"To wspaniały okres dla pizzerii". Czy gastronomia odżyła przed sylwestrem?
Fot. Pixabay.comLokale gastronomiczne wciąż mogą świadczyć usługi jedynie na wynos. Na ten moment obostrzenia mają obowiązywać do 17 stycznia, jednak sami restauratorzy nie przewidują, by za trzy tygodnie sytuacja miała się zmienić. - Decyzje dotyczące dalszych obostrzeń będą podejmowane w okolicy 10 stycznia - zapowiedział rzecznik rządu Piotr Muller. Optymizm branży wygasł jeszcze bardziej po słowach ministra Adama Niedzielskiego, który stwierdził, że restauracje są raczej na końcu listy dotyczącej luzowania obostrzeń - priorytetem ma być przywrócenie handlu oraz nauki, zwłaszcza w młodszych klasach.
Pewną szansą na choć niewielkie odbicie miał być dla gastronomii okres przed sylwestrem. - Po Bożym Narodzeniu, o dziwo, sprzedawaliśmy zawsze mnóstwo pizz. Sylwester to już w ogóle świetny dzień. W tym roku znów mamy sporo zamówień, choć nie tak dużo jak w zeszłym - mówi właścicielka małej pizzeri na Śląsku.
Trudno jednoznacznie ocenić tegoroczny okres przedsylwestrowy. Na jednej z facebookowych grup skupiających przedstawicieli gastronomii od kilku dni toczy się dyskusja, czy w ogóle warto otwierać teraz restauracje, czy może poczekać już do nowego roku. Zdania są mocno podzielone - choć wielu przedsiębiorców jest pozytywnie zaskoczonych zwiększonym ruchem, to jednak dominuje narzekanie. - Jeśli chodzi o imprezy okolicznościowe, to jak zaczynaliśmy pracę w pierwszy dzień świąt, to kończyliśmy ją dopiero 7 stycznia. Urodziny, chrzciny, sylwester - było cudownie. Tym razem lipa, dzienne utargi ledwo 500 zł - mówi Asia Synus z restauracji Hrabina's Monte Carlo w Kłodzku. I dodaje: - Przed świętami mieliśmy świetny ruch, w grudniu już nie przyjmowałam zamówień, bo mieliśmy tyle roboty.
Widoczne spadki
- Restauracja, w której pracuję, znajduje się w galerii handlowej. Sprzedajemy jedzenie na wagę, obecnie mamy w ofercie kilka potraw. Na dowóz mamy może kilka zamówień na 10 godzin pracy? Tak naprawdę to nawet nie zarabiamy, porównując do ubiegłego roku, w grudniu mieliśmy o 85 proc. mniejszy obrót - zdradza Jagoda Ignasiak z Charlie Food&Friends w Zielonej Górze. Ludzie może i odwiedzali restauracje zlokalizowane w centrach handlowych - gdy te jeszcze były otwarte - ale szybko odchodzili, kiedy orientowali się, że i tak nie zjedzą na miejscu.
- Grudzień był minimalnie lepszy niż listopad - w zeszłym miesiącu, w porównaniu do 2019 roku, mieliśmy spadek obrotów o 65 proc., ten miesiąc zakończymy z 55 proc. spadkiem. W minionych latach w sylwestra praktycznie rozwoziliśmy tylko to, co było zamówione i zamykaliśmy. W tym roku musimy walczyć - tłumaczy Jarosław Kaczorowski z Pizzerii Zorba w kujawsko-pomorskim.
Restauracje, które oferowały również catering czy obsługę imprez okolicznościowych przed sylwestrem mogły liczyć na pokaźny zastrzyk gotówki - przyjęcia odbywały się na salach, w remizach, w domach. Tym razem, z wiadomych przyczyn, takich imprez nie będzie. - Klienci dzwonią i pytają, do której mamy otwarte w sylwestra, ale nie spodziewam się lawinowego wzrostu liczby zamówień. Ludzie w tym roku nie zapraszają wielu gości, wolą przygotowywać coś w domu. Poza tym nie obniżyliśmy cen, a niektórzy oczekują, że by walczyć o klienta, będziemy tańsi - mówi pracownik restauracji w niewielkiej miejscowości na Śląsku.
"Po co w ogóle się otwieracie na te kilka dni?" - zapytał na Facebooku pewien przedsiębiorca. - Pracujemy dwa razy tyle, żeby się utrzymać. Kto mnie zwolni z czynszu? Z mediów? Restauracja jest zamknięta od kilku miesięcy, ale opłaty muszę robić - odpowiada jedna z restauratorek.
Trzeba dbać o jakość
Optymizmem mogą napawać te głosy, z których wynika, że ruch na pewno rośnie. - Zamówień, szczerze mówiąc, nie brakuje. Na pewno ruch jest niestabilny, godzina do godziny niepodobna. Bardzo ważne jest to, jak restauratorzy przykładają się do jakości i marketingu. Czasem mam wrażenie, że ludzie, którzy najwięcej żalą się na forach, wkładają najmniej wysiłku, żeby z takiej sytuacji wyjść. Uważam, że czas jest dobry, tylko trzeba umieć dostosować się do sytuacji. Prowadzę rzemieślniczą burgerownię, lokal i przyczypę gastronomiczną i naprawdę nie widzę jakiegoś strasznego zaburzenia na rynku. Dopóki pilnuje się jakości i tego, żeby produkt był świeży, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby biznes był dochodowy. Po prostu tak jest wygodniej: usiąść, tupnąć i wskazywać na każdego palcem, szukając winnych. A rozwiązanie jest przecież proste, wystarczy spojrzeć w lustro - podsumowuje Adrian Ryba, przedsiębiorca.