Nie chcę być tylko symbolem
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2025 (123)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Nie wiem, czy pamiętasz, ale jest takie słynne zdjęcie Wisławy Szymborskiej, zrobione niedługo po tym, gdy dowiedziała się o przyznaniu jej Literackiej Nagrody Nobla. Kilkoro ludzi w zatłoczonym pomieszczeniu i ona, zupełnie zaskoczona otrzymaną nowiną. W jakiej sytuacji ciebie znalazła informacja o tym, że polecisz w kosmos?
To były moje ostatni dni w CERN – wiedziałem już, że będę podpisywał kontrakt z Europejską Agencją Kosmiczną, czekałem jednak na ostateczne potwierdzenie. Ono nadeszło akurat w tym dniu, w którym zaplanowałem spotkanie pożegnalne. Wynająłem dużą aulę, gdzie zjawiło się ponad 300 osób chcących życzyć mi powodzenia w mojej nowej przygodzie. Na to wydarzenie przygotowałem prezentację podsumowującą lata spędzone w CERN. Zdążyłem tylko dołożyć slajd o tym, że polecę w kosmos.
Domyślam się, że na początku dominowała ekscytacja. Kiedy ona przerodziła się w racjonalne zrozumienie tego, co się właśnie w twoim życiu dzieje?
Trudno powiedzieć. Działam analitycznie i strukturalnie, dlatego konstruowałem plan misji IGNIS przez dłuższy czas. Sądzę, że ekscytacja nigdy nie ustąpiła, zwłaszcza że przygotowania do lotu były ogromną sinusoidą emocji, a jednocześnie okresem inspirującej pracy.
Mówisz o planie, a ja zastanawiam się, na ile do takiej misji można się w ogóle przygotować.
Szkolenie trwa wiele miesięcy, a jedną z głównych części są ćwiczenia z sytuacji, jak my je nazywamy, nominalnych – czyli takich, kiedy wszystko idzie dobrze. Jak używać różnego rodzaju systemów? Jak komunikować się z Ziemią? Jak działa system generacji napięcia? Tych rzeczy jest naprawdę bardzo dużo.
Ogromną część szkolenia – właściwie zdecydowaną większość – zajmują jednak sytuacje nienominalne, a więc odbiegające od standardowych. Im większy priorytet i trudniejszy scenariusz awaryjny, tym większa koncentracja na szkoleniu. Mnóstwo elementów można przećwiczyć, jednak nie da się w pełni przygotować na nowe warunki życia i pracy, adaptacji organizmu do warunków panujących na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Jakie sytuacje nienominalne ćwiczyliście?
Mogę powiedzieć o czterech głównych sytuacjach awaryjnych, jakie pojawiły się podczas szkolenia. Pierwszą jest pożar na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – wiadomo, w jej wnętrzu jest mnóstwo sprzętu elektronicznego i gdzieś może dojść do zwarcia. Trzeba sobie umieć poradzić z takim pożarem, użyć specjalnej gaśnicy, a jednocześnie zachować jak najlepszą jakość atmosfery.
Druga sytuacja to wyciek atmosfery – wówczas kluczowe jest zlokalizowanie go, a następnie naprawienie lub odseparowanie całego modułu stacji, jeśli zaszłaby taka konieczność.
Trzeci czarny scenariusz – wyciek do naszej atmosfery w stacji amoniaku obecnego w systemach chłodzenia. To ściśle toksyczny związek i w takim przypadku trzeba korzystać z maski tlenowej. Taka okoliczność najczęściej kończy się opuszczeniem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – jeśli na czas nie trafisz do swojej kapsuły, to reszta załogi już po ciebie nie będzie mogła wrócić, co jest dla wszystkich trudnym psychologicznie wyzwaniem.
I w końcu czwarta sytuacja awaryjna – jeśli stacja kosmiczna jest na kursie kolizyjnym z innym dużym obiektem, to oczywiście rodzi się ogromny problem. W przypadku szybkiego wykrycia takiej możliwości da się zmienić trajektorię stacji, w innym przypadku najpewniej nastąpi ewakuacja.
W trakcie mojej misji na szczęście nie doszło do żadnej sytuacji awaryjnej, pamiętajmy jednak, co się działo przed startem, który był przekładany, właśnie m.in. z powodu wycieku atmosfery z rosyjskiego modułu serwisowego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Do czasu rozwiązania tego problemu my nie mogliśmy wystartować.
Jak już na chłodno oceniasz tę misję?
Podstawowe cele misji zrealizowaliśmy na 120 proc., co jest o tyle wielkim sukcesem, że rzadko kiedy udaje się zrealizować 100 proc. planu. Przeprowadziłem 13 eksperymentów, a większość ich pomysłodawców nie miało wcześniej styczności z budowaniem sprzętu kosmicznego, więc nie dość, że zastanawiałem się, na ile ja będę w stanie pracować na orbicie, to jeszcze czy urządzenia na pewno będą właściwie funkcjonować. Okazało się, że wszystko świetnie zadziałało, wykonaliśmy nawet jeden dodatkowy eksperyment ze strony Europejskiej Agencji Kosmicznej, który nie był w ogóle planowany w tej misji. Jestem z tego niezwykle dumny.
Świetne projekty, fantastyczni polscy naukowcy, zrealizowanie misji ponad normę – to brzmi fascynująco, tymczasem w przestrzeni publicznej podczas twojego lotu dominowały informacje o pierogach… Nie masz poczucia, że media spłyciły tę misję?
Trudne dla mnie było w szczególności to, co działo się po powrocie na Ziemię. Rozumiem, że niełatwo rozmawia się o nauce i technologii, zwłaszcza że niewystarczająco informuje się społeczeństwo pod kątem tego, czym jest misja kosmiczna i po co lecimy w kosmos. Samo zwolnienie szefowej zespołu komunikacyjnego Polskiej Agencji Kosmicznej na miesiąc przed startem naszej misji jest kompletnie niezrozumiałe i przygnębiające. Z tego powodu nawet tak ciekawy temat jak powrót astronauty do Europy wywołał ogromną burzę medialną.
No tak, zastanawiano się, dlaczego użyto samolotu rządowego, a nie rejsowych linii lotniczych.
Rozumiem te pytania, jednak niestety nikt nie pokusił się o to, żeby rzetelnie na nie odpowiedzieć. Samolot rządowy był niezbędny ze względów medycznych. Nie każdy wie, że nasza trasa do Kolonii musiała przebiegać tak, żebym był maksymalnie 2 godziny od szpitala przygotowanego na przyjęcie astronauty powracającego na Ziemię. Na naszej trasie przygotowano takie szpitale, a na pokładzie samolotu był personel medyczny. W locie rejsowym byłoby to niemożliwe.
Dlatego tym bardziej cieszę się ze spotkań – zwłaszcza tych z młodymi ludźmi – w których w ostatnich tygodniach mam okazję uczestniczyć. Możemy na nich porozmawiać o takich właśnie szczegółach misji kosmicznych, a oprócz tego sam dowiaduję się niesamowitych rzeczy. Niedawno zetknąłem się z uczniami w Krakowie i okazało się, że w jednej sali zebrały się aż cztery zespoły budujące CubeSaty, czyli małe satelity wielkości puszki od coli. Kilkanaście młodych ludzi budujących sprzęt kosmiczny i wygrywających konkursy? Wow!
Oczywiście edukacja społeczna to ogrom pracy u podstaw, którą staram się wykonywać, z drugiej strony bardzo potrzeba systemowych rozwiązań, które pomogłyby propagować wiedzę o kosmosie.
Jakich?
Żeby doprowadzić do realnego przeskoku technologicznego, na rynku musi pojawić się duże, strukturalne finansowanie. Po drugie – musimy zatrzymać u siebie najlepsze talenty, które efektywnie wykorzystają dostępne środki. Na razie Polska niestety nie jest destynacją inżynierską dla wybitnych specjalistów, którzy wybierają pracę w krajach Europy Zachodniej. Potrzebujemy dużej jednostki naukowej, skupiającej nawet kilku tysięcy inżynierów, która byłaby partnerstwem prywatno-publicznym na rzecz rozwoju innowacji. W Grenoble we Francji powstała „europejska Dolina Krzemowa” skupiona wokół firm przewodnikowych oraz instytutów naukowych, dlaczego nad Wisłą nie miałoby być podobnie? Jak dotąd nie mamy w Polsce ani jednego większego instytutu, który wdrażałby technologię przemysłową.
Co astronauta może osiągnąć więcej po locie w kosmos?
Kolejny lot w kosmos! Obecnie skupiam się jednak na dzieleniu się wiedzą. Chcę być również dostępny dla naszych decydentów jako wsparcie merytoryczne. Polsce brakuje długoterminowego planu rozwojowego, więc chętnie włączę się w budowanie takiej strategii – jeśli nie wiemy, gdzie chcemy się znaleźć za 10 lat, to w jaki sposób mamy osiągnąć status regionalnego lidera? Wierzę, że mój lot w kosmos nie będzie wyłącznie symbolem, ale początkiem budowy stałej obecności naszego kraju na technologicznej mapie świata.
Więcej możesz przeczytać w 12/2025 (123) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.