Przygotowuję spektakularny rajd
Piotr Stramowski, fot. Szymon Szcześniakz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2022 (86)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jeśli wziąć pod uwagę rozpoznawalność, liczbę ról oraz zarobki – grasz już w Polsce w aktorskiej pierwszej lidze?
Ciężko mi siebie ocenić, wolę, żeby robili to widzowie. Myślę jednak, że jestem trochę niesklasyfikowany. Grałem zarówno w blockbusterach Patryka Vegi – za co oberwałem trochę rykoszetem, bo wiemy, jak postrzegany w naszym kraju jest Patryk – ale także udzielam się w teatrze, z którego właściwie się wywodzę. Pojawiam się na ściankach, nie stronię od rozmów o życiu prywatnym – jestem wszędzie po trochu.
Podobno masz ok. 200 dni zdjęciowych rocznie.
Nigdy tego nie liczyłem. Żyję z dnia na dzień, dlatego tak ważna jest dla mnie ta noga biznesowa, gdyż uczy mnie dokładniejszego planowania pewnych spraw. Kiedy zaczynałem poznawać ten świat, trudno było mi umawiać się na spotkania biznesowe, bo nie do końca ogarniałem swój terminarz – zresztą w tym zawodzie jest tak, że dokładną rozpiskę dni zdjęciowych dostajesz nawet wieczór przed…Mimo tego staram się być lepiej zorganizowany.
Są tygodnie, kiedy nie masz zaplanowanych żadnych aktorskich aktywności?
Niedawno podjąłem decyzję, że trochę przystopuję – chcę bardziej poświęcić się biznesowi i spółce ASI Gaming Investment Group, której zostałem członkiem. To moje nowe hobby.
Hobby?
Nie podchodzę do tego jak do pracy czy obowiązków zawodowych – o funduszu nie myślę jak o kolejnym sposobie na zarabianie pieniędzy. Po prostu fascynuje mnie to, że wszedłem w zupełnie nową dla mnie przestrzeń, która może przynosić ogromne profity – nie tylko finansowe, gdyż mamy szansę wnieść coś do świata, w którym żyjemy. Poza tym uwielbiam zmiany i przekraczanie granic. O transgresji w teatrze pisałem nawet magisterkę, także balansowanie na krawędzi ryzyka to jak najbardziej mój świat.
Kiedy zacząłeś budować tę nogę biznesową? Kilka lat temu nawiązałeś współpracę z Januszem Palikotem – to był początek twojej nowej drogi?
Z Januszem znamy się od dawna. Jakieś dwa lata temu przyjechał do mnie i do Kasi (Katarzyna Warnke – red.) na Mazury. Pojawił się wówczas temat postawienia na nowo Browaru Tenczynek. Od słowa do słowa zaproponował nam współpracę, ale bardziej influencerską, związaną z wykorzystaniem naszego wizerunku. Janusz przekonał nas do swojej wizji, to było całkiem fajnie wymyślone.
Jak to wyglądało strukturalnie – objęliście udziały w firmie?
Mogę tylko powiedzieć, że objęliśmy akcje spółki Alembik na pewną kwotę. Umowę mieliśmy tak skonstruowaną, aby obydwie strony były ukontentowane. Właśnie minęły dwa lata od inwestycji i będziemy ją finalizować. Widzę, jak na mnie patrzycie, więc od razu odpowiadam – tak, nadal jestem ukontentowany. (śmiech)
Wokół działalności Palikota pojawiło się ostatnio mnóstwo kontrowersji związanych m.in. z zawyżonymi wycenami czy reklamowaniem alkoholu.
Wokół wszystkich są jakieś kontrowersje – zwłaszcza wokół tych, którzy osiągają nagły sukces. Zauważcie, co się stało z Patrykiem Vegą.
W przypadku Janusza Palikota zarzuty są jednak bardzo poważne. W związku z promowaniem picia alkoholu poszło nawet zawiadomienie do prokuratury, które złożył znany aktywista Jan Śpiewak.
Janusz jest brandem. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – trochę on dla mnie jest tym alkoholem. Można zastanawiać się nad granicami, nie zmienia to jednak faktu, że facet przyciąga uwagę, jest niesamowicie charyzmatyczny w swojej pasji, a co za tym idzie – wiarygodny.
A więc od tej współpracy się zaczęło?
Nie do końca. Najpierw zacząłem pracować z Patrykiem Vegą, poznawałem ludzi inwestujących w jego firmy i niesamowicie się w to wszystko wciągnąłem. Patryk jest dobrym biznesmenem, a już na pewno bardzo skutecznym – jego współpraca z wieloma podmiotami układała się wręcz wzorcowo. Z kilkoma inwestorami się zaprzyjaźniłem, po latach dostrzegam, że już wtedy łączyłem ze sobą pewne kropki. Dzięki nawiązanym wówczas kontaktom mój przyjaciel Przemek Waszczuk wprowadził mnie na pokład ASI GIG. Bardzo to wszystko poczułem.
Co poczułeś?
Inwestorski świat. W zeszłym roku nasz fundusz podpisał kontrakt z hollywoodzkim domem produkcyjnym Hello Pictures, współtworzonym m.in. przez byłego CEO Warner Music. Kiedy branżowym okiem zerknąłem na projekty, którymi w niedalekiej przyszłości zamierzają się zająć, to bardzo się podkręciłem, bo są naprawdę imponujące. Hello Pictures ma potężne wsparcie biznesowe. Reprezentuje ich CAA, a więc jedna z największych na świecie agencji talentów i sportu. HP współpracuje z fachowcami znanymi m.in. z produkcji Marvela czy oscarowych produkcji takich jak „Judy” czy „Jackie”. Zawsze chciałem współpracować z ludźmi z Hollywood, a teraz to po prostu się dzieje. Super uczucie.
Rozumiemy, że zainwestowałeś w fundusz ASI GIG, który zainwestował w startup – bo to wciąż startup, mówimy o rundzie seedowej – Hello Pictures?
Tak, obok rodziny Schlainów jesteśmy wiodącym inwestorem, a nasz człowiek siedzi w zarządzie spółki, co daje nam wpływ na nadchodzące produkcje. To świetnie, gdyż chcielibyśmy wypromować w ten sposób za oceanem najzdolnieszych rodzimych twórców. Hello Pictures jest dobrze dogadane z platformami takimi jak Amazon, Disney, HBO, Netflix. Raptem tydzień temu podpisali kontrakt na gigantyczne show dla wiodącej amerykańskiej telewizji. Oczywiście nie podejmujemy kluczowych decyzji, natomiast mamy możliwość sugerowania pewnych działań. Liczę, że już wkrótce polscy operatorzy czy aktorzy będą kręcić produkcje we współpracy z Hello Pictures.
Jest jeszcze drugi pomysł na tę współpracę – chcemy stworzyć coś w rodzaju „gaming village”, a więc parku technologicznego będącego połączeniem gier i kina, który umożliwi nam filmowanie części produkcji w Polsce. Niedawno w ASI GIG zainwestował mój dobry znajomy, liczący się w światku producent odpowiadający za największe koprodukcje kręcone na terenie Polski, który z pewnością będzie nieocenionym wsparciem w rozwoju tego projektu. Budujemy coś naprawdę dużego, pomost pomiędzy Europą a Hollywood.
Netflix inwestuje w Polsce coraz większe pieniądze, czego efektem są takie sukcesy jak „Wielka woda”. Firma ma też swoich przedstawicieli w Warszawie. Chcecie działać podobnie?
Pandemia rozpoczęła boom na platformy streamingowe, Netflix rzeczywiście ma na nasz kraj konkretny plan. Dobrze, że tyle mówi się o „Wielkiej wodzie”, bo takich produkcji się po prostu nie kręci – mało kto dysponuje na tyle dużymi funduszami, by zalać miasto. Jako aktor wiem, że oczekiwania bardzo często rozmijają się z rzeczywistością – w scenariuszu masz scenę wybuchu samochodu, a kiedy przychodzisz na plan, to widzisz, że nagrywa się kolesia, który na wybuch tylko patrzy…
Rywalizować z Netflixem będzie z całą pewnością trudno.
Absolutnie nie chodzi o rywalizację! Wiecie co, zawsze wkurzało mnie, że będąc aktorem, w kręgach producenckich czy biznesowych traktowany byłem nie do końca poważnie. Patrzono na mnie z dozą dystansu, co było jednym z powodów, dla którego zająłem się biznesem. Nie chodzi o to, żeby przeskoczyć Netflixa, ale o to, żeby z nimi współpracować, a to już się wydarza. W 2023 r. wychodzi „Maybelline Prince” – historia marki Maybelline. Teraz trwają przygotowania do kolejnego projektu, w który zaangażowana jest rodzina Picasso. Wow!
Możesz zdradzić, jakie kwoty zainwestowałeś w fundusz?
Odpowiem tak: jestem dobry w networkingu, potrafię zarażać innych realizowanymi projektami. Moją funkcją nie jest pozyskiwanie pieniędzy, ale poniekąd to robię, bo po prostu potrafię.
Czyli jesteś przede wszystkim ambasadorem.
Nie, przede wszystkim jestem członkiem zarządu ASI GIG. Tworzymy zespół, w którym każdy ma swoją funkcję. Choć to też jest jeszcze płynne, bo w dwa miesiące pozyskałem dla spółki 2 mln zł, mimo że to nie był mój przydział. Na rynku jesteśmy świeżynką, co rodzi liczne wyzwania, ale daje też mnóstwo możliwości. Wycena naszej spółki przekracza 60 mln zł.
No dobra, ale jednak jesteś rozpoznawalny, więc siłą rzeczy musisz być trochę twarzą tego projektu.
Siłą rzeczy tak, siłą decyzji i pasji – mniej. Jestem czynnie zaangażowany w naszą działalność. Od kilku miesięcy prowadzę rozmowy z Hello Pictures, niebawem będę uczestniczył w ich corocznym spotkaniu zarządu. ASI GIG widzę jako unikat w tej części Europy, głównie z powodu dywersyfikacji wybieranych przez nas spółek portfelowych oraz odważnego podejścia do inwestycji – postanowiliśmy, że finansowo szeroko wejdziemy nie tyle w gaming czy kino, lecz po prostu w świat nowych technologii.
Zwrot ku gamingowi jest o tyle ciekawy, że wszyscy powtarzają, że boom na tę branżę minął, wyceny spółek gamingowych drastycznie poleciały w dół, a wy – jako fundusz – i tak chcecie się tym zająć.
Rozmawiałem niedawno z pewnym znanym spekulantem giełdowym, który powiedział mi, że w tym momencie ciężko cokolwiek przewidzieć. Jestem w tym świecie nowy, ale wyciągam wnioski m.in. z takich spotkań, więc dostrzegam, że żyjemy w wyjątkowych czasach – niełatwych, a jednocześnie stwarzających ogromne możliwości, zwłaszcza w przypadku niestandardowych biznesów. Moi współpracownicy powtarzają, że jeśli chodzi o spółki gamingowe, wreszcie nastąpiła odpowiednia korekta wycen. Z drugiej strony statystyki wskazują, że gaming wciąż może dać gigantyczne zyski – zwłaszcza w porównaniu do kinematografii.
Jak rozumiemy, zakładacie, że wspomniana przecena wyczyściła rynek, więc wreszcie możemy mówić o urealnieniu wycen. To szansa na poniekąd odbudowanie całej branży, w którym chcecie wziąć czynny udział.
Skoro już mówimy o gamingu, trzeba wspomnieć o NFT, metaversum i blockchainie. W tych zjawiskach dostrzegam ogromną szansę, zwłaszcza że w Polsce te zagadnienia są jeszcze nieruszone. Zauważcie, że coraz częściej gry robi się na blockchainie, wszystko staje się online. Jedną z inwestycji ASI GIG jest spółka GR Games SA, tworząca grę na bazie słynnego wyścigu Gumbal 3000 organizowanego przez Maximilliona Coopera. Max jest niesamowicie podniecony projektem, gdyż chce go zrealizować właśnie na blockchainie – samochody będzie można dokupywać w formie NFT, by następnie nie tylko wklejać je do gry, ale również trade’ować nimi na różnych aukcjach. Taki jest teraz plan. To zupełnie nowe podejście do gamingu, przypominające nieco początki internetu z lat 90. Tworzy się coś nowego, czemu zdecydowanie warto się przyglądać. Sam sprawdziłem to zjawisko organoleptycznie – ściągnąłem portfele, zainwestowałem, zyskałem, straciłem, okradli mnie, ale przynajmniej mniej więcej wiem, z czym to się je. Znajomi śmieją się, że stałem się ekspertem od NFT.
Zdajesz sobie sprawę, że to stwarza ogromne możliwości do spekulacji?
A do tego jest uzależniające, oczywiście. To działa trochę jak giełda, ale jeśli odpowiednio zaplanujesz projekty i swoje inwestycje, to możesz wiele zyskać. Nie chcemy po prostu wypuszczać NFT, zarobić na starcie i zamknąć temat – naszą ambicją jest stworzenie globalnych, żyjących marek.
Nie uważasz, że to sztuczne tworzenie dóbr tam, gdzie wcześniej ich nie było?
Zahaczamy tu o filozoficzną kwestię – czym dla ciebie jest dobro? Token NFT nie różni się niczym od fizycznego obrazu Sasnala, który możesz powiesić na ścianie w domu. Przecież nawet gotówka powoli wychodzi z obiegu, co jest dowodem, że nie musimy posiadać czegoś w rzeczywistej formie. Świat coraz odważniej wkracza w web 3.0 – na początku powstał e-mail, później do głosu doszły sklepy internetowe i media społecznościowe, a przyszłość należy do portfeli kryptowalutowych. Z biernego odbiorcy stałeś się aktywnym użytkownikiem wirtualnego świata. Decentralizacja robi z ciebie współtwórcę, powstają DAO – tego wcześniej nie było. A ludziom się to podoba, bo po prostu mają więcej do powiedzenia. Niedawno widziałem, jak kumpel miał spotkanie biznesowe w metawersie, co tylko udowadnia, że to wszystko coraz sprawniej funkcjonuje. Uważam, że film Jana Komasy „Sala samobójców” jest świetnym przykładem, aby przyjrzeć się temu, skąd wykiełkował świat metawersum – z gier!
Niedawno pewna amerykańska influencerka postanowiła stokenizować swoją miłość. Dla ciebie jest to okej czy to odbieranie powagi całemu rynkowi NFT?
To idealny przykład, czym jest NFT. Jestem daleki od ocen, takie rzeczy na pewno będą się zdarzać, bo rynek wciąż się tworzy. Ktoś musi coś spieprzyć, ktoś coś ukraść, żebyśmy zobaczyli, co się sprawdza. Branża jest jeszcze nieuregulowana, więc masz prawo do sprzedaży kodu ze swoimi emocjami.
Znów wrócę do gamingu, który również udowadnia wartość NFT. Poprzez kryptowaluty możesz chociażby handlować artefaktami ułatwiającymi rozgrywkę. Świat staje się otwarty. Bardzo cieszę się ze wspólnego projektu z GR Games – naszą grę chcemy zaprezentować w 2024 r., na 25-lecie wyścigu Gumbal 3000.
Uściślijmy: grę tworzy spółka GR Games, której fundusz ASI GIG jest inwestorem?
Tak. GR Games to spółka córka znanej szeroko spółki Simfabric, tworzącej m.in. popularne symulatory. Ponadto podpisaliśmy niedawno umowę z firmą tworzącą innowacyjny kontroler do gier, którego pomysłodawcą i twórcą jest Phil Croft, inżynier z Australii. ProSteer (nazwa kontrolera – red.) na rynku ma szansę stać się game changerem. Produkt ten łączy kierownicę z padem, firma wykorzystuje własną technologię, dając realne doznania sterowaniem w trakcie gry. Po przetestowaniu kontrolera na ostatnim evencie pewien były rajdowiec powiedział, że sterowalność jest bardzo zbliżona do tej z prawdziwych wyścigów. Projekt już dostrzegł Microsoft i Xbox, na co mamy papiery – to ważne wsparcie, które zapewne ułatwi nam międzynarodową dystrubucję. Jak tak patrzę na portfel ASI GIG, to dostrzegam w zasadzie same fajne, niesztampowe produkty. A wiarygodności dodają nam sprawdzeni partnerzy.
Rzeczywiście, Max Cooper to człowiek doceniany globalnie – organizowane przez niego eventy relacjonują media z całego świata.
W ciągu ostatniego roku gościliśmy go w Polsce dwukrotnie, co tylko pokazuje, że poważnie podchodzi do współpracy z naszym funduszem. Do tego dochodzi nam Hello Pictures, o którym już wyczerpująco się wypowiedziałem, plus dwa giganty, o których powiem teraz.
Pierwszy to kanał Extreme (miliard odwiedzin przez pół roku na wszystkich ich kanałach i mediach społecznościowych!), którego założycielem i co-founderem jest Alistair Gosling. Drugi – Dfinity, blockchainowy twór mający własny ICP protocol,finansowany m.in. przez jeden z największych funduszy z Doliny Krzemowej w USA, czyli Andreessena Horowitza, którego jesteśmy partnerem w dziedzinie gamedevu. Możemy się pochwalić tym, że w zeszłym roku zorganizowaliśmy globalny hackhaton o nazwie Supernova, w którego jury zasiadał nasz business angel – chyba nie obrazi się za to określenie – Jarosław Grzywiński, w przeszłości prezes GPW.
Pięknie to wszystko brzmi, ale dlaczego nie opowiadasz o tym głośniej? Może jednak nie jesteś jeszcze w pełni przekonany do tych projektów? Kiedy wpiszesz w Google’a „Piotr Stramowski biznes”, to nie znajdziesz niczego konkretnego.
Po prostu nie chciałem rozmawiać o czymś, zanim nie zdobędę odpowiedniej wiedzy w dziedzinie, którą poruszam. Jak już wspominałem – nie jestem twarzą funduszu, ponadto nie mogę przecież publicznie namawiać do inwestowania, bo podlegamy pod KNF. Wykonuję pracę organiczną, czekam na odpowiedni moment, by móc się pochwalić pierwszymi sukcesami. Najpierw zbuduj działający produkt biznesowy, a dopiero potem pokaż go światu. Nie jestem zwolennikiem przekazywania wyłącznie szumnych zapowiedzi. „My Company Polska” to pierwsza redakcja, z którą otwarcie o tym rozmawiam. W świecie biznesowym czuję się trochę, jakbym stawiał pierwsze kroki na scenie, bo to zupełnie inny rodzaj prezentowania się widowni, zupełnie inny rodzaj kontaktu.
Czy postrzeganie ciebie przez świat biznesu się zmieniło?
Na razie przygotowujemy się na spektakularny rajd, czekam na pierwsze exity. Jeśli miałbym porównać nas do Formuły 1, to mogę powiedzieć, że mamy dotarty silnik, fura jest gotowa, a opony nagrzane, czekamy więc tylko na start. Pochwalimy się wtedy, kiedy wygramy. A może nie będziemy musieli się chwalić – ludzie sami się dowiedzą, kto i ile wygrał, tak jak w F1. (śmiech)
Jakie cechy nabyte podczas pracy na planach filmowych czy w teatrze przydają ci się teraz w biznesie?
Aktorstwo nauczyło mnie pewności siebie – grając różne postaci, poznajesz część samego siebie. Wachlarz moich możliwości regularnie się rozszerza, co buduje mnie jako człowieka. Z pewnością potrafię odnaleźć się w kolejnych, nowych środowiskach. Myślę, że jeszcze kilka lat temu po prostu bałbym się tego wejścia w biznes.
Dostrzegasz trend, że coraz więcej aktorów w Polsce zabiera się za robienie biznesu?
Generalnie w naszym kraju, kiedy aktor zabiera się za cokolwiek niezwiązanego z zawodem, to zaczynają się podśmiechujki. Nie wiem, skąd to stanowcze przeświadczenie, że jesteśmy wyłącznie od dostarczania ludziom rozrywki. Traktuje się nas jak dzieci, które trzeba trzymać pod kloszem. Ale wiecie, z drugiej strony splendorowi łatwo ulec, bo kiedy stajesz się popularny, a na planie ogarnia cię sztab ludzi, to możesz się w to wszystko wkręcić. Po sukcesie „Pitbulla” ludzie stali się dla mnie mili, zaczęli dawać mi za darmo różne rzeczy – to może onieśmielić. Na siebie patrzę przede wszystkim jak na produkt, w innym wypadku po prostu szybko bym się wykoleił.
Jak widzisz się w przyszłości? Powiedziałeś na początku, że bardzo chciałbyś, aby ta noga biznesowa stawała się coraz mocniejsza. Zamierzasz pójść ścieżką Marka Kondrata, który porzucił aktorstwo – mimo że wciąż otrzymuje liczne propozycje – by zająć się biznesem?
Nie wiem, co będę robił za pół roku, a wy pytacie mnie o dalszą przyszłość (śmiech). Założyłem sobie pewne cele, które staram się realizować. Na pewno chcę grać w filmach, bo kocham to robić. Wydaje mi się, że współpraca z Hello Pictures – która była głównym powodem mojego wejścia w ASI GIG – może być dla mnie przepustką do Hollywood. Wierzę w te projekty, liczę, że już niedługo będziemy mogli pochwalić się wielkimi sukcesami.
Więcej możesz przeczytać w 11/2022 (86) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.