Inwestorzy nie wierzą w wojnę. Pełny obraz Kuczyńskiego

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe 5
Końcówkę roku można podsumować krótko: nihil novi sub sole. Wybuchały bomby, ginęli irańscy generałowie, a nastroje na rynkach finansowych ciągle się poprawiały. W grudniu zagrożeniem dla rynku byka było nadal wyłącznie to, co wymyśli prezydent USA.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2020 (53)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zabicie przez USA w Iraku irańskiego generała Kasima Sulejmaniego, uznawanego za bardzo ważną postać życia politycznego Iranu, oraz odpowiedź Iranu (atak rakietowy na bazy USA w Iraku) doprowadziło do zawirowań na rynkach finansowych. Widać je było szczególnie mocno na rynku złota i ropy, mniej na rynku walutowym, a na rynku akcji reakcja w USA była znikoma. Początkowo złoto znacznie zdrożało – jego cena uderzyła nawet w poziom 1600 dol., ale po ataku Iranu i bardzo stonowanej konferencji prezydenta Trumpa wróciło do poziomów sprzed zabójstwa generała. Podobnie zareagowała cena ropy. Po oświadczenie prezydenta Trumpa cena spadła o ok. 5 proc., wracając do poziomu znacznie poniżej obserwowanego przed zaostrzeniem konfliktu. 

Dolar nieco się umocnił, co jest normalną reakcją po wzroście geopolitycznego niepokoju. Zachowanie Wall Street (w mniejszym stopniu innych giełd) było niezwykle spokojne. Widać było, że inwestorzy nie wierzą w wybuch wojny, a po wystąpieniu prezydenta USA indeks NASDAQ ustanowił nawet nowy rekord wszech czasów. Gracze giełdowi przyzwyczaili się już do sytuacji panującej na Bliskim Wschodzie i trzeba by było poważnego zaostrzenia sytuacji, żeby można było zaobserwować zmianę dominujących trendów.

Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o konflikt USA–Chiny. Trump zapowiedział, że w styczniu zostanie podpisana wstępna (faza 1) umowa handlowa USA–Chiny. I doprowadziło to do nowych rekordów indeksów na Wall Street. Całość jednak wygląda bardzo niepokojąco i przypominało to, co działo się w styczniu 2018 r., kiedy po podobnych, szaleńczych zwyżkach indeksów nadeszła kilkunastoprocentowa korekta.

Chiny chcą osłabić dolara

Takie zachowanie rynków akcji wynika przede wszystkim z działania wszechobecnych komputerów (trzy czwarte obrotu na giełdach amerykańskich robią właśnie komputery). One nie podlegają emocjom i jeśli indeksy rosną, to często rosną coraz szybciej. Ludzie patrzący na takie zachowanie rynków podnoszą brwi ze zdziwienia i zaczynają kupować złoto, które w grudniu lśniło szczególnie mocno.

Owszem, powodów (pretekstów) do kupowania złota było w grudniu sporo: zbliżający się w lutym Księżycowy Nowy Rok w Chinach (Chińczycy kupują wtedy dużo biżuterii), końcówka grudnia (między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem złoto często zyskuje), a w samej końcówce miesiąca nagle osłabienie dolara. Najważniejszym według mnie powodem było jednak kupowania złota jako zabezpieczenia (hedging) przed nagłym zwrotem (spadkową korektą indeksów) na rynkach akcji. 

Jeśli mówimy o osłabieniu dolara (wzroście kursu EUR/USD) to nadal działało to, o czym pisałem w ostatnim komentarzu. Na początku grudnia Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego (ECB), mówiła o przeglądzie strategii ECB, co odebrano jako zakamuflowaną chęć kończenia z luzowaniem ilościowym i z ujemnymi stopami procentowymi. To zdecydowanie pomogło kursowi europejskiej waluty. 

W grudniu, po posiedzeniu ECB, Lagarde skonkretyzowała te swoje zamierzenia. Przegląd polityki banku rozpocznie się w styczniu 2020 r. i ma zakończyć 31 grudnia. To mnóstwo czasu, a podczas roku wiele się może zmienić. Może np. nastąpić takie osłabienie gospodarki, że z zamiarów zmiany polityki ECB nic nie wyjdzie. 

Również zapowiedź zawarcia wstępnej umowy USA–Chiny zwiększyła apetyt na ryzyko, a to najczęściej osłabia dolara. Nie wykluczam też, że Chiny zaczynają grać na osłabienie amerykańskiej waluty. Na przykład emitują obligacje denominowane w dolarach, wyraźnie licząc na osłabienie amerykańskiej waluty. Nawiasem mówiąc, jak od wielu lat przypominam, docelowo (za kilkadziesiąt lat) Chiny z pewnością będą chciały zastąpić dolara, jako walutę de facto międzynarodową swoim juanem. Dopiero wtedy będą mogły mówić o zastąpieniu USA w roli globalnego hegemona. Wstępem mogłoby być oparcie juana o złoto (po kilku latach można by z tego standardu stopniowo rezygnować). Być może dlatego (oprócz zabezpieczania pozycji w obligacjach USA) Chiny jawnie i tajnie kupują złoto.  

Niewątpliwie europejskiej walucie do wyborów w Wlk. Brytanii pomagała poprawa nastrojów na brytyjskim funcie. Miażdżąca wygrana torysów poprawiała nastroje w Europie. Wszyscy już mieli dość niepewności i czekania na brexit. Wlk. Brytania 31 stycznia 2020 r. opuści Unię Europejską. 

To nie kończy jednak całego serialu, bo premier Boris Johnson chce podpisania umowy o wolnym handlu z UE do końca 2020 r., a to wydaje się być niemożliwe. Negocjowanie podobnej umowy z Kanadą trwało 7 lat… Jeśli Johnson nie zmieni zdania to może się okazać, że w 2021 r. nastąpi w praktyce brexit bez umowy (handel na zasadach Światowej Organizacji Handlu). Dlatego nie można wykluczyć w drugiej połowie 2020 r. odrodzenia „brexitowych” niepokojów. 

Miliardy dla budżetu

Doskonałe nastroje panujące na rynkach finansowych oraz umocnienie euro pomagało złotemu, który w grudniu był bardzo silny. Narodowy Bank Polski (NBP) odnotował zysk, z czego wynika, że w 2020 r. zasili Skarb Państwa 7 mld zł, co pomoże w realizacji budżetu bez deficytu. Ten brak deficytu ma wynikać z wielu jednorazowych czynników (nowe podatki, zysk NBP, aukcja częstotliwości 5G itp.). Właściwie nie wiem, po co tworzony jest taki, sztuczny według mnie, budżet, bo odziaływanie PR tego hasła na wyborców jest skrajnie ograniczone. Rząd ma jednak zawsze w zapasie nowelizację budżetu w połowie roku, co wiele razy poprzednie rządy robiły. 

Na razie polska gospodarka wygląda kwitnąco. Dynamika wzrostu PKB co prawda zwolniła (do 3,9 proc. w  III kwartale), ale nie było to spowolnienie, które może niepokoić. Biznes niewątpliwie boi się 2020 r. i zapowiadanego spowolnienia globalnego. Niepokoić może też to, że wzrosną koszty prowadzenia firmy (duży wzrost płacy minimalnej, koszty energii elektrycznej, wywozu śmieci, PPK…). To w połączeniu z bałaganem w sądownictwie nie zachęca do inwestowania. 

Polska giełda zachowywała się zupełnie inaczej niż polska gospodarka. Gospodarce możemy wystawić w skali od 1 do 6 ocenę na poziomie mocnej czwórki, ale giełda zdecydowanie zasłużyła na pałę. Ze świecą w ręce trzeba by szukać giełdy, której indeks blue chipów zakończył rok spadkiem, a WIG20 to jednak zrobił. Winny jest zdecydowanie skład indeksu, w którym przeważa państwowy sektor bankowy i energetyczny. Takie niemiłe niespodzianki jak zapowiadana fuzja PKN Orlen z Energą zdecydowanie indeksowi WIG20 nie pomagała. Lepiej zachowywały się indeksy mniejszych spółek (mWIG40 i sWIG80), ale tam nie jest potrzebny duży kapitał, żeby podciągnąć ceny akcji. 

Pozostaje zastanowić się, co może wydarzyć się w 2020 r. Można powiedzieć, że powinien to być rok dużej niepewności i zmienności nastrojów. Szczególnie czekanie na listopadowe wybory prezydenckie w USA będzie stanowiło zagrożenie dla rynków. I nie chodzi oczywiście o impeachment Donalda Trumpa, bo do niego nie dojdzie. Chodzi o to, jakie pomysły będzie miał prezydent USA na zwiększania swojego poparcia. Niestety, nie da się tego przewidzieć.

My Company Polska wydanie 2/2020 (53)

Więcej możesz przeczytać w 2/2020 (53) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ