięciu” na „Orlenie” po kilka hot dogów. Przecież nie spróbować ich po sportowym wyczynie, to jak być w Kraśniku i nie zobaczyć Wawelu! Na nartach można złamać nogę lub rękę, w przypadku pani wicepremier doszło natomiast do poważnego urazowego i wielomiejscowego złamania jej politycznej kariery. Nie pomogła nawet pokuta w postaci pracy wolontariusza w covidowym szpitalu. Jej kariera jakoś nie chce się zrosnąć.   

Citius-Altius-Fortius! To łacińskie motto („szybciej, wyżej, silniej”) stało się olimpijską dewizą. W pandemicznej polskiej gospodarce i niezbyt zrozumiałych restrykcjach (zamykanie lasów!) przerodziło się w inne nasze zawołanie: „Chytrzej, sprytniej, bezczelniej!”. Tak to nowa polska, zresztą nie tylko sportowa, dewiza. Wiele bowiem trzeba było się nakombinować, aby móc dalej ćwiczyć swoje – utyte i zniekształcone długotrwałym siedzeniem w domu – ciało. Ciało, w którym są przecież – jak parafrazując wielkiego poetę – także włókna duszy i chrząstki sumienia!

baner 970x200
My Company Polska wydanie 6/2021 (69)

Więcej możesz przeczytać w 6/2021 (69) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ