Dyrektor Teatru Studio: "Spektakli brak, więc pensje aktorów są niższe. Nawet o 70 proc." [WYWIAD]

Fot. Krzysztof Bieliński
Fot. Krzysztof Bieliński
- Fundusz Wsparcia Kultury jest dla takich instytucji jak Teatr Studio szansą na przetrwanie. Mam nadzieję, że program zostanie szybko odblokowany, a otrzymane środki zapewnią nam bezpieczeństwo finansowe na najbliższe tygodnie - mówi Roman Osadnik, dyrektor warszawskiego Teatru Studio.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Kuba Dobroszek: Dlaczego rządzący nie lubią sztuki?

Roman Osadnik: Decydenci od zawsze spychali kulturę na sam koniec, ważniejsze były sprawy doraźne, związane ze zdrowiem czy gospodarką. Artyści nie produkują dóbr materialnych, lecz te duchowe, dlatego ich potrzeby często są marginalizowane. Uważam, że to błąd, bo po pierwsze – wbrew powszechnej opinii – ta praca ma duży wpływ na gospodarkę. Widzowie Studia to nie tylko warszawiacy, to ludzie z całej Polski, którzy korzystają z noclegów, restauracji, transportu. Po drugie, praca artystów jest potrzebna do normalnego funkcjonowania ludzi, szczególnie tych, którzy nie myślą wyłącznie o konsumpcyjnym trybie życia.

Takich ludzi jest chyba coraz mniej, bo w pierwszej kolejności zamyka się kina i teatry.

Zupełnie tego nie rozumiem. Odnoszę wrażenie, że aby wykazać się konkretnymi działaniami, najłatwiej jest ograniczyć kulturę. Tymczasem reżim sanitarny w teatrach jest bardzo rygorystycznie przestrzegany – do tej pory nie otrzymaliśmy w Studio żadnego sygnału, jakoby któryś z widzów zakaził się podczas spektaklu. To mają być te ogniska wirusa?

Czyli ograniczenia wzięły się znikąd?

Proszę spojrzeć na ich stopniowe rozszerzanie. Najpierw ograniczono widownię do 50 proc., potem do 25 proc. Na widowni naprawdę zasiadała garstka ludzi. Sadzaliśmy ich w dużych odległościach od siebie, widzowie dezynfekowali ręce, a podczas spektakli przebywali w maseczkach. Dbaliśmy o bezpieczeństwo jak mało kto.

Teatry to nie tylko widzowie.

Gdy tylko dowiadywaliśmy się, że któryś z pracowników miał kontakt z osobą zakażoną, automatycznie poddawał się samoizolacji. Testowaliśmy takie osoby. Niestety nie mamy wpływu na decyzje rządu, musimy się im po prostu podporządkować.

Jakby pan opisał ostatnie miesiące w branży teatralnej? Eugeniusz Korin z Teatru 6. piętro przyznał w rozmowie z Onetem, że jest gorzej niż na wojnie.

Prywatnym instytucjom – takim jak Teatr 6. piętro – na pewno jest jeszcze trudniej niż nam. Studio zatrudnia na etatach ok. 100 osób. Współpracujemy z wieloma osobami na podstawie innych umów cywilno-prawnych i to właśnie ci ludzie zostali pozbawieni możliwości wykonywania swojego zawodu i zarabiania pieniędzy.

Macie jeszcze jakieś pieniądze?

W tym momencie możemy wypłacać pracownikom wynagrodzenia, ale pamiętajmy, że wynagrodzenie zespołu aktorskiego, czy części zespołu technicznego, składa się z kilku składników. To oczywiście niska podstawa, plus dodatki za zagranie w spektaklu lub jego obsłużenie. Spektakli nie ma, więc pensja jest znacznie niższa.

Jak bardzo?

W przypadku aktorów wypłata może być nawet o 70 proc. niższa. Jeśli chodzi o techników, proporcje są korzystniejsze, gdyż większość pensji zawiera się jednak w wynagrodzeniu stałym. Wiosną pomagały nam działania online – w ramach programu „Kultura w sieci” – bo mogliśmy wypłacać dodatkowe pieniądze, ale to jednak były fundusze niewspółmierne do potrzeb. 10 mln zł to wsparcie, jakie regularnie otrzymujemy od Urzędu Miasta, a dotacja z Ministerstwa Kultury na działania w sieci wyniosła 80 tys. zł. Granie spektakli w ostatnich miesiącach było finansowym samobójstwem.

Ale na razie żyjecie.

Mocno cięliśmy koszty. M.in. przesunęliśmy na przyszły rok jedną z naszych największych premier – pieniądze przewidziane na produkcję tego spektaklu, przeznaczyliśmy na pokrycie wynagrodzeń oraz kosztów stałych. Najbardziej deprymujące jest to, że nikt nie wie, co się wydarzy. Będzie lockdown, nie będzie? Sytuacja się poprawi? To bardzo wpływa na morale całego sektora kultury.

No to teraz jeszcze dołożył wam Fundusz Wsparcia Kultury.

Przede wszystkim uważam, że Fundusz jest dla takich instytucji jak Studio szansą na przetrwanie i na utrzymanie miejsc pracy. Mam nadzieję, że zostanie szybko odblokowany i że dzieki otrzymanym środkom zapewni nam bezpieczeństwo finansowe na najlbliższe tygodnie. Wcześniej obawiałem się, że pomoc Ministerstwa Kultury ograniczy się jedynie do programu „Kultura w sieci”, na szczęście dla wszystkich ludzi kultury został powołany ten Fundusz. Co do kontrowersji wokół tego kto i ile otrzymał, trudno mi się wypowiadać, nie mając wglądu do dokumentów. Z pewnością jednak priorytetem powinna być zasada solidarnościowa i skierowanie największej pomocy najbardziej potrzebującym wsparcia finansowego.

W tych trudnych czasach ważna jak nigdy jest solidarność. Jakie jest środowisko teatralne w Polsce? Zjednoczone?

Studio jako jeden z pierwszych teatrów podał rękę freelancerom. Zaproponowaliśmy im udział w cyklu pt.: „Kwarantanna”, dając tym samym możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy. Byliśmy również pośrednikiem między aktorami współpracującymi z nami na umowach cywilno-prawnych a stosownymi urzędami – pomagaliśmy uzyskać tzw. postojowe.

A współpraca między instytucjami?

Dyrektorzy teatrów są ze sobą w stałym kontakcie. Wymieniamy się informacjami, pomysłami, doświadczeniami. Przeniesienie działalności do sieci było sporym wyzwaniem – technologicznym czy związanym z prawami autorskimi. Podpowiadaliśmy sobie, wspieraliśmy się. Powtórzę jeszcze raz, że Studio ma łatwiej, bo to teatr, którego organizatorem jest Miasto Stołeczne Warszawa. Kultura jest prezydentowi Trzaskowskiemu bardzo bliska. Gdy pojawiły się cięcia w miejskich budżetach, one na szczęście nie dotyczyły naszego sektora. Co więcej, miasto obiecało skierowanie dodatkowych środków finansowych.

Dużo pan mówi o działaniach w sieci. Aktorzy podkreślają, że esencja teatru to bezpośredni kontakt z publicznością, a w akim wypadku jest to niemożliwe. Zastanawiam się, na ile cała ta sytuacja jest zagrożeniem dla, nazwijmy to, misji teatru, a na ile to szansa na wypracowanie zupełnie nowych kanałów ekspresji?

Pewne drzwi są zamykane, a inne – otwierane. Teatr online nie zastąpi teatru na żywo, tego jestem pewien. Ale kiedy już cały ten kryzys minie – a mam nadzieję, że nastąpi to szybciej, niż zakładamy – na pewno nie zrezygnujemy z działań w Internecie. Dzięki kwarantannie powołaliśmy do życia projekt „Open Studios”, gdzie zapraszamy do współpracy wybitnych artystów z całego świata, którzy na takich platformach jak Zoom realizują swoje projekty. Ta inicjatywa na pewno będzie kontynuowana.

Jak przekona pan do wirtualnych spektakli tych najbardziej konserwatywnych widzów?

Znaczenie będzie miała jakość prezentowanych materiałów. Wiosną, kiedy lockdown nas zaskoczył, Internet został zalany niekoniecznie dobrze przygotowaną twórczością. Sieć to wspaniałe narzędzie, ale musimy podejść do niego w pełni profesjonalnie. I nie mówię tylko o warstwie technicznej, choć ona oczywiście jest bardzo ważna. Poza tym, transmisje internetowe nie są nowością. Proszę spojrzeć na Metropolitan Opera w Nowym Jorku, która już od kilkunastu lat udostępnia online swoje dzieła. One się cieszą ogromnym powodzeniem.

Oczywiście, że to żadna nowość. Ale wirtualne spektakle nigdy nie były zjawiskiem na tak masową skalę.

Wciąż się uczymy, to zupełnie nowe doświadczenia. Metodą prób i błędów staramy się podnosić naszą wiedzę na ten temat. Wiosną udostępnialiśmy materiały za darmo, teraz – z racji coraz wyższej jakości – będą dostępne za opłatą.

„Teatralny Netflix”. Brzmiałoby dobrze.

Warszawa bardzo szybko zareagowała na nasze potrzeby i - z tego, co wiem – nad dedykowaną kulturze platformą pracuje już zespół ekspertów. Znajdzie się na niej również miejsce dla teatrów. To duże przedsięwzięcie, wymaga czasu.

Wciąż odwołuje się pan do wydarzeń z wiosny. Mamy jesień, a tak naprawdę niewiele się zmieniło. Czy lockdown sprzed paru miesięcy w ogóle was czegoś nauczył?

Wtedy wszystko było bardzo skomplikowane. Cały zespół przeszedł na pracę zdalną i nauczenie się tego, żeby taka praca zdalna stała się efektywna, zajęło mnóstwo czasu. Podejmowanie decyzji było niezwykle utrudnione, wymagało setek telefonów do różnych osób. Mimo że nie graliśmy spektakli, to pracowaliśmy o wiele więcej. To już mamy opanowane, kontaktujemy się sprawniej. Wie pan, ja wciąż się zastanawiam, na ile kultura dostępna wyłącznie online, wyklucza pewne grupy społeczne. Na przykład osoby starsze, które nie mają wokół siebie bliskich mogących im pomóc. Oczywiście staramy się docierać do wszystkich, ale nie jest to łatwe.

Myśli pan, że ci widzowie, którzy z różnych względów nie korzystają z narzędzi internetowych, wrócą do was? Nie znam statystyk dotyczących teatrów, ale kiedy po wiosennym lockdownie otworzyły się kina, ludzie wcale tak tłumnie nie ruszyli przed ekrany.

Odbudowywanie publiczności będzie bardzo długim procesem. Na pewno jest grupa osób, która organicznie tęskni za teatrem, ale też mnóstwo ludzi już teraz obawia się publicznych spotkań w zamkniętych pomieszczeniach. To zresztą widać w każdej branży – nie mamy zakazu lotów, ale mało kto chce podróżować samolotami. Hotele też nie były stuprocentowo obłożone w ostatnich tygodniach. Nawyki sprzed pandemii nie wrócą jak za machnięciem czarodziejską różdżką.

Wydaje mi się też, że wy – branża kulturalna – macie trochę problem z postrzeganiem społecznym, co dobitnie unaoczniło zamieszanie wokół Funduszu Wsparcia Kultury. Owszem, wszyscy uważają, że należy wam się pomoc. Zwłaszcza instytucjom, technikom, wszystkim, którzy budują ten sektor z tylnego siedzenia. Ale potem przychodzi sowita dotacja dla pojedynczego muzyka albo facebookowe żale znanego aktora, który twierdzi, że nie ma za co żyć i czar pryska.

Pamiętajmy, że grupa artystów, którzy naprawdę mają z czego żyć – i mają oszczędności – nie jest tak duża, jak mogłoby się wydawać. Na ścisłym topie jest kilkudziesięciu twórców, podczas gdy w całym kraju działa ich pewnie kilkaset tysięcy. Te osoby nie miały możliwości zarobienia takich pieniędzy, które mogłyby jeszcze odkładać na trudne czasy, bo zarobki artystów są często na poziomie umożliwiającym jedynie wegetację. Zawód artysty nie jest łatwy, a sukces to połączenie talentu i szczęścia. Większości tego szczęścia brakuje.

Wiem, że w obecnej sytuacji to wróżenie z fusów, ale pokusiłby się pan o przewidzenie, kiedy branża teatralna wróci do względnej normalności?

Dopiero przyszły sezon pozwoli nam zbliżyć się do słowa normalność. Obawiam się, że cały bieżący sezon będzie naznaczony pandemią. Mentalnie jesteśmy na to przygotowani. Obostrzenia pewnie będą się pojawiały i znikały, dlatego działalność teatru będzie odbywała się hybrydowo. Gdy tylko dostaniemy możliwość zaproszenia widzów do teatru, wrócimy do grania na żywo - nawet tylko dla 25 proc. widowni. Teraz, gdy obostrzenia zamknęły instytucje kultury, pracujemy nad nowymi spektaklami oraz rejestrujemy te, które już mamy w repertuarze. Udostępnimy je na naszej platformie VOD, do odwiedzenia której wszystkich zachęcam.

ZOBACZ RÓWNIEŻ