Koronawirusowe piwoty

Fot. Michał Mutor
Fot. Michał Mutor
Pandemia COVID-19 postawiła niewyobrażalną liczbę firm w dramatycznej sytuacji. Zamrożenie gospodarki i lockdown sprawiły, że ich biznes przestał przynosić pieniądze. Jedni – aby przetrwać – starali się uzyskać wsparcie państwa. Inni podjęli wyzwanie i aby nie wstrzymywać działalności, zmieniali nie tylko model działania, ale nawet profil produkcji.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2020 (62)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zmiana modelu działania to np. przejście na pracę z domu wszędzie tam, gdzie było to możliwe, ale także uruchomienie lub wzmocnienie telesprzedaży lub sprzedaży przez internet. W ten sposób próbowały ratować się nie tylko wielkie firmy handlowe, czy sieci gastronomiczne, ale też małe, często osiedlowe sklepy i restauracje. Najmniejszym w przetrwaniu sprzyjała budowana latami lojalność klientów, a także rozszerzenie – w miarę możliwości – oferty.

Z danych Departamentu Handlu USA wynika, że internetowa sprzedaż detaliczna w II kwartale miała wartość blisko 212 mld dol. (było to 16,1 proc. całkowitej sprzedaży detalicznej) o 32 proc. wyższą niż w I kwartale br. i o niemal 45 proc. wyższą niż rok wcześniej.

W Polsce oraz Europie Środkowej i Wschodniej wzrost e-handlu był mniejszy. Według danych platformy e-commerce PrestaShop w naszym kraju wyniósł 26 proc., a w regionie 21,5 proc., zaś liczba sklepów internetowych w Polsce wzrosła w czasie pandemii o 39 proc.

Część firm handlowych niemal w biegu zmieniała profil działania. Amerykańska spółka Cheetah, która zajmowała się dostawami żywności do restauracji otworzyła się na konsumentów, także zaoferowała sklepom obsługę e-handlu. Z kolei niektóre restauracje wykorzystując modę na samodzielne gotowanie, w czasie lockdownu, oferowały zestawy produktów do samodzielnego przygotowania dań jeszcze niedawno dostępnych w ich menu. Byli tacy, którzy poszli o krok dalej i uruchomili wideokursy gotowania. 

Nie tylko handel i gastronomia dostosowywały się do nowych warunków. Dzięki małym firmom stosunkowo szybko – także w Polsce – ruszyła produkcja podstawowych środków ochrony osobistej takich jak wielowarstwowe maseczki czy przyłbice, a także urządzenia do dezynfekcji rąk. Wśród producentów przyłbic były startupy wyspecjalizowane w druku 3D, a także rzemieślnicy, którzy do tej pory nie mieli nic wspólnego z produktami służącymi do ochrony zdrowia. Drukarki 3D zaprzęgnięto również do produkcji przejściówek umożliwiających stosowanie w profesjonalnych maskach ochronnych filtrów różnych producentów lub wykorzystywanie pełnotwarzowych masek do snorkelingu jako masek ochronnych.

W Polsce było słychać o kłopotach, w jakie przez pandemię popadła branża eventowa i zajmująca się obsługą wystaw i targów. Nie inaczej było na świecie. Ale i tu można znaleźć przykłady koronawirusowych piwotów. Amerykańska firma Choura Events, która obsługuje festiwale, zaczęła budować mobilne punkty testów. Inni produkowali, wykorzystując doświadczenia z budowy stoisk targowych, wyposażenie dzielące przestrzeń w tymczasowych szpitalach i dużych szpitalnych salach, a także w izbach przyjęć. Do oferty wprowadzono też rozwiązania, które mają pomóc w zachowaniu dystansu w restauracjach, biurach i szkolnych salach.

Lista wdrożonych pomysłów na biznes jest długa, ale i tak po latach w zbiorowej pamięci pozostanie zapewne to, że wielkie marki dóbr luksusowych zajęły się produkcją osobistych środków ochrony. LVMH produkcją żeli do dezynfekcji rąk, Balenciaga, Louis Vuitton i Yves Saint Laurent szyciem maseczek, a Prada, Ralph Lauren i Louis Vuitton produkcją fartuchów dla medyków. O tym, że pani Zosia z warzywniaka na warszawskich Bielanach uruchomiła telesprzedaż nikt nie będzie pamiętał.

My Company Polska wydanie 11/2020 (62)

Więcej możesz przeczytać w 11/2020 (62) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ