Reklama

Największe fundusze VC mają potężne pieniądze, ale startupy wolą oglądać z daleka. O co tu chodzi?

Najwięksi gracze powoli odkładają na półkę inwestowanie w dziewicze pomysły.
Najwięksi gracze powoli odkładają na półkę inwestowanie w dziewicze pomysły. / fot. Shutterstock / Andrii Yalanskyi
Część polskiego rynek VC przeszła w ostatnim czasie cichą, ale głęboką rewolucję. Coraz więcej funduszy, które kiedyś chętnie inwestowały w świeżutkie, pachnące pomysłem startupy, dziś mówi wprost: „to już nie nasz etap”.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Reklama

Za oceanem też sporo się pozmieniało. W Stanach największe fundusze VC zaczęły działać tak, jakby ktoś wyjął im z rąk klasyczny podręcznik „jak inwestować w startupy” i zamiast tego załączył instrukcję do prowadzenia funduszu private equity. Andreessen Horowitz, jeden z najbardziej znanych funduszy na świecie i inwestor ElevenLabs już w 2019 r. zmienił swoją strategię inwestycyjną i poszerzył zakres działalności. Ben Horowitz, jeden z twórców funduszu, powiedział jakiś czas temu: "Klasyczny model VC jest martwy".

Fundusze takie jak Lightspeed, a16z czy Sequoia też coraz mniej wyglądają jak klasyczne VC, a coraz bardziej jak wielkie inwestycyjne kombajny, które mogą robić wszystko: od budowania firm od zera, przez przejęcia w stylu private equity, aż po inwestycje na publicznym rynku.

I choć działamy na inną skalę, Polska idzie w tym samym kierunku. U nas też najwięksi gracze powoli odkładają na półkę inwestowanie w dziewicze pomysły i przenoszą kapitał tam, gdzie już widać trakcję. Wielu z nich obrało kurs na growth, quasi-equity albo private equity. I to jest ten moment, kiedy widać, że polski rynek VC naprawdę dorasta.

Vinci – najświeższy zwrot w stronę growth

Zaczniemy od Vinci, bo to fundusz, który właśnie oficjalnie ogłosił zmiany w swojej filozofii finansowania. Vinci, to duży gracz należący do BGK, który przez lata inwestował w technologie, czasem także we wcześniejszych fazach (poprzez swoje ramię Vinci HiTech). Jednak jego strategia na lata 2026–2030 to już radykalny skręt: odcięcie się od very early stage i pełne wejście w inwestycje growth.

Vinci ma dziś do dyspozycji ponad miliard złotych i zamierza inwestować nawet do 110 mln złotych w jedną firmę. Niestety nie będzie już partnerem dla startupów. Fundusz otwarcie mówi, że nie analizuje projektów na bardzo wczesnym etapie i celuje wyłącznie w spółki, które mają przychody, trakcję i potrzebują kapitału na poważne skalowanie.

Ta zmiana ma swoje logiczne uzasadnienie. Po pierwsze, Vinci – będąc instytucją publiczną – chce zatrzymywać w Polsce kluczowe kompetencje technologiczne i rozwijać firmy, które mogą rosnąć globalnie. Po drugie, tak duży kapitał wymaga inwestowania w spółki stabilniejsze i bardziej przewidywalne niż startupy z fazy pomysłu. Po trzecie, polski rynek early stage jest dziś pełen prywatnych, unijnych i PFR-owych funduszy VC, więc rola Vinci naturalnie przesuwa się w stronę finansowania tego, czego inni jeszcze nie obsługują – ambitnych scale-upów.

Ostatnio Vinci wspomógł kilka bardziej rozwiniętych firm technologicznych jak ICEYE (40 mln zł), Fluence Technology (28 mln zł) czy SR Robotics (36 mln zł) ale angażował się także w mniejsze rundy jako co-inwestor: Intelliseq czy ReSpo.Vision.

bValue – od typowego VC do inwestora scale-upów

bValue to przykład ewolucji, którą obserwujemy na polskim rynku od kilku lat. Gdy startowali w 2016 r., byli klasycznym funduszem VC: inwestowali w pre-seed i seed, zwykle od kilkuset tysięcy do miliona euro, w bardzo młode projekty technologiczne. To wtedy w ich portfelach pojawiły się spółki takie jak Tidio, Your KAYA czy Noo.ma.

Zmiana przyszła wraz z uruchomieniem trzeciego funduszu – bValue Growth. To wehikuł z zupełnie inną skalą i myśleniem o inwestycjach. Ticket wynosi 5–15 mln euro, obejmowane udziały są znaczące, a na celowniku znajdują się firmy już rosnące, a nie zespoły dopiero walidujące pomysł. W 2025 r. bValue Growth zainwestowało ponad 125 milionów złotych zaledwie w kilka miesięcy, co pokazuje, jak mocno fundusz wszedł w segment growth equity.

Partner funduszu, Michał Bartosz, w rozmowie z My Company Polska wyjaśnia tę decyzję w następujący sposób: – W momencie, gdy zmienialiśmy strategię, oceniliśmy, że na rynku wczesnych inwestycji pojawiło się przesycenie kapitałem. Było więcej pieniędzy niż dobrych projektów, co pompowało wyceny i utrudniało rozsądne inwestowanie. bValue dostrzegło tę nierównowagę i uznało, że w segmencie growth łatwiej wygenerować realne zwroty.

Jak podkreśla Michał Bartosz, już rok później rynek VC skurczył się o 40% – co jego zdaniem potwierdziło trafność diagnozy. Nasz rozmówca zwraca też uwagę, że zdolność Polski do produkowania innowacyjnych firm jest ograniczona m.in. przez system edukacji, więc naturalne było przejście tam, gdzie jakość projektów jest wyższa. Fundusz wybrał więc segment bardziej stabilny, bardziej skalowalny i dający większe szanse na poważne zwroty.

Ostatnie inwestycje bValue potwierdzają tylko, że fundusz na dobre rozsmakował się w większych rundach: Fundusz bValue inwestuje 43 mln zł w sieć klubów fitness, 25 mln zł dla sportowego e-commerce. bValue z nową inwestycją w Sportano.

TDJ – rodzinny kapitał, który okrzepł i przeniósł się na wyższy poziom

TDJ to kolejny podmiot, który zrezygnował z very early stage. Ich wcześniejszy wehikuł, TDJ Pitango Ventures, inwestował w startupy na wczesnym etapie – między innymi w meblową spółkę Tylko, Cosmose AI czy CallPage. To były mocne, rozpoznawalne technologiczne strzały.

Dziś jednak TDJ mówi jasno: nie szuka już nowych inwestycji na wczesnym etapie. Zamiast tego uruchomił w 2021. r TDJ Venture – fundusz, który przeznaczył 200 mln zł na firmy w fazie growth. To oznacza firmy z przychodami, sprawdzonym modelem biznesowym i zespołem, który wie, jak wykorzystać duży kapitał na szybkie skalowanie. Pojedyncze inwestycje mieszczą się w przedziale 10–40 mln zł.

Powód zmiany jest bardzo pragmatyczny. TDJ chce inwestować tam, gdzie może wykorzystać swoje kompetencje i synergie z innymi obszarami: przemysłem, nieruchomościami, automatyzacją, OZE. Early stage, z jego chaosem i nieprzewidywalnością, po prostu nie pozwala na takie podejście. Firma chce być partnerem dla biznesów, które realnie mogą urosnąć dzięki ich zasobom.

Pierwszą inwestycją TDJ Venture był w 2022 r. polski startup Talkin’ Things, a w tym roku fundusz wsparł na kwotę 25 mln zł rodzimy edutech Bethink.

MCI – od internetowych startupów do twardego growth i buyoutów

Na koniec fundusz, który przeszedł najdłuższą ewolucję – MCI. W latach świetności polskiego internetu był jednym z pierwszych dużych „tech-funduszy” w regionie. Miał dedykowane wehikuły VC – Internet Ventures i MCI.TechVentures – które inwestowały w młode spółki technologiczne, często na bardzo wczesnych etapach. MCI było wtedy kojarzone jako fundusz „od internetowych biznesów”.

Przypomnijmy kilka dawnych inwestycji Internet Ventures. ​​W 2015 r. fundusz zainwestował 15 mln zł w cztery spółki: StarBroker.pl (branża nieruchomości), SiDLY i ZdroweGeny.pl (medycyna) oraz mfind.pl (porównywarka ubezpieczeń).

Dziś to prehistoria. Aktualnie MCI inwestuje większe kwoty – kilkadziesiąt milionów euro – w firmy, które już mają przychody, rozwinięty produkt i rynek. Skupia się na inwestycjach growth i buyout, a nie na startupach. Oba dawniej startupowe wehikuły – Internet Ventures i TechVentures – są w procesie likwidacji, a MCI nie planuje nowych funduszy VC.

Powody są oczywiste. Skala biznesu poszła tak bardzo w górę, że małe rundy przestały mieć sens. Ryzyko i czasochłonność early stage są za duże. Rynek VC w Polsce przejął już tę rolę. A najważniejsze sukcesy MCI – jak IAI – powstały właśnie w segmencie, w którym firma jest dziś najmocniejsza: dojrzałe, szybko skalujące się technologie.

W 2024 r. fundusz MCI zainwestował w Nice To Fit You (NFTY) – spółkę oferującą diety pudełkowe. – NTFY to historycznie największa inwestycja MCI o wartości zaangażowanego kapitału ok. 186 mln zł wspierana finansowaniem dłużnym w strukturze wykupu lewarowanego tzw. LBO – mówił wówczas Paweł Borys, partner zarządzający w MCI.

Co to wszystko oznacza dla startupów?

Dla młodych startupów oznacza to konieczność bardziej precyzyjnego wyboru funduszu. Pitch deck wysłany na etapie pomysłu do funduszy, które zmieniły strategię inwestycyjną na growth nie ma już dziś sensu. Jeśli jednak firma urośnie – wtedy takie fundusze mogą stać się jednymi z najlepszych partnerów.

Kiedy patrzy się na to, co dzieje się w USA, łatwo zauważyć jedną rzecz: w wielu sytuacjach VC przestało być tylko „klepaniem pierwszych rund”. Fundusze budują firmy, przejmują je, ulepszają AI-em, a granica między venture a private equity praktycznie znika.

W Polsce tempo zmian jest spokojniejsze (bo nasz rynek VC jest bardzo młody), ale kierunek identyczny. Najwięksi chcą inwestować tam, gdzie pieniądze naprawdę pracują – czyli w firmy, które już wiedzą, jak zarabiać i gdzie potrzebny jest kapitał na szybkie skalowanie. Early stage zostaje w rękach młodszych, mniejszych funduszy.

A co będzie dalej? Najpewniej to samo, co zaczyna się na Zachodzie: więcej budowania firm od zera przy funduszach, więcej roll-upów* i więcej inwestowania w biznesy, które da się podkręcić za pomocą technologii. Średnie fundusze będą musiały się określić (czy chcą rosnąć, czy specjalizować się w wąskich niszach), a founderzy… po prostu lepiej dopasować się do odpowiedniego momentu i pogodzić się z tym, że będą mieć trochę mniej opcji na pozyskanie inwestycji od VC na wczesnym etapie.

Rynek VC nie gaśnie – on tylko przestawia się na inny bieg. I to szybciej, niż wielu sądzi.

-----------

* Roll-up to strategia, w której inwestor kupuje kilka mniejszych, rozproszonych firm z jednej branży i składa je w jeden większy podmiot. Teraz to samo będzie robione z AI w tle, czyli:

  • kupujemy firmę,

  • modernizujemy ją sztuczną inteligencją (np. automatyzujemy operacje, procesy medyczne, księgowość, call center, sprzedaż),

  • kupujemy kolejną, robimy to samo,

  • aż powstaje duża, scalona, bardziej efektywna organizacja.

Reklama

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Reklama
Reklama