Problem alkoholowy
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2021 (67)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Niestety, bardzo ciężko doświadczonym przez pandemię restauratorom nie jest tak łatwo ominąć inny absurdalny przepis. Mają oni bowiem swój bardzo trudny do rozwiązania problem alkoholowy. Wszyscy właściciele wszelakich knajp, barów i wyszynków najpierw w tych trudnych czasach musieli wnieść lokalną opłatę za sprzedaż alkoholu, a potem centralnie zakazano im prowadzenia działalności. Jak wynika niezbicie z orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego, w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi brak jest bezpośredniej normy prawnej upoważniającej do dokonania zwrotu wniesionych opłaty.
Jednak w kolejnych przepisach antycovidowych otwarto furtkę dla możliwości zwolnienia lub odroczenia terminu płatności tej daniny. Także w bieżącym 2021 r. Wprowadzenie takiego mechanizmu nie jest jednak obowiązkowe. Rada gminy może, ale wcale nie musi, podjąć w tym zakresie stosowną uchwałę. Tu zresztą tkwi dodatkowy problem. Przecież ustawy uchwala Sejm RP, a więc władza centralna. Tymczasem opłata koncesyjna jest wnoszona nie do budżetu państwa, ale lokalnie – na rzecz gminy. Jest bowiem przeznaczona „na profilaktykę i rozwiązywanie problemów alkoholowych, gminny program profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych”. Problemy alkoholowe trzeba przecież stale rozwiązywać pomimo pandemii i zamkniętych restauracji oraz barów. Tym bardziej że Polacy piją coraz więcej. W 2020 r. na spirytualia wydali rekordowe 39 mld zł. Jest to nasz nowy rekord! Statystycznie największy wzrost sprzedaży dotyczył rumu. Ciekawe. Na jednego dorosłego mieszkańca naszego kraju wypadło 1250 zł przeznaczonych na wyroby alkoholowe. W Polsce – jak pisał Jan Himilsbach – „piją nawet buty!”.
Tymczasem przy zamkniętych lokalach mało jest dostępnych miejsc publicznych, w których można przyjąć setkę wódki ewentualnie szklaneczkę rumu. Zostaje więc jedno rozwiązanie. Nie jest ono wcale takie złe. Na powietrzu zresztą – zdaniem wybitnego eksperta od spirytualiów Janusza Palikota – wódka jest słodsza, ma ciekawszy bukiet i można jej wypić znacznie więcej. Teraz także z większych małpek, tzw. koczkodanów. Nie bez racji śpiewał też poeta Marcin Świetlicki: „W moim domu nie ma problemu z alkoholem, albowiem piję na mieście”.
Tymczasem spotykamy się z całą gamą różnych reakcji rad gmin, które cały czas muszą zwalczać na swoim terenie problemy alkoholowe. Są takie, które tłumaczą brak uchwał o zwrocie pobranej opłaty koncesyjnej tym, że nie dostali żadnych sygnałów od restauratorów o takiej potrzebie. Zgroza! Niektóre miasta bez mrugnięcia okiem podejmują korzystne dla przedsiębiorców decyzje. Są jednak i takie rady gmin, które robiąc to publicznie, promują swoje zachowanie jako wielką pomoc okazaną przedsiębiorcom i niemal chrześcijański gest miłosierdzia. Są wstrząśnięci, ale nie zmieszani!
Jest to tak samo nieprawdziwe, jak i zwyczajnie żałosne. Dlaczego przedsiębiorca ma wnosić jakiekolwiek opłaty za sprzedaż alkoholu, którego nie może sprzedawać? Przecież sens koncesji polega na tym, że dzieli się uzyskanymi wpływami z lokalną społecznością, a nie płaci jakiś haracz za ochronę lokalu grupie mafijnej. Świadczenia stron każdej umowy powinny być ekwiwalentne. Jak coś ci daję, to także oczekuję od ciebie czegoś w zamian. Przecież w dobrym towarzystwie to raz jeden, a raz drugi kupuje przysłowiowego „pół litra”. Jeśli jest inaczej, od razu pojawia się trudny do rozwiązania problem alkoholowy. Pić musimy bowiem w samotności, a więc na smutno. Na pociechę możemy zrobić sobie tylko jakiś wykwintny nowy koktajl. Na przykład wyszukany trunek o nazwie COVID. Z jakich składa się ingrediencji? Coca-cola, Oskomian pospolity, Vodka, Igliwia gałązka do zamieszania oraz Dzikiej róży soku kropla. Smacznego. Pić, nie umierać!
Więcej możesz przeczytać w 4/2021 (67) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.