Rynki na rozdrożu
Donald Trump i Kamala Harris / Fot. ShutterstockWrzesień to statystycznie najgorszy miesiąc dla Wall Street. Jednak fakt, że za chwilę odbędą się wybory w USA, sprawił, że emocji we wrześniu nie zbrakło. Był to miesiąc z dużą zmiennością nastrojów.
Niektórzy komentatorzy twierdzili, że oliwy do ognia w obozie byków mogła dodać wypowiedź szefa Fedu podczas sympozjum w Jackson Hole. Po niej indeks S&P 500 ustanowił kolejny rekord. To nie Fed był jednak katalizatorem tych wzrostów.
Kupujący spadki są w USA bardzo mocną grupą inwestorów i to oni już przed sympozjum Fedu doprowadzili indeks S&P 500 do poziomu bliskiego rekordowi wszech czasów. Wypowiedzi Jerome Powella, szefa Fedu, były więc już tylko wisienką na torcie. Warto jednak odnotować, że tym razem nie bawił się w subtelności i zapowiedział obniżki stóp. Stwierdził, że „nadszedł już czas na korektę dotychczasowej polityki”. Tyle tylko, że wówczas skala obniżki i jej czas pozostawały nieznane.
Rynek wyceniał prawdopodobieństwo obniżki o 50 p.b. (do poziomu 4,75-5,25 proc.) na blisko 50 proc. Ja twierdziłem, że tak się nie stanie. Nie tylko z powodów ekonomicznych, ale i dlatego, żeby Fed nie był później oskarżany o pomoc demokratom przed wyborami. Okazało się, że FOMC poszedł jednak bardzo mocno w kierunku „gołębim” i stopy zostały obniżone właśnie o 50 p.b.
Obawiam się, że inwestorzy mogą dojść do wniosku, iż skoro Fed podejmuje takie działania, to z gospodarką jest bardzo źle. Podczas konferencji po wrześniowym posiedzeniu szef Fedu nie wykluczył dalszych obniżek. Wszystko będzie teraz zależało od kolejnych danych makro. Te publikowane we wrześniu niespecjalnie wyjaśniły, w jakiej sytuacji jest gospodarka.
Owszem, w sierpniu utworzono w USA mniej miejsc pracy, niż tego oczekiwano, a dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano mocno w dół. Jednak stopa bezrobocia spadła (z 4,3 na 4,2 proc.). Indeksy po publikacji tych danych mocno spadały. Można powiedzieć, że wreszcie doszło do sytuacji, w której złe dane są złe dla rynków. Dane o inflacji CPI w USA też niczego nie wyjaśniły. Spadła nieco mocniej, niż oczekiwano (z 2,9 na 2,5 proc.) - najpewniej była to zasługa taniejących paliw. Inflacja bazowa ani drgnęła - nadal 3,2 proc., a w skali miesięcznej wzrosła o 0,3 proc. (oczekiwano 0,2 proc.).
Interesująca była reakcja rynków na dane instytutu ISM. Indeksy menedżerów logistyki pokazywały, że w sektorze przemysłowym źle się dzieje. Szczególnie niedobre było to, że subindeks nowych zamówień zanurkował, a subindeks cen płaconych wzrósł. Tyle tylko, że indeks ISM dla sektora usług pokazywał rozwój gospodarki. A przecież wkład sektora usług do PKB w USA przekracza 80 proc., a liczba firm w tym sektorze przekracza 90 proc. wszystkich firm. Jak widać, gracze zaczęli szukać złych informacji, lekceważąc te dobre.
Powódź nie przeceniła GPW
A co...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 10/2024 (109) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.