Słodki rejwach

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
Od dawna marzyłem, żeby chociaż przez chwilę pożyć we włoskim miasteczku. Takim odwiecznym, z katedrą i wąskimi uliczkami, przy których parkują stare fiaty 500. No i po wakacjach postanowiłem trochę odpocząć od rodziny. Kupiłem bilet do Bari, wypożyczyłem samochód i ruszyłem w głąb Apulii, która – tak na marginesie – okazała się potwornie zaśmiecona.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2021 (73)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Moim celem była Gravina in Puglia, miasteczko które w Polsce miałoby status Kazimierza albo Sandomierza, ale w Apulii mimo swych uroków przegrywało konkurencję z pobliskimi perłami, takimi jak Matera czy Alberobello. Gravina okazała się być dokładnie takim miejscem, o jakim marzyłem. Nie dość, że pełna średniowiecznych zabytków i rozkosznych piazza, to jeszcze malowniczo położona nad urwistym kanionem, nad którym przebiegał starożytny akwedukt pełniący dziś funkcję mostu. Po drugiej stronie urwiska znajdowało się trochę rzymskich pozostałości. Po prostu palce lizać.

Znalazłem bardzo przyjemny apartament. Tuż obok głównego placu z jednej i placu katedralnego z drugiej strony. Balkonik wychodził akurat na starą fontannę, centralne miejsce centralnego placu. Byłem w samym centrum włoskiego miasteczka tak, jak chciałem. Nadszedł piątkowy wieczór i martwe do tej pory miasteczko nagle ożyło. W barach i osteriach pojawili się ludzie, inni przysiadali na schodach kościołów, które ewidentnie pełniły funkcje ławek. Całe rodziny spacerowały po centrum, młodzież wesoło brykała, a knajpy puszczały muzykę, więc zrobiło się bardzo gwarno. Chłonąłem tę atmosferę, najpierw zasiadając w barze, a później już ze swego balkonika. Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Położyłem się do łóżka, a przez otwarte okna (ach, te ciepłe wieczory) napływał do mnie ten miły rejwach ludzi cieszących się życiem.

Następny wieczór był właściwie taki sam, ale ponieważ zaplanowałem wycieczkę z samego rana, postanowiłem szybciej zasnąć. Okazało się, że to wcale nie takie łatwe. Ludzie cieszący się życiem wcale nie mieli w sobotni wieczór mniej energii niż w piątkowy. Dzieci biegały i krzyczały, jacyś zakochani nastolatkowie siedli pod moimi drzwiami i snuli romantyczne acz głośne rozmowy, w knajpach jak to w knajpach – tętniło życie. Tętniło i tętniło, i nie chciało przestać tętnić, choć było już grubo po północy. A kiedy wreszcie zasnąłem, to o świcie obudziły mnie odgłosy śmieciarek sprzątających pobojowisko oraz samochodów dostawczych zaopatrujących trattorie w świeże produkty. Niechętnie zamknąłem drzwi na balkon. I one jednak nie pomogły, gdy zaczęły bić poranne dzwony.

Sądziłem, że w niedzielę wieczorem cudowny gwar włoskiego miasteczka nieco osłabnie. Bo wiadomo – niedziela. Wszędzie w niedzielę ludzie odpuszczają, bo w poniedziałek muszą iść do pracy. Poza tym – ile można? A ja musiałem wstać o świcie, bo samolot z Bari miałem wcześnie rano, a trzeba było jeszcze tam dojechać. Ale gdzie tam! Rodziny wyległy na spacery, młodzież wytwarzała młodzieżowy harmider a restauracje nie mogły pomieścić wszystkich klientów. O północy poszedłem do łóżka i próbowałem zasnąć, ale po prostu się nie dało. Zamknąłem drzwi na balkon oraz wszystkie okna i okiennice. Niewiele to dało, zwłaszcza że o drugiej w nocy bardzo głośny recital wykonał miejscowy kot.

Skrajnie wycieńczony dotarłem na lotnisko, a potem do domu, gdzie nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć na pytanie: „Odpocząłeś?”.

My Company Polska wydanie 10/2021 (73)

Więcej możesz przeczytać w 10/2021 (73) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ