Czy można poprawić pracę naszego mózgu?

dr Alicja Puścian / Fot. AG Wyborcza Adam Stępień
dr Alicja Puścian / Fot. AG Wyborcza Adam Stępień
Wiele popularnych metod optymalizacji mózgu nie ma naukowego uzasadnienia, a nawet może szkodzić. Kiedy powinna zapalić nam się czerwona lampka?– pytamy dr Alicję Puścian, neurobiolożkę behawioralną.

Który z mitów o pracy mózgu najbardziej panią irytuje?

Powiem o tym, który mnie najbardziej smuci. To przekonanie, że istnieje zestaw sztuczek, które zoptymalizują działanie mózgu – sprawią np. że będziemy bardziej wypoczęci, zaczniemy szybciej i na dłużej zapamiętywać informacje albo efektywniej pracować. Zwykle wiąże się to z neurohackingiem.

Czy to jest to samo co biohacking?

Biohacking to szersze pojęcie – dotyczy całego organizmu, a neurohacking jedynie układu nerwowego. Oba pojęcia opisują szeroki i różnorodny ruch społeczny. Często używanym synonimem biohackingu jest DIY Biology. Krótko mówiąc, chodzi o wykorzystywanie metod zaczerpniętych z badań biologicznych i biotechnologicznych do prywatnych celów. Ekstremalnym przykładem są próby klonowania lub tworzenia nowych gatunków we własnym domu. Naprawdę do zbudowania amatorskiego laboratorium wystarczy dziś to, co można bez problemu kupić przez internet. Co ważne, tym eksperymentowaniem i testowaniem zajmują się osoby, które nie mają do tego żadnego formalnego przygotowania.

I potem pojawiają się samozwańczy eksperci, którzy mówią: „U mnie działa, więc u wszystkich będzie działać”.

Tak. Natomiast metoda naukowa nie ma nic wspólnego z testowaniem na sobie. Ona wymaga odpowiednich warunków, kontroli i procedur. Bez tego nie można stwierdzić, czy jakiś efekt jest, czy go nie ma, np. czy dana substancja działa tak, jak na to liczyliśmy. Jeśli wezmę witaminy z grupy B, bo jakiś ekspert od neurohackingu mi to poradził, i poczuję się lepiej, to nie będę wiedzieć, czy to zasługa witamin, czy siły moich oczekiwań. Efekt placebo jest przecież jednym z najlepiej udowodnionych fenomenów psychologicznych. W niektórych przypadkach daje poprawę nawet u ponad 50 proc. pacjentów. To więcej niż niektóre leki. Dziś mamy pewność, że przekonania i oczekiwania nie tylko osoby, która poddaje się jakiejś interwencji, ale też osoby, która ją przeprowadza, a nawet tej, która analizuje rezultaty, mają duży wpływ na wynik. Dlatego w badaniach medycznych nowym standardem stają się już nawet nie próby podwójnie ślepe (ja nie wiem, co biorę, a ktoś nie wie co mi podaje) tylko próby potrójnie ślepe (dodatkowo ten, kto analizuje wyniki, nie wie, co dokładnie analizuje).

Pół biedy jeśli reklamowany przez neurohackera „cudowny preparat” nie zadziała.

Tak, bo może przecież zaszkodzić. Neurohacking to m.in. przyjmowanie różnych suplementów, a te mogą dawać skutki uboczne. Poza tym często są bardzo zanieczyszczone. Jeśli raz-drugi je weźmiemy w małej ilości, to ryzyko, że sobie zaszkodzimy, jest stosunkowo niewielkie, chociaż to też zależy od organizmu. Tyle że niektórzy słysząc, jak neurohacker mówi: „to taka wspaniała substancja!”, biorą jej trzy razy...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 8/2024 (107)

Więcej możesz przeczytać w 8/2024 (107) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ