Co nas przyciąga, aby spróbować jeszcze raz, czyli walentynki, przedsiębiorcy i himalaiści [FELIETON]

Luk Pstrong
Luk Pstrong / Fot. materiały prasowe
Od wielu lat interesuję się himalaizmem, a zwłaszcza Polskim Himalaizmem Zimowym oraz osiągnięciami ludzi takich jak Jerzy Kukuczka, Maciej Berbeka czy Adam Bielecki. Nie wyobrażam sobie wykonywać ich roboty, ale widzę dużo analogii między sportem wyczynowym a przedsiębiorczością, czyli swego rodzaju „intelektualną pracą wyczynową” - pisze Luk Pstrong, co-founder mrparker.app.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!


Podobieństwa spisane poniżej, nie wykluczają wielu różnic lub dodatkowych podobieństw, które z pewnością ktoś biegły w obu tematach mógłby znaleźć.

W styczniu 2023 roku oficjalnie wyłaczyliśmy usługę Therapify. Były to cztery lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń oraz sinusoidy od porażki do zwycięstwa, czasem nawet nie tylko w perspektywie tygodni, ale i godzin. Dynamika tego, co dzieje się wokół przedsiębiorcy bardzo się zmienia - czasem kilka miesięcy nie pojawia się żadna rejestracja w usłudze ani zapytanie od użytkownika, a za chwilę jesteś zalewany setkami maili oraz telefonów dziennie. Co ciekawe, w obu okresach pracujesz porównywalnie ciężko.

Dla powodzenia celów wyprawy zimowej - także sponsorskiej - kluczowe znaczenie ma ostatnich kilka godzin, zdobycie szczytu, jednak samo stworzenie warunków - aby cel potencjalnie mógł być osiągalny - okupione jest przesiadywaniem w bazie w minusowych temperaturach. Czasem przez wiele miesięcy czekasz na okno pogodowe i przygotowujesz trasę wejścia oraz bazy do ataku szczytowego, a na koniec zwykły przypadek, zła pogoda lub drobny błąd mogą pokrzyżować cały plan. Konieczność wykonywania mrówczej pracy, ponawiania prób i ignorowania w głowie negatywnego scenariusza w nieprzewidywalnych warunkach to codzienność przedsiębiorcy – zwłaszcza przy skalowalnych produktach, w których dużo niewiadomych.

W mediach o himalaizmie słyszymy głównie w kontekście tragedii lub sukcesów. W przypadku startupów słyszymy głównie o sukcesach. Na szczęście, procent i skala (!) tragedii jest dużo mniejsza. W obu przypadkach to, co dzieje się na scenie, to raptem kilka procent tego, co dzieje się za kulisami. Nieudanych prób w obu dziedzinach jest nieporównywalnie więcej niż tych udanych, a wysokość wynagrodzenia (success fee) mocno uzależniona jest od powodzenia bardzo ryzykownego przedsięwzięcia, dlatego też w obu nie brakuje ludzi łamiących zasady - jak Ueli Steck (himalaizm) lub Elizabeth Holmes (startupy). Obie profesje z zewnątrz wydają się dawać dużą niezależność - w praktyce tu i tu mamy do czynienia z ciężką, żmudną pracą, a niezrealizowanie najważniejszego zadania w kolejce, grozi po prostu załamaniem się całego procesu. Nieważne, czy zadanie podoba Ci się, czy nie.

O himalaizmie zimowym na pewno nie powiemy, że sport to zdrowie, podobnie o budowaniu startupu nie powiemy, że sprzyja zdrowotności. Zarówno w przypadku himalaistów, jak i przedsiębiorców skutki uboczne tej dziwnej pasji często widać gołym okiem: poodmrażane paluchy, bezpośrednie zagrożenie życia vs. nieprzespane noce, somatyka, życie tematem 24/7.

Ekonomia wejścia na jakąś górę nic nie daje społeczeństwu. Oczywiście przedsiębiorczość w makroskali jest tym, co popycha cywilizację do przodu, ale z perspektywy mikro prawda jest taka, że zawsze znajdzie się ktoś na twoje miejsce. Nie ma próżni, jeśli chodzi o obszary, na których da się zarobić. To moje osobiste spojrzenie, ale uważam, że gdybym chciał wrzucić na luz, to świat sobie i tak poradzi. Jeśli budowałem coś przydatnego, to i tak to powstanie.

Idąc jeszcze nieco dalej w finanse, ale takie namacalne... Himalaiści i przedsiębiorcy są w stanie łatwo się przekwalifikować do przynajmniej kilku innych branż oraz profesji, w tym dobrze płatnych. Większość tych, których poznałem, to zdolni ludzie, a niejednokrotnie wręcz wybitni. Statystycznie rzecz biorąc, ich kumulatywne zarobki byłyby większe, gdyby tylko porzucili grę o główną nagrodę. Finanse - moim zdaniem - przeważnie nie są główną motywacją dla obu tych grup, zwłaszcza że gdyby zbadać wskaźnik GINI dla założycieli startupów wyniesie on pewnie 99 na 100 punktów. Według mnie czymś, co przyciąga tę małą grupkę ludzi do himalaizmu zimowego oraz do budowania startupów, to po prostu potrzeba wyznaczania sobie bardzo ambitnego celu. Nakręcanie się wszystkim, co cię do niego przybliża. To chyba taki typ osobowości. Nawet jeśli pojedyncze czynności czasem są prawie nie do zniesienia, to meta ustawienie w twojej głowie utrzymuje cię na trajektorii. Cele czy obszary zainteresowań mogą się różnić diametralnie, ale mechanizm jest chyba ten sam.

Gdy kończyłem z Therapify, miałem wrażenie, że nie wrócę już do budowania startupów, ale raptem po 2-3 miesiącach oddechu i złapania dystansu doszło do mnie, że dalej chcę realizować cel, który założyłem sobie wiele lat temu. On mnie napędza, pomimo wielu trudności, które stanowią większość drogi. Coś jak himalaista wraca wiele razy pod tę samą górę, dopóki jej nie zdobędzie. Mimo, że wie, na co się pisze.

Właśnie rozkładamy naszą bazę pod górą, której zdobycie pozwoli branży fashion oszczędzać 90 proc. kosztów sesji zdjęciowych kolekcji. Złożyliśmy super team i dużo wskazuje na to, że nadchodzi okno pogodowe związane z rozwojem infrastruktury AI. Trzymajcie kciuki!

Tekst jest częścią akcji #WalentynkiwMyCompanyPolska. Wszystkie teksty dostępne są TUTAJ.

ZOBACZ RÓWNIEŻ