Przed USA ciągle największe wyzwanie związane z recesją gospodarczą

Jest praca, jest kryzys / Fot. Nik Shuliahin, Unsp
Jest praca, jest kryzys / Fot. Nik Shuliahin, Unsplash.com
W historii USA próżno szukać podobnej sytuacji do obecnej, która wskazywałaby, że gospodarka będąca w recesji może stworzyć 580 tys. miejsc pracy w ciągu miesiąca - a tak właśnie zrobiły Stany Zjednoczone w lipcu br.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Stopa bezrobocia na poziomie 3,5% w USA jest porównywalna do najniższego poziomu z 1969 r. Nie znaczy to jednak, że nie ma recesji gospodarczej, a jednocześnie - jak na ironię - silna odporność rynku pracy może stanowić największe długoterminowe zagrożenie dla gospodarki. 

Sprawdź: Maserati

Koszty życia rosną nieprzerwanie od początku roku, zapowiadane są też kolejne podwyżki - czy to za prąd i gaz, czy po prostu transport i produkcję. Mimo to firmy zdają się nadal funkcjonować i nie brakuje miejsc pracy. Do tego pracownicy często oczekują podwyżek i jest silna presja na wzrost płac. Rezerwa Federalna, czyli bank centralny USA, zacieśnia politykę monetarną, wprowadzając wyższe stopy procentowe i sądząc po rynku pracy ma jeszcze pole do "popisu" i dalszego dźwigania stóp, zwłaszcza że inflacja nie odpuszcza. Jeśli tak się stanie, koszty de facto wszystkiego jeszcze wzrosną. A wtedy po pierwsze wszyscy będziemy musieli przyzwyczaić się do wyższych cen (np. paliwo za 5 zł/litr już nigdy nie wróci), a po drugie - wiele firm i konsumentów zbankrutuje, nie radząc sobie na obecnym rynku.

Jest praca, ale jest też strasznie drogo 

Traderzy z rynku finansowego uważają, że Rezerwa Federalna będzie nadal podwyższać stopy procentowe. CME Group podaje w analizie rynkowej, że 69% traderów obstawia, że bank centralny dokona trzeciej z rzędu podwyżki stóp procentowych o 0,75 punktu proc., kiedy przeprowadzi kolejną konferencję we wrześniu. Takie prognozy biorą się z tego, że rynek pracy nie wykazuje dużych oznak osłabienia. 

Politycy na czele z prezydentem Joe Bidenem próbują odwrócić uwagę obywateli od tego, że mamy ogromną inflację i drożyznę. Chwalą się więc, że mamy bardzo dużą liczbę miejsc pracy. Ale już w środę może pojawić się nieprzyjemny dla rządzących punkt danych: CPI (consumer price index), czyli wskaźnik cen konsumpcyjnych, który obrazuje poziom inflacji. Oczekuje się, że wykaże on dalszy wzrost inflacji nawet przy wyraźnym spadku cen benzyny w lipcu. 

Zobacz: Fotka

Bank centralny stara się wykorzystywać podwyżki stóp procentowych do tego, by złagodzić inflację. Jednocześnie nie chce pogrążyć gospodarki w recesji, czyli doprowadzić do tego, że prowadzenie biznesów i zatrudnianie ludzi przestanie się opłacać. 

Nikt nie wie czy stopy będą jeszcze dźwigane, a jeśli tak, to na jak długo, zanim inflacja faktycznie zacznie odpuszczać i zostanie opanowana. Na pewno nie ma sensu ufać zapewnieniom polityków i banków centralnych, bo ci przekonywali nas, że inflacja jest tylko tymczasowa, co pokazało ich zupełny brak kompetencji, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z inflacją niespotykaną od dekad - dotyczy to zarówno USA, jak i całego świata.

Inspiracje: Evan Rachel Wood

Ekonomiści obawiają się, że najtrudniejsze jest jeszcze przed nami. Produkcja gospodarcza przez ostatnie dwa kwartały stale się kurczy, co oznacza, że jesteśmy już w technicznej recesji. Natomiast silny rynek pracy zdaje się temu przeczyć, co sugeruje, że gospodarka musiałaby się jeszcze bardziej osłabić. Bardzo więc możliwe, że na koniec roku lub na początku 2023 r. również rynek pracy zacznie mieć poważne problemy, firmy zaczną masowo zwalniać ludzi i zamrażać zatrudnienie, a wielu pracodawców po prostu przestanie istnieć. Ciągle jest możliwe, że uda się uniknąć takiej sytuacji, niemniej najwięcej zależy od samych przedsiębiorców. Politycy i banki centralne już udowodniły, że nieszczególnie wiedzą, co robią.

ZOBACZ RÓWNIEŻ