Polski Ład: prowadzisz JDG? Zapytałem w ZUS, NFZ i US, co zrobić, aby nie płacić wysokiej składki

Polskie instytucje mają cię w nosie / Fot. Unsplas
Polskie instytucje mają cię w nosie / Fot. Unsplash.com
Opinia: Polski Ład dla polskiego przedsiębiorcy, który prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą i rozlicza się podatkiem liniowym 19%, to prawdopodobnie największy skandal w historii. Co na to ZUS, Urząd Skarbowy i NFZ?

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Siła gospodarki zależy w głównej mierze od efektywności operujących na rynku firm. Mikrofirmy mają duże znaczenie, bo wspólnie ze średnimi przedsiębiorstwami odpowiadają za ok. połowę PKB, a przy tym stanowią ponad 99% wszystkich działających podmiotów gospodarczych. Poza tym, umówmy się, większe podatki czy koszty dla wielkich korporacji to oczywiście bolesny cios, ale takie giganty - często działające na arenie międzynarodowej - na pewno sobie poradzą. 

A co ma zrobić właściciel jednoosobowej działalności gospodarczej, który przez lata ambitnie rozwijał własną działalność i regularnie płacił podatki, a teraz rząd zwiększa mu składkę zdrowotną z 381,81 zł na 9% procent od dochodu? Czy to nie jest przypadkiem nielogiczne i niepoważne, aby jedna osoba nagle miałaby płacić nie 381,81 zł, ale np. 2000, 3000, czy nawet 4000 zł miesięcznie na NFZ?

Polski Ład, czyli jak zwiększyć podatek pod pretekstem „ochrony zdrowia”

Jeśli prowadzisz firmę jednoosobową i rozliczasz się podatkiem liniowym (19%), składka zdrowotna będzie naliczana w Polskim Ładzie jako 9% od dochodu z działalności w rozumieniu Ustawy PIT. 

A politycy doskonale zdają sobie sprawę, że w kraju nie brakuje przedsiębiorców na JDG, którzy często są specjalistami i łącznie zarabiają ok. 20-30 tys. zł miesięcznie. Do tego nie mają kosztów, albo mają je minimalne. Bo jaki koszt może mieć np. profesjonalista IT, który pracuje przy komputerze i zdalnie, z domu? 

Jednocześnie taki przedsiębiorca nie jest w stanie za wiele wskórać, bo nie tworzy miejsc pracy, nie ma powiązań ze spółkami skarbu państwa, ani nie ma najczęściej jakiejkolwiek społeczności fanów/klientów, którzy mogliby go wesprzeć i np. zapewnić, że nie zagłosują już nigdy więcej na partię, która wprowadza takie kuriozum. Niestety, taki przedsiębiorca jest najczęściej tylko jedną osobą, w dodatku stanowi mniejszość. No i dodajmy, dla PiS-u nie jest to target wyborczy. 

A więc kim jest taki przedsiębiorca? W moim rozumieniu jest to ambitny specjalista, który przez lata inwestował w siebie, zdobywał nowe umiejętności i klientów, i aktualnie generuje wysoką sprzedaż, na którą ciężko zapracował. Najwyraźniej jednak w oczach rządu jest to dojrzała owieczka, gotowa do golenia. 

Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że przy wysokich dochodach właściciel JDG będzie musiał płacić nie 381,81 zł na składkę zdrowotną, ale nawet 2000, 3000, czy 4000 zł miesięcznie? Czy jest tu jakakolwiek logika, aby jedna osoba płaciła tak dużo na NFZ? I czy jest w tym jakakolwiek sprawiedliwość?

Czy rząd próbuje dać nam do zrozumienia, że de facto nie opłaca się inwestować w siebie, rozwój własnej działalności i być ambitnym? Może zamiast tego lepiej rzucić pracę i pobierać wszelkie możliwe "pomoce", bony turystyczne, 200, 300, 500+? A może inaczej - może taki przedsiębiorca, jeśli nie chce pozwolić na takie golenie go z ciężko zapracowanych pieniędzy, powinien przejść do szarej strefy i zacząć szukać kontrahentów, którzy zechcą rozliczać się "pod stołem"? Czy rzeczywiście takie zachęty chce nam tworzyć państwo? 

Łapię za telefon. Dzwonię do Skarbówki

Uznałem, że wcielę się w przedsiębiorcę, który ma bardzo wysokie dochody i prowadzi JDG na podatku liniowym 19%. 

Dzwonię do Urzędu Skarbowego we Wrocławiu. Wyjaśniam że Ustawa już dostępna, że wygląda na to, iż rząd wprowadzi gigantyczne podatki dla przedsiębiorców. Pytam, czy nie wydaje się to nielogiczne, aby jedna osoba odprowadzała tak wysokie składki zdrowotne. Czy 3000 zł to nie jest czasem jakaś, delikatnie mówiąc, gruba przesada? 

Pani z Urzędu Skarbowego nie chce komentować. Radzi natomiast, żeby zadzwonić do ZUS-u. Urząd, jak twierdzi, nie ma tutaj nic do powiedzenia, a na pytanie o to, czy sama, prowadząc firmę, chciałaby odprowadzać tak wysokie składki, jedynie się uśmiecha i mówi: "Nie odpowiem panu na takie pytanie". Rozmowa jest nagrywana, ale po tonie głosu można wywnioskować, jaka byłaby jej odpowiedź.

Dzwonię do ZUS-u. Samo połączenie z konsultantem zajęło mi dłuższą chwilę, co pewnie potwierdzi wielu innych przedsiębiorców. Ale na spokojnie, bez nerwów, przeklikałem się przez wszystkie automaty i w końcu telefon odbiera człowiek. 

Wyjaśniam, w czym rzecz. JDG, dobre dochody, składka zdrowotna 3000 zł na miesiąc. Odpowiedź ZUS-u: "My przyjmujemy te płatności, ale w całości przekazujemy składki zdrowotne do NFZ. To tam musi Pan zadzwonić, oni ustalają składki". 

Przyznaję, trochę to już denerwujące. Ale nie poddaję się. Dzwonię do NFZ. Tu jednak po raz kolejny odbijam się od ściany. NFZ stwierdza, że to ZUS ustala takie rzeczy, a NFZ jedynie - jak to ujęła konsultantka - "świadczy świadczenia zdrowotne". 

W tym momencie zaczynam czuć się jak ostatni frajer. Jedna instytucja kryje drugą, jedna kieruje do drugiej, wielkie podmioty państwowe de facto grają ze mną w spychologię. 

Finalnie, po ponownym telefonie do ZUS-u, kiedy wytłumaczyłem że NFZ jednak skierowało mnie do nich, dowiaduję się, że "tak naprawdę Ustawa jeszcze nie została wprowadzona w życie, a oni nie komentują i nie doradzą mi w żaden sposób, bo to jeszcze nic pewnego". 

Doświadczenie - choćby związane z wprowadzaniem niedziel niehandlowych - pokazało mi jednak, że takie "nic pewnego" najczęściej rodzi się w coś na 100%. Tym bardziej, że sama ustawa ma kilkaset stron i doradcy podatkowi już zastanawiają się od ponad tygodnia, jakie rekomendacje przedstawić przedsiębiorcom. 

Co ustaliłem przez 1,5 godziny rozmów? 

Nic. Absolutne nic. Kompletna spychologia. 

Jedna z Pań z ZUS nawet się roześmiała, gdy spytałem, czy sama chciałaby płacić 3000 zł na składkę zdrowotną. Oczywiście nie przyzna się do tego, bo rozmowa nagrywana. 

Wygląda więc na to, że rząd znalazł sobie doskonałą ofiarę. Taką ofiarą są przedsiębiorcy, przede wszystkim ci, którzy mają JDG. To ludzie, którzy najczęściej chcą jedynie w spokoju wykonywać swoją pracę, są inteligentni, ambitni, często zadowoleni ze standardu życia, jaki udało im się wypracować przez lata. 

Tacy przedsiębiorcy już nie raz i nie dwa musieli zacisnąć zęby, gdy pojawiała się kolejna podwyżka składek. A narracja rządu pod hasłem "równe zarobki", czy nawet "oddajmy bogatym i dajmy biednym" to prawdopodobnie najgłupsza rzecz, jaką można wymyślić. 

Zamiast zachęcać do rozwoju i bycia ambitnym, rząd pośrednio mówi nam: zarabiaj mniej. Bo jeśli uda ci się zarobić znacznie więcej niż przewiduje średnia krajowa, to zamiast nagrodzony, zostaniesz ukarany. Ukarany składką na NFZ za tysiące złotych. 

I gdyby jeszcze w tym NFZ faktycznie kryły się świetne świadczenia. Tak nie jest. Prosty przykład: na NFZ nawet niektórych zębów nie da się wyleczyć, bo te, które się najczęściej psują, nie są objęte składką. Dentysta na NFZ założy plomby na przednich zębach (od jedynki do trójki), a np. szóstki musisz sobie już opłacić z własnej kieszeni. I nie ma znaczenia, czy płacisz na NFZ 300, czy 3000 zł. 

Czyli co? Na koniec zostaniemy i bez pieniędzy, i bez zębów? Polski Ład na taki właśnie się zapowiada. 

Wygląda na to, że nie pozostaje nam zbyt duży wybór. W tym tygodniu przedstawimy wam dostępne opcje, które przygotują profesjonalni doradcy podatkowi. Ale już teraz powiem, że za wiele zrobić się nie da. Zarabiasz dobrze? W końcu udało ci się osiągnąć sukces? Ciężko pracowałeś przez wszystkie te lata? No to się podziel. To jest bezczelne płacenie haraczu i choć jest to ostry język, inaczej się tego nazwać nie da. Ja przynajmniej nie umiem, ani nie zamierzam.

ZOBACZ RÓWNIEŻ