Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA. "To będzie naprawdę złoty wiek Ameryki"
Milwaukee, Wisconsin - 18 lipca 2024: były prezydent Donald Trump na Narodowym Zjeździe Republikanów. / fot. Shutterstock/Maxim ElramsisyJuż oficjalnie możemy mówić, że Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA i powróci do Białego Domu po przerwie. Ostatni taki przypadek miał miejsce ponad 130 lat temu, kiedy prezydent Grover Cleveland wrócił do urzędu po jednej kadencji przerwy. To nie koniec dobrych wiadomości dla dla Republikanów – partia Trumpa jest na dobrej drodze do przejęcia większości w Senacie, co znacząco wzmocniłoby przyszłą administrację prezydenta.
W otoczeniu rodziny i kandydata na wiceprezydenta – JD Vance’a, Trump powiedział: – To jest wielkie zwycięstwo dla Amerykanów, które pozwoli nam uczynić Amerykę znowu wielką.
Kamala Harris miała przemówić na swojej alma mater, Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie, ale odwołała swoje wystąpienie. Tłum rozproszył się, gdy współprzewodniczący kampanii Demokratów, Cedric Richmond, ogłosił, że Harris nie pojawi się tej nocy. Do przemówienia Harris ma powrócić dziś (środa).
Słabnie siła poparcia dla Harris
Według danych exit poll CBS, Harris nie uzyskała oczekiwanego poparcia wśród kobiet. Około 54% głosujących kobiet oddało na nią głosy, w porównaniu do 57% dla Joe Bidena w 2020 roku. Również wyborcy czarnoskórzy i latynoscy nie byli tak entuzjastyczni, jak podczas kampanii Bidena cztery lata temu.
Niespokojne wybory i groźne obietnice
Szefowie obu kampanii przygotowali się na potencjalne problemy. Władze odpowiedzialne za bezpieczeństwo wyborcze były w gotowości, choć na razie nie odnotowano poważniejszych incydentów. Mimo to, we wtorek zgłoszono około 30 fałszywych alarmów bombowych, z czego połowa miała miejsce w Georgii.
Trump, który w przeszłości próbował kwestionować głosowania, znowu porusza temat uczciwości wyborów. Na wiecach twierdził, że dochodzi do manipulacji i ostrzegał swoich zwolenników przed rzekomymi próbami „kradzieży” głosów.
Pomimo krytyki i zarzutów karnych, Trump zdołał zmobilizować swoich zwolenników i odzyskać kontrolę nad Partią Republikańską. Kampania była napięta, ale skuteczna, z silnym naciskiem na kwestie takie jak nielegalna imigracja i gospodarka. Przyszły prezydent zapowiedział masowe deportacje i obiecał zakończyć konflikt między Rosją a Ukrainą w szybki sposób, co wzbudziło kontrowersje wśród ekspertów.
Celebryci i znane osoby popierające Trumpa
Na swoim wiecu Trump nawiązał też do Elona Muska, jednego z najważniejszych darczyńców jego kampanii. Musk sukcesywnie publikował wiadomości na X, które podtrzymywały optymizm wśród zwolenników Trumpa i zachęcały nieprzekonanych. Wrestler i aktor – Hulk Hogan oraz Tucker Carlson – komentator polityczny, przemawiali na Narodowej Konwencji Republikanów, ale mówi się, że być może największe poparcie Trumpa nastąpiło na samym końcu kampanii, kiedy popularny na całym świecie amerykański podcaster – Joe Rogan powiedział, że popiera republikańskiego kandydata.
Wielkie plany i możliwe zmiany
W nadchodzących dniach oczy obywateli USA będą skierowane na formowanie gabinetu Trumpa. Już teraz mówi się o kontrowersyjnym kandydacie Robertcie F. Kennedym Jr., który mógłby zająć kluczowe stanowisko związane ze ochroną zdrowia – On chce zrobić coś ważnego dla zdrowia Ameryki, a my mu na to pozwolimy – zapowiedział Trump.
Czego możemy się spodziewać po prezydenturze Trumpa
Mimo ostrej krytyki i podziałów wśród obywateli, przyszłość prezydentury Trumpa być równie burzliwa i pełna kontrowersji, jak jego pierwsza kadencja. Olivia Troye, była doradca byłego wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Mike'a Pence'a w walce z terroryzmem podziela te obawy i dzieli się na łamach MSNBC kilkoma punktami zapalnymi, które najprawdopodobniej wybuchną w najbliższym czasie:
Zagrożenie eskalacją przemocy politycznej
Jednym z największych zmartwień jest ryzyko wzrostu przemocy politycznej. Donald Trump już teraz publicznie kieruje niejasne, ale niebezpieczne groźby wobec swoich przeciwników. Przykładem mogą być jego komentarze dotyczące byłej kongresmenki Liz Cheney, które można interpretować jako nawoływanie do przemocy. Choć niektórzy mogą twierdzić, że nie miał tego na myśli, ale Amerykanie zapamiętają "dziewięć luf wycelowanych w nią". Dodatkowo, jeśli zdecyduje się ułaskawić uczestników zamieszek z 6 stycznia, spełniając swoją obietnicę, da zielone światło dla ekstremistów, którzy mogliby działać na jego rzecz.
Zmiany w krajobrazie medialnym
Trumpowa retoryka ma również potencjał, by przekształcić amerykański krajobraz medialny. "The Washington Post" i "Los Angeles Times" w tym roku nie zdecydowały się na udzielenie poparcia prezydenckiego, a Trump wytoczył wielomiliardowy proces przeciwko CBS i groził zamknięciem tej stacji. Jednocześnie buduje własne imperium medialne, które w najgorszym scenariuszu mogłoby funkcjonować jak propaganda państwowa w reżimach autorytarnych. Choć nie jest to przesądzone, dziennikarze mogą być coraz bardziej zastraszani i nawoływani do podporządkowania. Bez wolnej prasy obywatele mogą stracić dostęp do obiektywnych informacji.
Masowe deportacje i ekonomiczne konsekwencje
W planach Trumpa znajduje się również masowa deportacja imigrantów. Obietnice nalotów i tworzenia obozów deportacyjnych mogą wywołać atmosferę strachu i podejrzliwości. Ekonomiczne skutki takiej polityki mogą być poważne. Jeśli miliony pracowników, w tym tych legalnie przebywających w USA, zostaną deportowane, firmy mogą stanąć przed ogromnym wyzwaniem w i tak już napiętym rynku pracy. Finansowanie tak gigantycznej operacji musiałoby skądś pochodzić: rosnący dług narodowy, wprowadzenie podatku od sprzedaży, cięcia świadczeń takich jak Social Security czy likwidacja programów pokroju Affordable Care Act to realne scenariusze. Wszystkie te opcje mogą pogorszyć sytuację finansową przeciętnego Amerykanina, a to na dodatek do możliwych strat związanych z planowanymi przez Trumpa taryfami czy groźbami Elona Muska, który sugerował możliwość „zatopienia gospodarki”.
Wzrost władzy wykonawczej i rządy oligarchii
Im większą władzę skonsoliduje Trump, tym lepiej będą się mieli jego korporacyjni sojusznicy, tacy jak Elon Musk. Taki sojusz publiczno-prywatny mógłby przekształcić USA w oligarchię, w której granice między służbą publiczną a prywatnymi interesami się zacierają. Osoby, które Trump określał jako "głębokie państwo", mogą spodziewać się tysięcy utraconych miejsc pracy. Co więcej, nie można wykluczyć ścigania tych, którzy odważyli się mówić prawdę o byłym prezydencie.
Globalne konsekwencje
Skutki zmian w administracji mogą być odczuwalne także na arenie międzynarodowej. Nagła utrata doświadczonych pracowników i pamięci instytucjonalnej w agencjach rządowych może utrudnić politykę zagraniczną USA oraz osłabić zdolności wywiadowcze. Równoczesne wycofanie się z globalnego przywództwa mogłoby osierocić sojuszników i ośmielić agresorów, destabilizując Europę i wprowadzając niepewność geopolityczną.
Ataki na prawa obywatelskie
W kraju sytuacja marginalizowanych grup może się pogorszyć. Prawa reprodukcyjne kobiet znajdą się na celowniku, a ciężko wywalczone zabezpieczenia dla osób kolorowych oraz społeczności LGBTQ+ mogą zostać cofnięte. Niektóre instytucje chroniące te prawa mogą zostać zniszczone, a zagrożone grupy będą zmuszone bronić się same. Można się także spodziewać dalszej erozji procesu wyborczego: bezwstydne manipulacje granicami okręgów wyborczych, likwidacja niezależnych komisji ds. redystrybucji oraz obsadzanie kluczowych stanowisk wyborczych lojalistami Trumpa.
Co dalej z demokracją
To wszystko maluje ponury obraz przyszłości, ale Amerykanie sami to wybrali. Trumpa znamy już bardzo dobrze: jego liczne głębokie wady osobiste i zawodowe, chaotyczny styl rządzenia, próby obalenia wyników wyborów oraz autokratyczne zapędy. – Czy demokracja w USA to przetrwa? Trudno jest utrzymać nadzieję w obliczu takich wyzwań. Walka o wolność, sprawiedliwość i prawdę będzie trwała, ale ta walka tak naprawdę dopiero się zaczyna – kwituje mało optymistycznie Olivia Troye.
Co czeka USA, kiedy wygra Donald Trump? Jego program szokuje
Projekt 2025, czyli dokument przygotowany przez konserwatywny think tank Heritage Foundation i będący programem Donalda Trumpa, to "niszczenie amerykańskich wartości" i mechanizmu politycznej kontroli prezydenta - pisze w "Washington Post" były republikański gubernator Larry Hogan.