TINSTAAFL. Felieton

łuczak
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowe 88
Wieczyste zatrudnienie to szalony projekt, który wygrał właśnie w konkursie zorganizowanym przez Public Art Agency Sweden.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2020 (57)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Założenie było takie, że projekt promuje nowy dworzec kolejowy, który ma być oddany w Göteborgu dopiero w 2026 r. Nie zwyciężyło żadne typowe, standardowe i oczywiste dzieło sztuki, takie jak monumentalny pomnik, misterna płaskorzeźba czy wielobarwny etniczny mural. Postawiono na długotrwały happening polegający na tym, że szwedzcy performerzy zatrudnią osobę, która każdego dnia będzie musiała się pojawić na dworcu i „odbić” kartę wejściową. Wtedy zapalą się światła. Po ośmiu godzinach pracownik będzie zobowiązany powtórzyć całą operację – wówczas latarnie na dworcu po prostu zgasną. Nic więcej nie musi już robić. Wynagrodzenie takiej osoby na samym początku ma wynieść równowartość 8730 zł miesięcznie. Etat jest dożywotni! Wszystko na podstawie umowy o pracę z pełnym zabezpieczeniem socjalnym – odprowadzonymi składkami emerytalnymi oraz prawem do urlopu. Warunek jest jeden – zakaz podejmowania jakiejkolwiek innego zajęcia zarobkowego. Czy jest to działanie artystyczne? Donald Clarence Judd, żyjący w latach 1928–1994 amerykański malarz i rzeźbiarz minimalistyczny, nie miał wątpliwości i jednoznacznie twierdził, że: „Jeżeli ktoś nazwał coś sztuką, jest nią”. Dzieło wywołało jednak liczne kontrowersje i burzliwe dyskusje. Tymczasem werdykt został podjęty niemal jednomyślnie. „Projekt w interesujący sposób przenosi nas z fizycznej płaszczyzny na płaszczyznę czasu” – wyjaśniła szefowa jury. 

A jakie przesłanie chcieli przekazać artyści? To miała być afirmacja pracownika – pojedynczego człowieka – który jest dziś wypierany przez coraz większą automatyzację wszelkich procesów produkcyjnych. To realna obawa, że już niedługo wszyscy będziemy w podobnej sytuacji jak performer „zapalający i gaszący światła na dworcu”. Będziemy tak naprawdę absolutnie zbędni! Najbardziej istotny i znaczący jest jednak sposób finansowania całego projektu. To jego sens oraz istota. Szwedzcy artyści przeznaczyli na niego całą swoją nagrodę konkursową, a więc olbrzymią kwotę 7 mln koron – ok. 2,8 mln zł. Przy początkowej pensji pracownika, ustalonej na 21,6 tys. koron,  pieniędzy wystarczy na 120 lat! Projekt w swoim założeniu ma także uzmysłowić, w jaki sposób funkcjonuje „oprocentowanie skumulowanego kapitału”. Będzie ono bowiem wpływało na stałą podwyżkę zarobków performera, gdy w tym samym czasie realna płaca minimalna wzrośnie tylko nieznacznie. Po głębszej analizie i chłodnym przyjrzeniu się pomysłowi całe to przedsięwzięcie jest oczywistym nawiązaniem do słynnej zasady zawierającej się w powiedzeniu Miltona Friedmana There is no such thing as a free lunch, co po polsku znaczy: „Nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad”. Często wykorzystywany angielski skrót tego powiedzenia, to właśnie TINSTAAFL. 

Projekt szwedzkich artystów jest bardzo uczciwy, bo przeznaczyli oni na jego realizację własne pieniądze, a więc nagrodę otrzymaną za swoje kontrowersyjne dzieło. Co więcej, warunkiem koniecznym do realizacji tego happeningu, było właśnie wygranie konkursu. To naprawdę bardzo szlachetne postępowanie, bo wydają oni – cóż, że w nieco ekstrawagancki sposób – własne korony. 

Nie jest to więc lewicowe czy nawet lewackie działanie, o co bywają oskarżani, ale niezwykle wolnorynkowe i liberalne myślenie o gospodarce. I o sztuce także! Szczególnie w dzisiejszych trudnych czasach, w których ulubionym zajęciem jest wydawanie nie swoich pieniędzy, oczywiście przy jednoczesnym twardym założeniu, że robi się to wyłącznie w celu uzyskania partykularnych korzyści. To także przeciwieństwo idei dochodu bezwarunkowego polegającego na wypłacaniu każdemu obywatelowi – niezależnie od tego czy pracuje, bije żonę, znęca się na dziećmi lub maltretuje okoliczne zwierzęta – pensji, która pozwala na całkiem przyzwoitą egzystencję. A także na niepodejmowaniu jakiejkolwiek aktywności zarobkowej. Ktoś zawsze przecież musi za taki komfort zapłacić. A wcześniej solidnie zapracować, choćby wygrywając – za pomocą zwariowanego pomysłu – artystyczny konkurs!

My Company Polska wydanie 6/2020 (57)

Więcej możesz przeczytać w 6/2020 (57) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ