Muzaic - od smyczków do algorytmów

To miała być apka zwiększająca efektywność w czymkolwiek chcesz, zaczynając od pracy, a kończąc na uprawianiu miłości. Taka ścieżka dźwiękowa do życia. Niestety, okazała się niesprzedawalna – wspomina Wojtek Hazanowicz CEO Muzaic. Ale karta się odwróciła. Dziś jego narzędzie w dziesięć miesięcy skomponowało więcej utworów niż polski przemysł muzyczny w swojej historii. Jak do tego doszło? Ja już wiem. Pora, żebyście też poznali tę historię.
Z przodu muzeum
Kiedy o poranku spotykam się z Wojtkiem Hazanowiczem, jego nastrój jest zadziwiająco pogodny. – Właśnie wracam ze spotkania komitetu inwestycyjnego Muzaic. Nastroje są pozytywne, a to dla founderów zawsze miła sytuacja – tłumaczy z uśmiechem.
Jego droga do stworzenia innowacyjnej platformy muzycznej była długa i nieoczywista. Jako dziecko należał do „pierwszej ligi” uczniów. Na studia zdał z pierwszą lokatą i to od razu na dwa kierunki: informatykę na Politechnice Warszawskiej oraz na Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina.
– Pierwszy biznes otworzyłem jeszcze na studiach – wspomina Hazanowicz. – To była firma IT, ale zajmowaliśmy się też handlem perfumami w internecie. Potem kupiliśmy sklep eStyl, który funkcjonuje do dziś. Wtedy był częścią Wizaz.pl, jednej z najbardziej popularnej strony internetowej w polskim internecie.
Mimo sukcesów w e-commerce, serce ciągnęło go w stronę muzyki. – Moja bajka życiowa zaczęła wtedy opowiadać o muzyce. Zostawiłem dotychczasowy biznes, byłem zafascynowany blichtrem bohemy i nocnymi imprezami – przyznaje.
Hazanowicz to człowiek wielu talentów. Zawodowo gra na skrzypcach i altówce. – Jestem smyczkowcem z wykształcenia – mówi. Przez 10 lat odgrywał w świecie muzyki różne role, m.in. występował w telewizji u boku gwiazd. To właśnie napięcie między światem technologii a światem muzyki ukształtowało jego wizję. – Na studiach, kiedy zajmowałem się informatyką, to mi czegoś brakowało. Jakichś większych pokładów duchowości czy choćby międzyludzkiej interakcji. Nie odnajdywałem się w przestrzeni politechnicznej i bardzo źle się tam czułem. Dopiero w świecie muzyki odnalazłem swoje stado – wspomina. O budowaniu dynamicznej kariery w świecie muzyki klasycznej nie było tam jednak mowy. – Ta przestrzeń jest bardziej muzealna – mówi Hazanowicz, wspominając 13 lat spędzone w tej branży.
W duszy ciągle mu jednak grało. Zaczął prowadzić warsztaty z komponowania spontanicznego i improwizacji, co z czasem przyciągnęło uwagę nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Równolegle rozwijał karierę biznesową. – Otworzyłem ze wspólnikiem agencję, którą prowadziliśmy przez 10 lat. Robiliśmy koncerty na żywo i współpracowaliśmy ze wszystkimi agencjami eventowymi i reklamowymi w Polsce – opowiada.
Jednym z większych sukcesów jego agencji było silent disco. – Byliśmy największym dostawcą infrastruktury do organizacji silent disco w Polsce od początku. W pewnym momencie skonsolidowaliśmy rynek, mieliśmy trzy największe brandy. Jeśli bawiłaś się na Open’erze, to się bawiłaś z nami – mówi z dumą. Z czasem agencja rozwinęła się na tyle, że produkowała nawet koncerty na Stadionie...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Więcej możesz przeczytać w 6/2025 (117) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.