Inwestowanie w Lego dobrym pomysłem na zarobek? "To bardzo stabilny rynek" [WYWIAD]

Brodaty Geek
Fot. YouTube Brodaty Geek
Jedyne, co może być ryzykiem to brak dywersyfikacji ze strony inwestorów. Nie wolno inwestować w jeden zestaw w kilkudziesięciu sztukach, tylko należy rozdzielać fundusze na różne zestawy - tłumaczy w rozmowie z mycompanypolska.pl Paweł Duda, znany na YouTube jako Brodaty Geek, a więc twórca popularnego kanału poświęconego głównie klockom Lego.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Kiedy poprosiłem cię o rozmowę o inwestowaniu w Lego, stwierdziłeś, że to bardzo wdzięczny temat.

Tak, bo to wyjątkowo ciekawy i stabilny rynek – praktycznie nie zdarzają się tak nagłe wahania cen jak w przypadku walut czy akcji. Można zakładać, że cykl żywotności zestawu Lego to ok. 3 lat, choć oczywiście są wyjątki, które należy brać pod uwagę podczas lokowania kapitału.

Na ile trzeba znać ten rynek, żeby notować zyski?

Na pewno trzeba go śledzić. Przy okazji badania zarobkowego potencjału danego zestawu, trzeba przede wszystkim przeanalizować jego zawartość – chociażby pod kątem minifigurek. Kiedy widzisz, że jakaś figurka - np. z Marvela czy „Gwiezdnych wojen” - pojawia się tylko w tym konkretnym zestawie, to z automatu możesz założyć, że jego wartość wzrośnie. Poza tym Lego ma swoją „giełdę”, czyli serwis do sprzedaży pojedynczych części, dzięki czemu można weryfikować jak zachowywała się cena danego zestawu czy minifigurki.

Jak zwykle zmienia się ta cena?

Najczęściej jest tak, że po kilku tygodniach od pojawienia się zestawu w sprzedaży, jego cena spada do ok. 70 proc. ceny katalogowej. To oczywiście najlepszy moment na kupno. Mniej więcej po pół roku od wycofania zestawu z produkcji jego cena rośnie do 20-30 proc. ceny katalogowej.

A więc zyski przychodzą szybko?

Jestem zwolennikiem podejścia krótkoterminowego, bo ta stopa zwrotu już po pół roku od wycofania zestawu jest naprawdę zadowalająca. Idealnym przykładem szybkiego zysku jest zeszłoroczny kalendarz adwentowy ze Star Wars. Katalogowo on kosztował 140 zł, w sklepach można było go nabyć za ok. 100 zł. Były tam dwie unikatowe minifigurki – jedną z nich był Lord Vader w świątecznym swetrze. Dostępność zestawów skończyła się pod koniec listopada, więc na początku grudnia na Allegro sprzedawano jest za ponad 400 zł. Podobnie było z Wielką Salą z Harry'ego Pottera, która w 2018 roku zdobyła tytuł zabawki roku. Lego nie nadążało z produkcją zestawów, dlatego przed chociażby dniem dziecka one sprzedawały się z dużą przebitką.

Jest szansa na jakieś „złote strzały”?

Zdarzają się, choć to sytuacje, które bardzo ciężko przewidzieć. Idealnym przykładem jest samolot Lego Technic na licencji Boeinga. Jedna z serii miała prawdopodobnie wadę konstrukcyjną, co Lego skrupulatnie tuszowało. Klocki trafiły do dystrybutorów jedynie częściowo, na wybrane rynki np. niemiecki. Na takich zestawach można było zarobić mnóstwo kasy.

Ilekroć czytam na Facebooku komentarze pod postami dotyczącymi inwestowania w Lego, to często widzę rozentuzjazmowanych ludzi, którzy wierzą, że na strychu znajdą wartościowe zestawy, którymi bawili się w dzieciństwie.

Starsze zestawy również bywają pożądane. Jakiś czas temu była dosyć krótka seria z Indianą Jonesem. Ona jest teraz w większości sprzedawana w formie używanych zestawów, które i tak są dwa razy droższe niż przy debiucie, bo był tam unikatowy element imitujący toczący się kamień. Oczywiście inwestowanie w rozpakowane zestawy jest o tyle trudniejsze, że trzeba dokładnie zweryfikować czy zawartość jest kompletna.

W Polsce jest dużo ludzi inwestujących w Lego?

Na pewno jest ich sporo, choć dokładną liczbę trudno oszacować. Wydaje mi się jednak, że wiele osób wciąż nie do końca wie, jakie zestawy nabywać. Często jest tak, że ktoś totalnie na czuja kupuje zestawy na zasadzie: „aaa, zaraz go wycofają z oferty, więc na pewno zarobię”. Tymczasem może się okazać, że zestaw nie miał na tyle atrakcyjnej zawartości, żeby był pożądany przez kolekcjonerów. Dwa lata temu nabyłem autobus Lego City. Wówczas kupiłem go za 100 zł, na początku tego roku sprzedałem za 400 zł, bo zawierał wózek inwalidzki, który pojawił się tylko w tym zestawie.

Na co – oprócz zawartości – trzeba jeszcze zwracać szczególną uwagę?

Dużą wartość mają zestawy kolekcjonerskie oraz te na licencjach, zwłaszcza, że zestawów licencjonowanych jest znacznie więcej niż autorskich. Jeśli ktoś chce się zacząć w to bawić, to zdecydowanie powinien zacząć od Star Wars, Marvela lub Jurrasic World, gdzie pojawiają się unikalne dinozaury. Często zdarza się, że za same dinozaury – i to już w momencie premiery zestawu – zapłacisz tyle samo, co za cały zestaw. Lego dostrzega takie działania, więc np. jeśli chcesz mieć Velociraptora w pięciu różnych kolorach, to musisz kupić pięć różnych zestawów.

Po wyświetleniach swoich filmów na YouTube możesz przewidzieć, które zestawy będą bardziej pożądane?

Zdecydowanie! Dwa lata temu pojawiła się reedycja Toy Story i Lego zdecydowało się na wydanie zestawów w wersjach 4+, dedykowanych dzieciakom. Tam były unikalne minifigurki, ale na moim kanale mało kto oglądał odcinki o tej serii, więc stwierdziłem, że ona będzie totalną wtopą. Tak też się stało, do teraz w marketach możesz znaleźć te zestawy na promocjach.

Ciekawe jest to, co powiedziałeś o licencjach, bo zawsze wydawało mi się, że większą wartość mają te zestawy, które nawiązują do klasycznych zestawów z lat 90. Kiedy Lego wznawiało Barracudę, to wśród fanów był totalny szał.

To współczesny trend. W latach 90. Lego jeszcze nie miało zestawów na licencjach, więc kupowało się podstawy – serie westernowe czy Lego Castle. Pewnie, jeśli masz nieotwarty zestaw Lego Aquazone, który był wówczas bardzo popularny, to sporo na nim zarobisz. Choć trzeba pamiętać o tym, że zestawy mają taką tendencję, że ich wartość rośnie do pewnego momentu, a potem raczej stoi. Moim zdaniem inwestowanie w zestawy sprzed 15-20 lat jest najmniej opłacalne.

Jak będzie wyglądać przyszłość w wykonaniu Lego – nadal będzie wysyp licencji czy nastąpi zwrot ku klasycznym zestawom?

Zdecydowanie będą dominować licencje. Kiedy Lego w 1999 roku postawiło na pierwszą licencję – „Gwiezdne wojny” – to był to ogromny sukces. Firma była na skraju bankructwa, więc ta współpraca w zasadzie uratowała im życie. Do kin wchodziła akurat tzw. nowa trylogia, więc zainteresowanie licencjonowanymi klockami było naprawdę duże. Mam wrażenie, że Lego traktuje np. klasyczną serię City po macoszemu, więc ona znacząco dołuje jeśli chodzi o design.

Twoja licencja marzeń?

Najbardziej chciałbym zobaczyć Asterixa, ale to chyba seria na tyle ograniczona kulturowo do Francji i krajów Beneluksu, że Lego nie zdecyduje się na taką współpracę. No i oczywiście marzę o zestawach Pokemon, do których prawa ma do tej pory konkurencja, a więc Mega Construx. To byłby totalny killer, Lego zamiotłoby rynek.

Gdyby ktoś przysłuchiwał się z boku naszej rozmowie, to mógłby odnieść wrażenie, że inwestowanie w Lego nie ma w zasadzie żadnych wad ani zagrożeń.

Jedyne, co może być ryzykiem to brak dywersyfikacji ze strony inwestorów. Nie wolno inwestować w jeden zestaw w kilkudziesięciu sztukach, tylko należy rozdzielać fundusze na różne zestawy. Drugim ryzykiem jest ewentualne przedłużenie przez Lego żywotności danego zestawu. Choć to i tak nie oznacza, że stracimy pieniądze – po prostu zamrozimy je na jakiś czas.

---

Już w lipcowym numerze My Company Polska - który niebawem pojawi się na rynku - znajdziecie materiał poświęcony inwestycjom alternatywnym m.in. w klocki Lego, karty Pokemon czy sneakersy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ