Labubu-mania. Zabawka to maszynka do drukowania pieniędzy. Zysk producenta wzrósł o 204 proc.

Najnowsze dane finansowe Pop Martu nie pozostawiają złudzeń – mamy do czynienia z prawdziwą maszynką do zarabiania miliardów.
Finansowe tsunami. Zyski firmy Pop Mart wystrzeliły w kosmos
Pop Mart opublikował wyniki za pierwszą połowę 2025 roku, które wprawiły analityków w osłupienie. Spółka w pierwszym półroczu 2025 roku zwiększyła swoje przychody o 204% do 1,93 mld dolarów, a jej zysk poprawił się o 397 proc. rdr., sięgając 636 mln dolarów. W zeszłym roku roczny przychód to 1,8 mld dol. To oznacza, że firma zarobiła więcej w pól roku niż przez cały 2024 r.
Jeszcze bardziej imponująco wygląda zysk netto, który eksplodował, rosnąc o 397% rdr., i sięgając 636 mln dolarów. To wyższy wynik od przewidywań firmy, która prognozowała wzrost na poziomie 350 proc. Od początku roku akcje Pop Mart na giełdzie w Hongkongu podrożały o ponad 100%, a zarząd firmy jest przekonany, że to dopiero początek fali wzrostu - wskazuje portal Bankier.pl.
The Monsters, marka ze świata Kisunga Lunga
Kluczem do tego sukcesu jest marka "The Monsters", do której należy Labubu. Przychody z tej jednej serii wyniosły 1,28 mld złotych, co stanowiło aż 37% całkowitych przychodów firmy analizuje portal Dlahandlu.pl. To pokazuje, jak potężnym motorem napędowym dla giganta stała się jedna, ale niezwykle popularna postać.
Anna Maria Zofia Snopkowska ma 27 lat i jest szczęśliwą posiadaczką Labubu. Co ciekawe kolorowe stworki nie od razu przypadły jej do gustu. Pluszowym dodatkiem zainteresowała się dopiero, gdy jej social media wypełniły krótkie video z tzw. unboxingów (relacje z odpakowania zamówionej online przesyłki).
- Wkrótce cały mój feed na tik-toku i Instagramie wypełniło Labubu. Jednak gdy zdecydowałam się na zakup lalki była już towarem deficytowym. Stoczyłam całą walkę, żeby ją kupić. Zamówić oryginalne Labubu można tylko przez aplikację jego producenta Pop Mart, bo firma przeniosła tam sprzedaż ze strony internetowej, ze względu na liczne przypadki zakupu produktu przez boty. Pop Mart wprowadził także dodatkowe utrudnienie – aplikacja nie działa przez WiFi, jedynie przez sieć komórkową. Żeby zdobyć Labubu trzeba wiedzieć kiedy partia produktów zostanie „wrzucona” na apkę. Służą do tego specjalne fora i grupy na Facebooku. Żeby dowiedzieć się, o której godzinie Labubu będzie dostępne musiałam przełożyć czas amerykański na polski. Z kolei Amerykanie przecieki o dostępności mają z Chin i przekładają czas chiński na ten w USA. Ostatecznie na zakup mamy 3 sekudny i to prawdziwa walka, bo w jednym momencie Labubu próbuje kupić 80 mln ludzi. Trzeba mieć dobry refleks, który ja przećwiczyłam kupując bilety na koncerty i rejestrując się na zajęcia w USOSie na studiach – relacjonuje Anna Snopkowska.
"Efekt szminki" i niski próg wejścia dla kolekcjonerów
Pop Mart celowo gra na niedostępności, ale ze względu na zbyt duży popyt nie wyrabia się z produkcją upragnionych lalek. Jak wskazuje Anna Snopkowska przez tak duże zainteresowanie ich wyrobem, jakość Labubu znacznie spadła. To jednak nie zniechęciło jej przed stoczeniem boju i ostatecznie kupiła pluszowy dodatek po trzech tygodniach starań.
- To bardzo dobry wynik, bo niektórzy próbują kupić ją miesiącami. Labubu kosztuje 80 zł plus 20 zł za przesyłkę. Ale na rynku wtórnym jest warte dużo więcej. Zamówiłam cztery Labubu w tzw. blindboxach, licząc, że uda mi się trafić na lalkę-niespodziankę, bo te są wyceniane nawet na kilka tysięcy złotych. Nie udało się trafić na limitowaną serię, jednak dwie lalki sprzedałam z zyskiem w sieci, więc cały zakup sam się sfinansował – cieszy się Anna Snopkowska.
Co stało za zakupem Labubu? Jak mówi kolekcjonerka, to dziś symbol statusu, noszą go gwiazdy, najcześciej przy drogich designerskich torebkach.
- Tu działa tzw. efekt szminki. Jeśli kogoś nie stać na produkty luksusowej marki, kupuje coś drobnego znanej marki np. szminkę Diora, żeby doznać dobrej jakości. Produkt jest celowany do Milenialsów i Pokolenia Z. Mieliśmy fioła na punkcie kolekcji. Sama zbierałam m.in. karteczki. Niski próg wejścia, czyli około 100 zł pozwala na zakup wszystkim, a taki pluszowy dodatek fajnie wygląda. Dodatkowo jest element radości – w końcu wygrałam z 80 mln ludzi z całej planety! To miłe uczucie – śmieje się Anna Snopkowska.
Co kryje się za sukcesem Labubu i skąd sukces rynku kidultów, czyli zabawek dla dorosłych? Jak Polacy budują biznesy w oparciu o zabawki kolekcjonerskie? Dlaczego kidults to nawet 1/4 rynku zabawek? Pytania na te odpowiedzi oraz więcej informacji o fenomenie Labubu i rynku zabawek kolekcjonerskich przeczytasz w najbliższym wrześniowym wydaniu miesięcznika My Company Polska. Magazyn znajdziesz w salonach prasowych czy na stacjach paliw.
Globalny fenomen napędzany przez gwiazdy i "ślepe pudełka"
Skąd tak ogromna popularność małego potworka? Sukces Pop Mart to wynik połączenia kilku czynników. Podstawą jest strategia marketingowa oparta na tzw. "blind boxach", czyli pudełkach-niespodziankach. Konsument kupuje zabawkę, nie wiedząc, który z kilkunastu wzorów z danej serii znajduje się w środku. Ten element hazardu i ekscytacji napędza sprzedaż i buduje społeczność kolekcjonerów pragnących skompletować cały zestaw.
Drugim filarem sukcesu Labubu jest potęga mediów społecznościowych i marketingu szeptanego, napędzanego przez gwiazdy. Globalne szaleństwo na punkcie Labubu rozpoczęło się na dobre, gdy z zabawką pokazała się Lisa z popularnego zespołu Blackpink. Wkrótce w jej ślady poszły inne ikony, takie jak Rihanna, Dua Lipa, David Beckham. W Polsce z lalką pokazały się m.in. Maryla Rodowicz czy influencenka Wersów, które przypinały figurki do swoich luksusowych torebek, zamieniając je w obiekt pożądania.
Jak wskazuje historia Anny Snopkowskie, na lalce można także zarobić. W drugim obiegu oryginalne Labubu są wyceniane znacznie wyżej od pierwotnej ceny.
Zjawisko to idealnie wpisuje się w globalny trend "kidults" – dorosłych kupujących zabawki dla siebie. Rynek ten, napędzany nostalgią, chęcią ucieczki od stresu i pasją kolekcjonerską, stanowi już około jednej czwartej całej branży zabawkarskiej, generując miliardy dolarów sprzedaży rocznie.
- Dane przedstawione przez Financial Times pokazują, że to właśnie dorośli stabilizują sprzedaż zabawek, w dobie odejścia dzieci ze świata analogowej rozrywki do cyfrowych gier i aplikacji w smartfonach - mówi Przemysław Krystian z Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach.
Międzynarodowa ekspansja Pop Martu i bijatyki w sklepach
Pop Mart nie ogranicza się jedynie do rynku chińskiego. Firma prowadzi agresywną ekspansję międzynarodową, co przynosi spektakularne efekty.. Firma posiada już 96 sklepów poza granicami Chin, co świadczy o globalnym apetycie na jej produkty. Fani Labubu są w stanie wiele zrobić, by dostać upragnioną lalkę. W maju 2025 roku Pop Mart, tymczasowo wstrzymał sprzedaż stacjonarną pluszowych zabawek z serii "The Monsters" w swoich sklepach i automatach (tzw. roboshopach) w Wielkiej Brytanii. Jak informowały portale Noizz i Fashion Biznes, decyzja była podyktowana względami bezpieczeństwa. Ogromna popularność zabawek doprowadziła do chaosu, tworzenia się gigantycznych kolejek od wczesnych godzin porannych, a nawet do bójek i przepychanek między klientami w londyńskich sklepach. Firma uznała, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa i komfortu kupującym. Sprzedaż w sklepach fizycznych i automatach została zawieszona "do odwołania", ale sprzedaż internetowa przez oficjalne kanały jest kontynuowana bez zmian.
Pasja, która tworzy rynek. Od gigantów po rękodzieło
Sukces Pop Mart jest najbardziej spektakularnym, ale nie jedynym przykładem siły rynku kolekcjonerskiego. Jest on napędzany nie tylko przez wielkie korporacje, ale także przez tysiące indywidualnych artystów i pasjonatów. Doskonałym przykładem jest historia Dagmary Wesołowskiej z Torunia, twórczyni unikalnej lalki-hybrydy o imieniu Zuzia. Stworzyła ją 14 lat temu dla siebie, jako formę ucieczki od rzeczywistości. Gdy spotkała się z zawiścią na polskim, hermetycznym rynku, postanowiła sprzedawać swoje ręcznie szyte ubranka i akcesoria dla lalek na międzynarodowej platformie Etsy. Dziś jej prace trafiają do kolekcjonerów w USA, RPA, Hiszpanii czy Japonii, a dochód z ich sprzedaży pozwala jej dalej inwestować w rozwój miniaturowego świata swojej lalki. Więcej o historii Dagmary Wesołowskiej i jej sukcesu na rynku kidultów przeczytasz we wrześniowym magazynie My Company Polska.
Historia Dagmary, podobnie jak globalny sukces Labubu, pokazuje, że u podstaw rynku zabawek dla dorosłych leży głęboka, emocjonalna potrzeba – posiadania czegoś unikalnego, powrotu do marzeń i rozrywki. Niezależnie od skali, to właśnie ta pasja okazuje się być warta miliardy.