Za drogo dla biednych, zbyt biednie dla bogatych
Fot. Marek Szczepańskiz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2016 (4)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Na początku października odbył się, już po raz drugi, Kongres Gospodarki Senioralnej zorganizowany przez Krajowy Instytut Gospodarki Senioralnej przy Centrum im. Adama Smitha. Wydarzenie ważne i bliskie memu senioralnemu sercu, podobnie jak inicjatywa powołania samego Instytutu. Słuchając jednak mocno akademickich wypowiedzi niektórych kongresowych panelistów na temat wpływu rosnącej liczby seniorów na przyszły rozwój polskiej gospodarki, czułem się jak na wiecu przedwyborczym. Obawiam się, że pobożne życzenia staną się nową polityczną normą w wielu starzejących się krajach Europy, i to już niedługo.
Bo któż nie chciałby mieszkać we wspaniale zaprojektowanych domach, korzystać z osiągnięć nowoczesnej medycyny, bogatego zakresu usług i najnowszych senioralnych gadżetów oraz używać życia w rentierskim komforcie przez wiele długich, zdrowych lat? A w tym czasie, dzięki naszej senioralnej szczodrości, przewidujący przedsiębiorcy osiągać będą swoje ponadprzeciętne zyski znacznie łatwiej niż dzięki hojności młodszych „części” gospodarki. Nic, tylko osiwieć z radości! Obawiam się jednak, że ta lukrowana wizja świata polskich seniorów napotka szereg całkiem przewidywalnych przeszkód.
Wystarczy spojrzeć na Japonię, która jako pierwsza na świecie wpadła w demograficzną przepaść, jeszcze na początku lat 90. Od tamtej pory straszy brakiem wzrostu gospodarczego, deflacją cen, niskim poziomem inwestycji kapitałowych i zadłużeniem budżetu państwa na poziomie sięgającym 500 proc. PKB. To oczywiście nie oznacza, że gwałtowne starzenie się japońskiego społeczeństwa było jedynym powodem wszystkich tych strukturalnych problemów. Istotną rolę odegrały też postępujące procesy globalizacyjne, skostniałe struktury korporacyjne oraz brak kulturowego przyzwolenia na imigrację. Lecz nie ma już dzisiaj cienia wątpliwości, że za swoją senioralność japońska gospodarka zapłaciła bardzo wysoką cenę, i to pomimo jej wcześniejszej zamożności.
Nasza transformująca się gospodarka nie zdołała jeszcze doprowadzić do powstania senioralnej klasy średniej, zamożnej na miarę jej japońskich rówieśników. Startujemy więc z zupełnie innego poziomu. Na dodatek nasz model państwa opiekuńczego zakłada znacznie większą zależność od młodszych pokoleń, których członkowie ostatnio masowo emigrują za chlebem.
Na to nakłada się przyspieszający postęp w biotechnologii, która obiecuje, że już niedługo będziemy mogli „starzeć się coraz młodziej”. Wchodzimy więc w prawdziwie senioralną epokę, w której chorowanie i umieranie staną się wstydliwymi atrybutami życiowego nieudacznictwa.
Czy to wszystko znaczy, że w Polsce nie będzie się zarabiać na seniorach, lokalnych lub z importu? Oczywiście, że będzie! Ale na pewno nie na wszystkich i nie na taką skalę, jak to się dzisiaj odbywa na Zachodzie. Senioralność przyniesie szereg unikalnych i niezwykle ważnych potrzeb, które mogłyby zostać zaspokojone. Ale pojawią się też finansowe ograniczenia i bolesna polaryzacja życiowych możliwości. Dlatego tylko niektóre z planowanych dzisiaj przedsięwzięć spełnią pokładane w nich nadzieje.
Dlatego proszę nie liczyć na to, że każdy niesprzedawalny pałacyk lub opustoszały dom weselny zaludnią zdesperowani seniorzy, rozwiązując tym samym problemy ich właścicieli. Zawiodą się też niektóre firmy przenoszące na polski grunt zachodnie modele działania, które wypracowano w zupełnie innej rzeczywistości ekonomicznej (z czego właśnie wynika moja tytułowa refleksja).
Tak, polska gospodarka z pewnością się zestarzeje, bo demografia jest najbardziej przewidywalnym ze wszystkich trendów. I chwała Krajowemu Instytutowi Gospodarki Senioralnej za podjęcie ważnej inicjatywy. Ale nawet alchemia wieku dojrzałego nie zdoła przemienić siwego srebra w czyste złoto.
Więcej możesz przeczytać w 1/2016 (4) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.