Mistrzowie ignorancji
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2025 (122)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Zrozumiałem to przy okazji głośnej i jakże kontrowersyjnej wypowiedzi Julii Wieniawy, która broń Boże nie należy do kategorii, o której wspomniałem wyżej. Pani Wieniawa oczywiście odniosła sukces, acz nie totalny, bo ja mam jedynie mgliste pojęcie, kim jest. Co skądinąd jest tylko dowodem mojej ignorancji i niczego więcej. W każdym razie, gdybym występował w „Milionerach” i dostał pytanie, czy Julia Wieniawa jest 1. Aktorką 2. Piosenkarką 3. Influencerką 4. Youtuberką, to jednak skorzystałbym z telefonu do przyjaciela.
Wieniawa od zawsze wiedziała, że będzie bogata, no ale jest bogata. Przynajmniej z punktu widzenia objuczonej kredytami klasy średniej tyrającej w korporacyjnych biurofabrykach. Zatem jako coach samospełniającej się przepowiedni o bogactwie, które rodzi się w głowie, jest wiarygodna. Ale jej występ skłonił mnie do przemyśleń na temat osób, które przeszły na zawodowstwo w dziedzinie pouczania ludzi, jak osiągnąć spełnienie. Albo prawdziwą samorealizację. Albo rzeczywiście czysty umysł. Albo poczucie nieskończonej harmonii. Albo jeszcze coś, co można jakoś fajnie nazwać z angielska lub ewentualnie z sanskrytu.
Tak się składa, że znam parę takich osób. Zlustrowałem tę zacną kompanię i doszedłem do wniosku, że wszystkich ich łączy w życiu jedno: niczego szczególnego nie osiągnęli. A może nawet osiągnęli szczególnie niewiele. A jednak uznali w swej szlachetności, że pomogą innym uporać z ich kłopotami i ograniczeniami. Więc uczą nas na Instagramach i Facebookach, gdzie dzielą się swymi ważkimi przemyśleniami i radami. Ale mają również specjalną ofertę premium: jak już zapłacimy, to możemy wziąć udział w specjalnych warsztatach nieschematycznego myślenia, życia po pięćdziesiątce ewentualnie zrozumienia jaką traumę odziedziczyliśmy po pradziadku.
Tak na marginesie. Część tych specjalistów w zupełnie nowych i nieskodyfikowanych jeszcze dziedzinach to kobiety. I w ich przypadku zauważyłem ciekawą zależność. Kiedy po prostu nauczają w swych mediach społecznościowych to odzew jest niestety zazwyczaj nikły. Kiedy jednak wrzucą zdjęcie, na którym tak od niechcenia odsłonią nieco ramienia, uda lub dekoltu – co zresztą oddaje ich fascynującą naturę – to zainteresowanie natychmiast wzrasta. Lajków jest więcej, pojawiają się nawet komentarze. I to entuzjastyczne. Nic dziwnego, że ponętnych fotek jest potem więcej. Ciało jest jednak wsparciem dla umysłu.
Ale wróćmy do tematu. Zasadniczo tego typu przedsięwzięcia uważam za świetny pomysł biznesowy. Na swój sposób nawet genialny. Nie bardzo umiem cokolwiek, ale mam większe aspiracje niż praca w sklepie za ladą. To w takim razie powiem ludziom, jak mają żyć. Albo jak okiełznać jelita. Albo jakich suplementów używać. Na pewno znajdę jakąś niszę. Ktoś na pewno to kupi. Oczywiście nie wszyscy ci gamonie osiągają sukces, ale część jakimś cudem tak. Pewnie ci najbardziej bezczelni.
Pomysł wybitny, ale jednak nie nowy. Przecież nauczycielami w szkołach zostają raczej ci mniej wybitni studenci. A do polityki idą czasem kompletni nieudacznicy i potem organizują całe państwa. Zresztą i dziennikarstwo to raj dla ignorantów. Czego sam jestem najlepszym przykładem. I to jest w tym wszystkim najdziwniejsze: że czasem mądrzy ludzie słuchają głupszych od siebie.
Więcej możesz przeczytać w 11/2025 (122) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.