Reklama

Ostatnie ostatnie

Ostatnie ostatnie
Fot. mat. pras.
Problem pierwszego świata. Sprzątanie. Czyli pani do sprzątania. No bo jednak panowie zdarzają się rzadko. My straciliśmy naszą i sami ogarnialiśmy dom.
Reklama

Ja i żona zapracowani, syn nastolatek pielęgnujący bałagan w swoim pokoju jako oznakę nietuzinkowej inteligencji i ponadnormatywnej kreatywności. Sprzątaliśmy dwa razy w tygodniu, ale cóż – po łebkach. Wypychaliśmy kurz poza rogatki oświetlonej przestrzeni, ale czaił się zaraz obok, co chwila wypuszczając szturmy z upatrzonych pozycji. A z prasowaniem przegrywaliśmy na wszystkich frontach. Góra odzieży piętrzyła się w rogu dużego pokoju, bo każdy inny był dla niej za mały. Nie mieliśmy wątpliwości, że wszyscy goście widzieli w nas flejtuchów i bałaganiarzy.

Cały czas szukaliśmy kogoś zaufanego, ale bez powodzenia. W końcu zdesperowany sięgnąłem po usługi firmy sprzątającej. Wybrałem taką z najlepszymi ocenami, nawiązałem kontakt, ustaliłem co nas interesuje i zapłaciłem. Całkiem sporo zapłaciłem.

W efekcie przyszła do nas najbardziej skwaszona osoba, jaką w życiu spotkałem. Rzuciła okiem na mieszkanie i od razu podniosła lament. – Gdybym wiedziała, że to tak ma wyglądać, to bym tego nie wzięła! – zawodziła, budząc w nas wyrzuty sumienia. Takie firmy działają jak Uber, to znaczy nie mają stałych pracowników, tylko zlecają robotę podwykonawcom, dość przypadkowym zresztą. Kobieta absolutnie odmówiła wchodzenia na jakikolwiek stołek, iżby zetrzeć kurz z półek, bo nie miała w obowiązkach roboty „na wysokościach”. Przez cztery umówione godziny nastękała się za wszystkie czasy, zrobiła połowę tego, co było umówione i poszła – wyraźnie obrażona. Bardzo musiała się wycierpieć u nas w domu, bo minę miała zbolałą, jak na akademickich obrazach przedstawiających męczeństwo pierwszych chrześcijan w starożytnym Rzymie. I szczerze mówiąc faktycznie – mieliśmy ochotę rzucić ją komuś na pożarcie.

Zainteresowałem się, jak to możliwe, że nasze doświadczenie było tak fatalne, a oceny firmy tak świetne. Pogadałem z paroma osobami i dowiedziałem się przykrych rzeczy. Otóż większość ocen, jakimi kierujemy się przy rozmaitych wyborach, to mistyfikacja. To fałszywe, zupełnie zmyślone komentarze, wykreowane przez firmy, które zawodowo zajmują się tworzeniem opinii (skądinąd ciekawe, czy oceny takich firm też są kupione). Czytałem kiedyś tekst w którejś z renomowanych angielskich gazet. Dziennikarze pół roku tropili, jak powstają oceny i komentarze w Tripadvisorze, i doszli do wniosku, że jakieś 70 proc. opinii jest kupione. A być może nawet więcej. Co oznacza, że internet zalany jest fikcyjnymi ocenami. Cała ta transparentność, demokratyzacja i obywatelskość tego medium jest idealistyczną banialuką z przedszkolnej epoki sieci. Dojrzały, wyrośnięty internet jest kupiony i wypełniony kłamstwami. Niezależnie czy chodzi o opinie na temat firmy sprzątającej, czy poważniejszych nieco tematów z dziedziny geopolityki.

I zostawiwszy Państwa z tą niewesołą przyznajmy myślą, chciałbym się...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 1/2026 (124)

Więcej możesz przeczytać w 1/2026 (124) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

Reklama

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Reklama
Reklama