Kto tak naprawdę chce zmieniać świat? Kobiety, gej i jeden ksiądz

Paulina Kirschke
Paulina Kirschke - prezeska Fundacji im. Julii Woykowskiej / Fot. Archiwum własne
Niektórzy twierdzą, że w czasach kryzysu potrzeba "twardego, męskiego zarządzania". Podobno kobiety się do tego nie nadają. A najnowszy raport Grant Thornton pokazuje spadek liczby kobiet na najwyższych stanowiskach kierowniczych. Coś ewidentnie się dzieje. O przyczynach tego zjawiska i drogach wyjścia z impasu rozmawiamy z Pauliną Kirschke, prezeską Fundacji im. Julii Woykowskiej.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Aneta Zabłocka: Niedawno ukazał się raport Grant Thornton "Women in Business 2024", który pokazuje niepokojące trendy dotyczące kobiet na najwyższych stanowiskach kierowniczych. Jak to interpretujesz?

Paulina Kirschke: To rzeczywiście niepokojące dane. Raport Grant Thornton, który monitoruje sytuację kobiet w biznesie od 20 lat, pokazuje dramatyczny spadek liczby kobiet pełniących funkcje CEO – z 28 proc. w 2023 do zaledwie 19 proc. w 2024 roku. Autorzy badania sugerują, że może to wynikać ze stereotypowego postrzegania kobiecego stylu zarządzania jako zbyt "miękkiego" na trudne czasy.

Moim zdaniem wytłumaczenie, jakie proponują badacze, jest dość absurdalne, choć pięknie wpisuje się w stereotypy. Twierdzą, że skoro mamy kryzys, to potrzebujemy "twardego zarządzania" i "męskiej ręki". To kompletnie nie przystaje do rzeczywistości, którą obserwuję – kobiety są świetnymi liderkami, szczególnie w czasach kryzysu.

Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie miałam okazję obserwować, jak działały organizacje społeczne w Poznaniu, którymi szefują głównie kobiety. To była fantastycznie działająca maszyna, zorganizowana wokół świetnie przemyślanej struktury. Kobiety potrafią stworzyć sieć działające ze szwajcarską precyzją. Tylko z jakiegoś powodu cały czas nam się wmawia, że jesteśmy emocjonalne, niezorganizowane i nie potrafimy się ze sobą dogadać. Dla kontrastu spójrzmy na emocjonalne i nieadekwatne reakcje Donalda Trumpa i JD Vance'a w czasie rozmowy z Wołodymyrem Zełeńskim…

Co jeszcze może stać za tym spadkiem?

Badacze z Grant Thornton wskazują, że zatrzymał się trend, który miał stabilnie rosnąć do 2053 roku. Według ich badań, obecnie jedną trzecią stanowisk kierowniczych w średniej wielkości firmach na świecie zajmują kobiety. To wprawdzie wzrost z 19,4 proc. w 2004 roku, gdy rozpoczęto badania, ale przy obecnym tempie zmian osiągnięcie parytetu płci w zarządzaniu zajmie jeszcze 30 lat.

Z badań przeprowadzonych przez Boston Consulting Group (BCG) we współpracy z akceleratorem start-upów MassChallenge w 2018 wynika z kolei, że start-upy założone przez kobiety nie tylko generowały o 10 proc. wyższe przychody w ciągu pięciu lat, ale były również znacznie bardziej efektywne w wykorzystaniu kapitału - na każdego zainwestowanego dolara, firmy prowadzone przez kobiety generowały 78 centów przychodu, podczas gdy te prowadzone przez mężczyzn - tylko 31 centów.

Pomimo lepszych wyników, start-upy prowadzone przez kobiety otrzymywały średnio mniej niż połowę finansowania w porównaniu z firmami prowadzonymi przez mężczyzn ($935,000 vs. $2.1 miliona). Bostończycy wskazali, że kobiety częściej zakładają firmy rozwiązujące problemy, których doświadczyły osobiście, co prowadzi do lepszego zrozumienia rynku.

Niestety, istnieje też druga strona medalu. Niektóre kobiety, które dotarły na sam szczyt, przyjmują postawę: "ja się naharowałam, poświeciłam wiele, więc inne też muszą przejść tę samą drogę". Nie próbują dzielić się doświadczeniami i pomagać młodszym koleżankom.

To chyba bardzo męskie podejście do przywództwa?

To z jednej strony powielanie tego "twardego" modelu zarządzania i mentalności typu "dlaczego miałabyś mieć lepiej". To nakłada się na sposób, w jaki socjalizujemy dziewczynki — mają być grzeczne, ładnie się uczyć, za dużo nie dyskutować. Ten wzorzec bardzo mocno przekłada się później na sposób funkcjonowania w środowisku zawodowym.

Przeglądając listy laureatek w konkursach dla kobiet-innowatorek organizowanych przez Komisję Europejską od kilkunastu lat uderzyło mnie, że na dziesiątki wyróżnionych kobiet było zaledwie kilka Polek. Za to mnóstwo Portugalek, Hiszpanek, Irlandek.

Z czego może wynikać ten brak polskich innowatorek?

Kilka lat temu wymyśliłam warsztaty dla dziewczynek ze szkół podstawowych i średnich. Mają je wzmacniać, wspierać, dodawać odwagi. Ostatnio musiałam zrobić sobie od nich przerwę. Przestałam chodzić do szkół, bo przez pierwsze pół godziny zdarzało mi się mówić do masek bez żadnych emocji. Nastolatki są tak przyzwyczajone, że nauczyciel czy nauczycielka jest tam po to, żeby odpytywać i karać, że na każdą dorosłą osobę, która przyjdzie z nimi porozmawiać, patrzą w ogromną podejrzliwością; nie chcą rozmawiać, nie ma z nimi kontaktu. Tylko cisza i martwe spojrzenia. A historie, które od nich w końcu słyszałam, są tak przerażające, pełne opresji i braku szacunku ze strony dorosłych, że nie mogłam w to uwierzyć.

Zestawiając te obserwacje z wynikami badań przestałam się dziwić, że polskie kobiety nie są innowatorkami, skoro system edukacji tłamsi kreatywność, odwagę i samodzielne myślenie.

Raport Światowego Forum Ekonomicznego "Global Gender Gap 2024" wskazuje, że Polska spadła o kilka pozycji w globalnym rankingu równości płci i obecnie znajduje się na 65. miejscu wśród 146 badanych krajów. Szczególnie słabo wypadamy w obszarze udziału kobiet w gospodarce i możliwościach rozwoju zawodowego, gdzie zajmujemy dopiero 89. miejsce.

Wspomniałaś o kulturze organizacyjnej. Czy kobiety potrafią tworzyć sieci wsparcia w pracy? 

Nie zawsze, często tego brakuje. Pracując z kobietami widzę, jak potwornie są zmęczone. Poza wypełnianiem zawodowych obowiązków zazwyczaj są obciążone tzw. niewidzialną pracą w domu, co nie zostawia im przestrzeni na budowanie relacji.

Mam taką hipotezę, że siostrzeństwo, o którym tyle mówiliśmy w czasach Strajku Kobiet, trochę wyparowało. Zamiast budować realne więzi, kobiety szukają wsparcia w internecie, w grupach typu "Dziewuchy dziewuchom", bo w realnym życiu tych sióstr brakuje.

 Myślę, że prawdziwe siostrzeństwo musi być zinternalizowane, a nie tylko deklaratywne. Jeśli jest tylko zewnętrzne, staje się płaskie. "Idziemy w tym samym kierunku i chcemy tego samego", ale w środku czuję, że muszę się bardziej starać niż ty, że ten mój symboliczny warkoczyk wciąż jest krótszy... To wszystko wynika z braku poczucia własnej wartości.

Kiedy kobieta ze zdrowym poczuciem własnej wartości spotyka inną kobietę, tam nie ma rywalizacji. Jest tylko chęć współpracy i wyciąganie ręki po kolejne kobiety. W dzisiejszym świecie nic nie buduje w kobietach poczucia własnej wartości, wręcz przeciwnie — są bombardowane przekazem, że nie są wystarczająco dobre, niezależnie od swoich osiągnięć.

Jak przełożyć ideę siostrzeństwa na środowisko pracy, które jest z natury rywalizacyjne?

Z badań, które analizowałam, wynika, że kobiety odchodzą z wysokich stanowisk z kilku powodów. Po pierwsze, presja jest zbyt duża — muszą być trzy razy lepsze niż każdy mężczyzna na tym stanowisku. Po drugie, nadal spoczywa na nich główny ciężar obowiązków opiekuńczych w domu.

Według badania Deloitte "Women @ Work 2024" aż 57 proc. badanych kobiet doświadczyło wypalenia zawodowego w ostatnim roku, a 40 proc. rozważa zmianę pracy z powodu braku równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Co więcej, 59 proc. kobiet zgłasza, że doświadczyło mikroagresji lub dyskryminacji w miejscu pracy w ciągu ostatniego roku.

Środowiska, w jakich pracujemy, nie zostały stworzone dla kobiet. Cała ich struktura, regulacje, kultura — wszystko to było budowane przez mężczyzn i dla mężczyzn, do których od zawsze należała przestrzeń publiczna. To, jak bardzo ten świat został stworzony przez mężczyzn świetnie pokazuje chociażby znakomity serial „Mad Men”. Pracując z kobietami podczas warsztatów widzę, jak bardzo są zmęczone rywalizacją, tym, że miejsc dla kobiet jest tak mało, że muszą o nie między sobą walczyć.

Czy widzisz to osamotnienie wśród kobiet na wysokich stanowiskach?

Tak, szczególnie wśród nowych członkiń zarządów czy dyrektorek. One są zupełnie same — nie mają wsparcia. Widzę to w polityce, w firmach, w instytucjach publicznych. Znam wiele dyrektorek, które zarządzają departamentami, działami czy instytucjami i są pozostawione same sobie.

Przestają być koleżankami dla grupy, z której wyszły, bo są już na innej pozycji. Jednocześnie nie mają wsparcia innych kobiet na podobnych stanowiskach, które mówiłyby im: "zrób to tak, a nie tak", "powiedz to w ten sposób". Brakuje mentoringu dla kobiet, a to jest klucz do sukcesu.

Raport Grant Thornton zidentyfikował konkretne ścieżki do osiągnięcia równości płci w zarządzaniu. Jedną z najważniejszych jest właśnie to - zapewnienie, aby za różnorodność w firmie odpowiadał nie tylko członek zarządu najwyższego szczebla, ale także kobieta na wysokim stanowisku. Firmy, które wdrożyły taki model, mają znacznie wyższy odsetek kobiet na wysokich stanowiskach.

W ramach jednego z projektów w Fundacji Muzeum Historii Kobiet będziemy tworzyć nieduże publikacje, opowiadające o konkretnych grupach zawodowych i o tym, jak wchodziły do nich kobiety. Chcemy pokazać, że to nie był łatwy proces, ale też wskazać, jakie narzędzia stosowały kobiety, aby sobie poradzić.

Czy nie jest kontrowersyjne mówienie o dyskryminacji kobiet, kiedy faktycznie są lepiej wykształcone, mają lepsze doświadczenie zawodowe, ukończyły więcej kursów podyplomowych?

Najciekawsze jest to, że mimo wszystkich tych kompetencji, ławka decyzyjna wcale nie robi się dłuższa — nadal siedzą na niej głównie mężczyźni. I nie mówią: "super, pomogę ci", tylko trzymają się swoich pozycji.

Na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zrobiono badania dotyczące równości płci. Pokazały one, że tylko na dwóch wydziałach — filologii polskiej i klasycznej — jest tyle samo profesorek co profesorów. A na przykład na matematyce nie ma ani jednej kobiety na stanowisku profesora. Choć deklaratywnie wszyscy są za równością, w praktyce niewiele się zmienia.

Komisja Europejska organizuje okrągłe stoły dotyczące polityki równości, gdzie omawiane są tematy związane z równością na rynku pracy, przemocą wobec kobiet i innymi kwestiami. Można porównać, jak to wygląda w innych krajach, podpatrzeć dobre praktyki, wymienić się doświadczeniami. Polska uczestniczyła w jednym czy dwóch takich seminariach, a organizowanych jest kilka w roku.

Zastanawiam się nad tymi dziewczynami, które patrzą na ciebie martwym wzrokiem podczas warsztatów. Czy widzisz w nich jakąś szansę na zmianę? W końcu jesteś dla nich przykładem kobiety-liderki.

Problem polega na tym, że brakuje im wzorców do naśladowania. Jeśli pójdą na studia inżynierskie czy matematyczne, nie znajdą tam kobiecych autorytetów. A jeśli nawet przedrą się przez edukację, trafią do męskiego środowiska, zamiast znaleźć silną kobiecą sieć, która mogłaby je wspierać.

Raport UNESCO "Women in Science 2024" pokazuje, że tylko 28 proc. wszystkich badaczy na świecie to kobiety, w Polsce ten odsetek wynosi 31 proc.. W dziedzinach STEM (nauka, technologia, inżynieria i matematyka) sytuacja jest gorsza – kobiety stanowią zaledwie 22 proc. osób studiujących kierunki inżynieryjne w Polsce.

Zastanawiając się nad własną ścieżką zawodową, zdałam sobie sprawę, że nigdy bezpośrednio nie doświadczyłam dyskryminacji ze względu na płeć. Ale to wynika na pewno z mojego charakteru i wychowania, ja się niewielu rzeczy obawiam. Lubię poszerzać swoją strefę komfortu, nie boję się porażek. Dopiero, gdy zaczęłam działać w fundacji i słuchać historii innych kobiet, zrozumiałam, jakie to rzadkie. Kobiety często opowiadają mi swoje historie. Chwytam się za głowę, odkrywając, ile tam jest strachów, lęków i blokujących przekonań. Jak bardzo jesteśmy „dojechane”.

Mam wrażenie, że z Donaldem Trumpem u władzy, likwidacji DEI jesteśmy na ścieżce, prowadzącej do zamknięcia kobiet w domach i przekonywania, że do niczego się nie nadajemy.

To jest dramatyczna diagnoza, ale potwierdzona badaniami. Kobiety coraz częściej opowiadają się za poglądami lewicowymi, podczas gdy młodzi mężczyźni radykalizują się prawicowo. Oczywiście część z tego wyrasta, ale nie wszyscy. I właśnie doszliśmy do tego, co widzimy w Stanach Zjednoczonych.

Jest też coś, co mnie bardzo niepokoi – obserwujemy powrót do modelu pracy stacjonarnej. W ciągu ostatniego roku odsetek firm, które pracują głównie z biura, wzrósł, a firm hybrydowych zmalał. Co ciekawe, ten trend jest silniejszy w firmach kierowanych przez mężczyzn – połowa firm z mężczyzną jako CEO jest przede wszystkim stacjonarnych, podczas gdy wśród firm kierowanych przez kobiety ten odsetek wynosi 40 proc. A badania wyraźnie pokazują, że firmy oferujące elastyczność pracy mają wyższy odsetek kobiet na stanowiskach kierowniczych, bo jesteśmy w stanie łączyć wtedy o wiele sprawniej wszystkie nasze role.

Mimo tych wszystkich wyzwań, wydaje mi się, że kobiety mają pewne przewagi. Żyjemy dłużej, a po odchowaniu dzieci często odzyskujemy przestrzeń do działania.

To widać wśród moich koleżanek 40+, które już mają odchowane dzieci. To potężna grupa wykształconych kobiet, które widzą problemy i mają wreszcie czas oraz przestrzeń do działania. Mają silne przełożenie na to, jak zaczynają zmieniać się różne rzeczy. Ale zamiast z tym doświadczeniem i wiedzą wejść do polityki, często decydują się na osobisty rozwój, na inwestowanie w siebie, co z jednej strony bardzo rozumiem, a z drugiej nad tym ogromnie ubolewam.

Ukułam takie powiedzenie, które niestety się sprawdza: kiedy mężczyzna chce zmienić świat, zakłada partię polityczną. Kiedy kobieta chce zmienić świat, zakłada fundację.

No właśnie, ty też założyłaś fundację!

Tak, ale założyłam też firmę, spokojnie!

Ale opowiem ci coś, co mnie ostatnio bardzo uderzyło – w czasie pracy w Komisji Dialogu Obywatelskiego przy pełnomocniczce prezydenta Poznania ds. polityki równościowej patrzyłam, kogo mamy po swojej stronie i kto chce zmieniać rzeczywistość, w której żyjemy. Na zebraniach było zazwyczaj trzech mężczyzn na kilkadziesiąt kobiet: jeden heteronormatywny aktywista, gej prowadzący organizację LGBT+ i ksiądz z Kościoła Reformowanych Katolików.

Zaskakujący skład!

To pokazuje, kto chce zmieniać społeczeństwo. Nie mężczyźni, bo im jest dobrze tak, jak jest. Społeczeństwo chcą zmieniać kobiety oraz osoby z marginalizowanych grup.

Musimy przestać stawiać się w pozycji niesłuchanej od lat ofiary, która błaga: "wpuśćcie nas". Trzeba po prostu iść po swoje - do polityki, na stanowiska decyzyjne. Najtrudniejsze zadanie, jakie stoi przed kobietami, to uznanie, że mamy do tego prawo.

--------------------------------

Paulina Kirschke – dziennikarka, aktywistka i innowatorka społeczna.Prezeska Fundacji im. Julii Woykowskiej oraz Fundacji Muzeum Historii Kobiet. Przewodnicząca Komisji Dialogu Obywatelskiego przy Pełnomocniczce Prezydenta Miasta Poznania ds. Polityki Równości (2022-2024). Laureatka tytułu Liderki Równości 2022 oraz jedna z Top 25 kobiet wartych obserwowania w 2025 według Forbes Women.

ZOBACZ RÓWNIEŻ