Dorosły to duże dziecko

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
Kilka dni temu brałem udział w szkoleniu. W naszej fundacji pojawił się specjalista od komunikacji w zespole. Warsztat miał być solidny, kilkugodzinny. Wspominam go miło, bo dawno nie wysłuchałem tylu miłych słów na swój temat (ach, te wspólne szkolenia z szefem, kiedy musisz mu szczerze powiedzieć, co o nim myślisz), ale przede wszystkim dlatego, że dobrze mi poszło.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2022 (80)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Co tu dużo mówić. Na tym szkoleniu byłem prymusem, co nie zdarzyło mi się od wczesnej podstawówki, czyli mniej więcej od wojny rosyjsko-japońskiej w 1904 r.

Kiedy tylko trener pytał, jak poprawnie krytykować, jak w miarę bezboleśnie wysłać bolesne komunikaty albo jak stanowczo i skutecznie odmawiać, to jakimś cudem wiedziałem, jak to robić. Chociaż w komunikacji firmowej nie czuję się jakoś pewnie i nigdy – niestety – żaden mentor mnie tego nie uczył. Ani – z przeproszeniem – coach.

Myślałem sobie cicho, z czego to wynika, że tak pewnie radzę sobie w nieznanym terenie i nagle mnie olśniło. No jasne! Przecież wszystkie zasady, o jakich mówił trener, ja już wypracowałem wcześniej samodzielnie. Ale nie w pracy. Tylko w domu. Wychowując dzieci.

Na przykład komunikat „ja” zamiast „ty”. Już dość dawno zauważyłem, że kiedy wytykam dzieciakowi, że nie posprzątał po sobie (najczęściej dodając „znowu”), to od razu się wścieka. A mój wkurzony syn, to nic fajnego. Ponieważ są niewielkie szanse, że to przeczyta, to wyznam, iż wtedy się go naprawdę obawiam. I te doświadczenia nauczyły mnie, że najlepiej mówić o swoich odczuciach. Na przykład (ciężko wzdychając): „kochanie, ogromnie mi przykro, bo chociaż zapewniałeś mnie, że już będziesz po sobie sprzątał, to tego nie zrobiłeś”. Okazuje się, że to jest jakiś ogromnie wielki fundament dobrej komunikacji, żeby włożyć te „ogromnie mi przykro”, zamiast od razu wrzeszczeć (jak to robiła moja mama). I faktycznie. Na takie dictum mój młody reaguje inaczej. Zamiast się awanturować bez końca – naprawdę jest w tym świetny – robi mu się głupio i czasem nawet przeprasza. A co już zupełnie niewiarygodne – niekiedy robi to bez wywracania oczami i z taką intonacją, jakby naprawdę przepraszał.

No i takich zasad jest kilka. A ja właściwie do wszystkich doszedłem samodzielnie w akcie wychowywania potomstwa. No nie całkiem samodzielnie, bo jednak wypada się podzielić zasługą z moją żoną. W każdym razie to szkolenie uświadomiło mi, że po prostu moich współpracowników muszę traktować jak dzieci. 

A to przypomniało mi jeszcze jedną rzecz. Otóż kiedyś w organizowanym przez naszą fundację Akademickim Konkursie Retorycznym wystąpił chłopak, który bardzo zgrabnie opowiedział o maksymie Janusza Korczaka według, której dzieci to mali dorośli. I udowodnił, że tak naprawdę Korczak nie miał racji, bo jest dokładnie na odwrót – dorośli to duże dzieci. Wystąpienie było błyskotliwe i zapadło mi w pamięć na długo (autor dostał się zresztą do finału konkursu), ale owo szkolenie i związane z nim refleksje spowodowały, że nagle odemknęła się w mojej głowie jakaś klapka, coś zaskoczyło i trach – nagle mnie olśniło, że mowa była nie tylko efektowna, ale też prawdziwa. Co pewnie podejrzewałem, skoro tyle lat gdzieś to we mnie siedziało.

Więc jeśli jesteś rodzicem, który ma lepszy kontakt z własnymi dziećmi niż z podwładnymi, spróbuj z nimi rozmawiać jak z dzieciakami. Niestety, nie jestem w stanie poradzić nic sensownego na sytuację odwrotną. 

My Company Polska wydanie 5/2022 (80)

Więcej możesz przeczytać w 5/2022 (80) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ