Biznesowy dream team

Wojciech Kamiński, Jarosław Jankowski i Łukasz Sek
Wojciech Kamiński, Jarosław Jankowski i Łukasz Sekuła, fot. Legia.net
O sposobie zarządzania polskimi klubami sportowymi mówi się najczęściej w złych słowach – bez problemu wymienimy afery z działaczami, które zmieniły nasz sport. Są jednak organizacje pokazujące, że można inaczej. Z Jarosławem Jankowskim, współwłaścicielem i szefem rady nadzorczej koszykarskiej Legii, rozmawiamy m.in. o tym, co sport ma wspólnego z biznesem.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2023 (95)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Czy Legia Kosz to biznesowo-sportowy startup?

Nie, Legia Kosz to sprawnie działająca i zarządzana spółka akcyjna z przychodami powyżej 10 mln zł, za którą stoi bardzo silna marka i społeczność. Oczywiście sama historia nie wystarczy, bo dzisiaj każda dyscyplina sportu potrzebuje profesjonalizmu. Przez wiele lat zarządzałem firmami z różnych branż, więc w Legii Kosz staram się wykorzystać swoje doświadczenie, nie zabijając przy tym ducha i istoty sportu. To, co wyróżnia naszą organizację, to brak typowych działaczy, którzy często są zmorą polskiego sportu. Staramy się profesjonalnie zarządzać klubem, rozwijać go, zwiększać przychody, komunikować w nowoczesny sposób, a nie tylko w nim działać. Będąc jeszcze w 1 lidze, powołaliśmy spółkę akcyjną, co było absolutnym ewenementem. Udowodniliśmy, że można iść inną drogą i ostatnie lata pokazują pod względem organizacyjnym i sportowym, że to był dobry wybór.

Co wam to dało?

Spółka, w której działa zarząd i rada nadzorcza, to zupełnie inna płynność działań niż w przypadku np. stowarzyszeń sportowych, będących dobrowolnym zgromadzeniem kilkunastu osób, często pasjonatów, ale ostatecznie „bawiących się” w prowadzenie klubu. Miało to wielki wpływ na rozmowy z potencjalnymi partnerami i sponsorami, którzy mogą znacznie łatwiej i szybciej sprawdzić naszą rzetelność oraz wiarygodność – wystarczy przecież kilka kliknięć w KRS.

Co jest kluczowe, by zbudować sprawnie działający klub?

Moim zdaniem trzy kwestie. Po pierwsze, profesjonalizm na poziomie zarządzania. Ścieżka profesjonalizmu zwykle oznacza, że sukcesy sportowe przychodzą nieco później, za to nie są dziełem przypadku. W Legii Kosz od początku stawialiśmy na budowę całego zaplecza, chociażby działu medialnego, za który jesteśmy szeroko chwaleni. To spory wyróżnik.

Po drugie, utrzymywanie zdrowych finansów. Obecnie jesteśmy organizacją, która nie wydaje więcej, niż ma. Trzeci rok finansowy z rzędu zakończyliśmy na plusie, co w sposób oczywisty znacząco ułatwia planowanie dalszych działań.

I po trzecie – relacje z partnerami i sponsorami, od których regularnie słyszymy, że współpraca z nami jest na znacznie wyższym poziomie niż w przypadku innych klubów sportowych. Nieskromnie uważam, że pod tym względem jesteśmy absolutnym topem w Polsce, bo dzięki doświadczeniu biznesowemu po prostu wiem, czego sponsor oczekuje, jak należy z nim współpracować, rozmawiać. Zawsze powtarzam, że staranie się o przedłużenie umowy ze sponsorem następuje już dzień po podpisaniu umowy sponsorskiej. A kluby w Polsce bardzo często popełniają błąd, uważając, że stosowny dokument to wystarczający sukces, więc później nie trzeba się starać.

To chyba duży grzech rodzimego sportu – przychodzi inwestor lub sponsor, zalewa klub pieniędzmi, które następnie są bezsensownie wydawane.

To zagrożenie z dwóch powodów – przede wszystkim organizacja się rozleniwia, ponieważ nie musi szukać na rynku dodatkowych pieniędzy. A po drugie, działalność większości upadłych polskich klubów była oparta na jednym właścicielu czy sponsorze – każde jego problemy finansowe sprawiały, iż klub praktycznie z dnia na dzień przestawał istnieć. Dywersyfikacja przychodów - w tym sponsorów - jest niezwykle istotna, wręcz kluczowa.

Budżety to jedno, a jak zarządzać emocjami? Prowadzenie klubu rzeczywiście przypomina prowadzenie firmy, ale dochodzi jeszcze aspekt kibicowski. Kibice zawsze przecież wiedzą lepiej, co robić, by wygrywać, jakich trenerów zatrudniać i jakich zawodników pozyskać.

Gdy rekrutujemy ludzi, zawsze podkreślamy, że oferujemy coś, czego dana osoba nie doświadczy w żadnej innej firmie, czyli emocje, będące w zasadzie głównym powodem, dla którego wszyscy to robimy. A jak nimi zarządzać? Kluczem jest odpowiednia komunikacja z ludźmi oraz nieuleganie presji. Nikt nie jest tak blisko klubu jak osoby wewnątrz, będące na co dzień przy szatni, wśród zawodników i trenerów. W mojej opinii na przykład zwolnienie trenera powinno być absolutną ostatecznością, zwłaszcza jeśli klub ma długofalową strategię i podejmuje przemyślane decyzje.

Sam wziąłeś na siebie część komunikacji – w mediach społecznościowych regularnie informujesz o życiu klubu. Dlaczego?

Kibice i partnerzy chcą po prostu wiedzieć, co dzieje się w klubie, a ja siłą rzeczy wiem o tym najwięcej. Czasami kluby publikują anonimowe oświadczenia, z których nic nie wynika. Kiedy ja piszę o czymś, podpisując się pod tym swoim nazwiskiem, to bardzo uwiarygadniam przekaz. Jeśli sytuacja tego wymaga, nie boję się także rozmawiać o błędach, biorę za nie odpowiedzialność.

Łatwo jest przekonać biznes do wspierania koszykówki?

Na pewno coraz łatwiej – kluby, w różnym tempie, się profesjonalizują, a firmy dostrzegają wartość marketingu sportowego. Koszykówka, oczywiście obok piłki nożnej, to najpopularniejsza dyscyplina sportowa na świecie, zwłaszcza także – co kluczowe – jeśli chodzi o jej rekreacyjne uprawianie. To masowy sport, a do tego rozrywka, która dostarcza wielu emocji. Koszykówka jest także bardzo atrakcyjna do oglądania dla młodych odbiorców, jest dynamiczna, ciągle coś się dzieje, trzyma w napięciu, łatwo złapać bakcyla.

Udało się w Polsce zbudować fajny klimat wokół koszykówki. Podczas tegorocznego Open’era mnóstwo osób chodziło w jerseyach koszykarskich, rzadko widzieliśmy uczestników noszących koszulki piłkarskie.

Koszykówka staje się modna, co wiąże się także z towarzyszącym jej lifestyle’em, ubraniami, muzyką. Dodatkowo w Polsce kochamy sukcesy reprezentacyjne, a nasza kadra koszykarska pokazała ostatnio, że potrafi rywalizować z najlepszymi. Ten fajny klimat pomaga również tworzyć oczywiście Jeremy Sochan, który jest po prostu świetnym gościem, trafiającym do młodego pokolenia: to zawodnik różnorodny, barwny i niezwykle ciekawy. Jeśli dodamy do tego podpisanie nowego kontraktu telewizyjnego Energa Basket Ligi z Polsatem – który pod tym względem ma doskonałe wyczucie – to wniosek pisze się sam: w Polsce dzieje się wiele dobrego wokół koszykówki.

W jakim więc miejscu biznesowo jest teraz Legia Kosz?

Szacuję, że jeśli chodzi o budżet, jesteśmy w Top 3 polskich klubów koszykarskich. Co ważne mówimy o realnych pieniądzach, a nie długach czy kredytach. Natomiast uważam, że pod względem potencjału jesteśmy dzisiaj numerem jeden. Składa się na to dynamika, z jaką się rozwijamy, potencjał miasta, liczba szkół i młodych ludzi wkręcających się w koszykówkę, a dodatkowo fakt, że w końcu będziemy mieć halę z prawdziwego zdarzenia, której dotąd w Warszawie nie było. To stwarza zupełnie nowe możliwości dla kibiców, sponsorów, całej naszej organizacji. Oczywiście zawsze najważniejszy jest sport – opakowanie nic nie daje, jeśli środek wypada kiepsko. W ostatnich latach dowiedliśmy, że potrafimy dać trenerom narzędzia, by ci stworzyli jak najlepszy produkt.

Zawodnicy, z którymi podpisujecie kontrakty, są profesjonalnie reprezentowani?

Z tym jest różnie – są menedżerowie nieczytający kontraktów, sprawdzający wyłącznie, czy kwoty się zgadzają, ale są również bardzo profesjonalne agencje pilnujące każdego szczegółu. Trzeba pamiętać, że jako klub sportowy w pełni opodatkowujemy zawodników, co niektórym koszykarzom – dla których liczy się wyłącznie to, ile dostają wypłaty „na ręke” – musimy stale tłumaczyć: dlaczego wartości w ich kontraktach są wyższe, niż przelewy, które dostaną.

Czy pieniądze w sporcie dają zwycięstwo? Gdybyś miał dwa razy większy budżet, stworzyłbyś drużynę bijącą się o jeszcze wyższe cele?

Gdyby to działało w ten sposób, Arabia Saudyjska byłaby najlepsza w każdym sporcie na świecie. Nie ukrywajmy, pieniądze są bardzo ważne, ale nie przesądzają o końcowym sukcesie. Na początku zeszłego sezonu zbudowaliśmy fantastyczną drużynę – niektórzy mówili wręcz o dream teamie, a bukmacherzy stawiali nas w roli największych faworytów do mistrzostwa. Tak to wyglądało na papierze. Ostatecznie jednak coś nie zagrało, musieliśmy robić zmiany w trakcie sezonu, co wystarczyło tylko na czwarte miejsce.

Dlatego tak ważna jest zwinność decyzyjna?

Posiadanie „poduszki finansowej” jest kluczowe. Żadnej decyzji – biznesowej czy sportowej – nie podejmujemy pochopnie, o czym świadczy fakt, że jesteśmy klubem najrzadziej zmieniającym trenerów w lidze. Prowadząc klub koszykarski, trzeba podejmować wiele decyzji sportowych, które mogą mieć potem olbrzymie konsekwencje finansowe, więc niezbędna jest w tych decyzjach chirurgiczna precyzja. Na końcu to, jakie osiągamy wyniki sportowe, w dużym stopniu determinuje nasz budżet na przyszły sezon. Legia Kosz to spółka akcyjna o przychodach ponad 11 mln zł. Dla porównania Korona Kielce – klub z piłkarskiej Ekstraklasy, partycypujący m.in. w prawach telewizyjnych – dysponuje budżetem ok. 17 mln zł. Różnice się zmniejszają.

Na koszykarskiej mapie Warszawy coraz odważniej rozpycha się inny „koszykarski startup”: Dziki Warszawa. Czy w stolicy jest miejsce dla dwóch drużyn?

To tylko potwierdza, że robi się moda na koszykówkę i rośnie zainteresowanie kibiców, a Warszawa ma pod tym względem gigantyczny potencjał. Miejsca jest dużo i jeśli chodzi o popularyzowanie tego sportu, wszyscy mamy wspólne cele. Dziki czeka trudny pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej, to naprawdę gigantyczny przeskok pod każdym względem - sportowym, organizacyjnym czy finansowym - którego zresztą sami doświadczyliśmy. Do tego trzeba budować struktury szkoleniowe, pracować z młodzieżą i dziećmi. Koszykarska Legia ma 96 lat, a wciąż się uczymy, bo sport to jedna z najbardziej dynamicznych branż na rynku. Sam wiem, ile pracy, pieniędzy i determinacji było trzeba, abyśmy znaleźli się w tym miejscu, gdzie jesteśmy dziś. Dlatego życzę Dzikom przede wszystkim wytrwałości, bo w tej branży nie da się szybko zbudować nic trwałego.

To ciekawa kwestia, bo powiedziałeś kiedyś, że Legia jest jednym z niewielu klubów, który nie zapłacił za dziką kartę do koszykarskiej ekstraklasy.

W koszykówce przyjęło się, że można dostać tzw. dziką kartę czy zaproszenie od związku do gry w Energa Basket Lidze, jak choćby aktualny mistrz i wicemistrz Polski. Nasza droga do ekstraklasy była co prawda dłuższa, za to bardzo nas zahartowała, a sukces smakował znacznie lepiej. Oczywiście każdy wybiera własną drogę, ale uważam, że nie po to tak mozolnie tworzyliśmy tę organizację, by w ścieżce sportowej iść na skróty. Wierzę, że to buduje naszą siłę oraz charakter i pomaga w trudniejszych momentach, które wpisane są w sport.

Jakich zmian, jako zarządzający czołowym klubem, oczekiwałbyś ze strony związku i ligi?

Myślę, że dobrym pomysłem byłoby zmniejszenie liczby drużyn grających w ekstraklasie – 16 klubów to relatywnie dużo jak na nasz kraj, nawet mocniejsze ligi nie mają aż tylu uczestników. Przewiduję, że taka decyzja podniosłaby poziom sportowy wszystkich ekip.

Oczekiwałbym również postawienia większego nacisku na szkolenie młodzieży. Brakuje trenerów, którzy specjalizowaliby się w koszykówce młodzieżowej. Obecnie dominują szkoleniowcy dopiero rozpoczynający swoją karierę i traktujący trenowanie młodzieży wyłącznie jako przystanek do koszykówki seniorskiej. Albo tacy, którzy na chwilę wypadli z koszykówki seniorskiej i „na przeczekanie” idą szkolić najmłodszych. Piłka nożna – gdzie jest coraz więcej trenerów świetnie czujących pracę z młodzieżą – powinna być dla nas wzorem. Potrzebujemy systemowych rozwiązań w tym zakresie.

Rząd rusza z programem w szkołach, w ramach którego ma sprawdzać predyspozycje dzieciaków do poszczególnych sportów.

Trochę podobnie działa to na Bałkanach, gdzie są przecież świetne reprezentacje koszykarskie – młode talenty są już wyłapywane właśnie w szkołach, a następnie analizowane pod kątem różnych sportów zespołowych. W Polsce jest tak, że jeśli mamy wysokiego chłopaka, to wpychamy go albo w siatkówkę, albo jako bramkarza w piłce nożnej. Nie tak to powinno wyglądać.

Właśnie ogłoszono – o czym zresztą już wspomniałeś w tej rozmowie – że wybrano projekt nowej hali dla Legii Kosz, która ma pomieścić 6 tys. kibiców, a zakończenie jej budowy przewidziano na 2027 r. W jakim stopniu ten długo oczekiwany obiekt pomoże wam w dalszym rozwoju?

Dla Legii Kosz to absolutny gamechanger, coś, co totalnie zmienia nasze plany i cele pod każdym względem – zarówno od strony sportowej, jak i przychodowej. To, że dzisiaj mamy tak duży budżet, dysponując wyłącznie niewielką halą na Bemowie, uważam za wielkie osiągnięcie – naprawdę trzeba mieć spory dar przekonywania, żeby rozmawiać o milionach z prezesami dużych firm w małej salce w hali z dala od centrum Warszawy, choć i tak jestem wdzięczny miastu i dzielnicy Bemowo za to, jak bardzo nas w tym trudnym zadaniu wspierają. Projekt nowej hali powstał przy naszym eksperckim udziale, uwzględniono zdecydowaną większość naszych oczekiwań co do nowego obiektu. Widziałem najlepsze hale koszykarskie w całej Europie i nasza naprawdę nie będzie od nich odstawać. Liczę, że dzięki obiektowi Euroliga (prestiżowe koszykarskie rozgrywki klubowe – red.) ma realną szansę zawitać wreszcie do naszego kraju.

Przy Legii Kosz działa również klub biznesowy. To ważne, by tworzyć miejsce, gdzie w trakcie przeżywania sportowych emocji biznes mógłby ze sobą rozmawiać?

Klub biznesowy jest jednym z fundamentów naszej działalności – partnerzy doceniają to, że przychodząc na mecz, mogą nie tylko poczuć wielkie emocje, ale również nawiązać relacje biznesowe. Interesy lepiej robić z tymi, których znamy, dlatego na pewno będziemy rozwijać tę formę naszej działalności. Liczba sponsorów i świadczeń typowo marketingowych jest siłą rzeczy ograniczona, natomiast klub biznesowy jest bardzo elastyczny. Pamiętajmy, że sport powinien łączyć – i taka też przyświeca nam idea.

Na koniec chcieliśmy zapytać o nowe technologie, bo to coś, co obecnie mocno zmienia biznes. Na przykład piłkarska Legia jakiś czas temu ogłosiła, że będzie można kupować ważne momenty w historii klubu w formie NFT. Podobnych inicjatyw jest na świecie coraz więcej. To kierunki, które staną się podstawą, czy jednak pozostaną raczej ciekawostką?

Takie pomysły są warte wdrażania, gdyż pomagają w budowie społeczności wokół drużyny. Kluby sportowe stały się częścią branży rozrywkowej, konkurują o nasz wolny czas chociażby z grami wideo czy platformami VOD. Mecz musi być częścią większego show, w innym wypadku nie przyciągnie się nowych fanów. Świat się zmienia, aspekt technologiczny jest dla nas bardzo ważny, dlatego my również przygotowujemy się do wdrożenia ciekawych innowacji, o których już wkrótce będę mógł więcej opowiedzieć. Pewne jest, że musimy ciągle obserwować trendy i nowe technologie, ale jest też coś, czego żadna inna branża nie może zapewnić - emocje na żywo. Dlatego kontent sportowy jest najbardziej pożądanym towarem rozrywkowym na świecie, zmienia się tylko sposób, w jaki się go dostarcza do odbiorców.

My Company Polska wydanie 8/2023 (95)

Więcej możesz przeczytać w 8/2023 (95) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ