Do każdej areny trzeba się przyzwyczaić

Wojciech Liszka
Wojciech Liszka / Fot. materiały prasowe
Kiedy pojechałem na igrzyska, najtrudniejszy okazał się dla mnie pierwszy mecz – to było naprawdę gigantyczne przeżycie. Do każdego kolejnego spotkania podchodziłem z coraz większym luzem, natomiast mecze rundy finałowej były już dla mnie tak naprawdę „kolejnym dniem w biurze” – mówi Wojciech Liszka, sędzia koszykarski, współzałożyciel firm Seerio i Alloweat oraz CEO Z-Factor.

Co w twoim życiu pojawiło się pierwsze: miłość do koszykówki czy fascynacja biznesem?

Zdecydowanie miłość do koszykówki – swego czasu uprawiałem ten sport, poza tym jestem z pokolenia „Hej hej, tu NBA!”. Jako dzieciak każdą wolną chwilę spędzałem na boisku, później jednak zdrowie nie pozwoliło mi dalej się rozwijać w tym zakresie – kręgosłup odmówił posłuszeństwa, przestawiłem się więc z grania na sędziowanie.

Kiedy rozpoczynałem studia, byłem przekonany, że sport to najwłaściwsza droga dla mnie, poświęcę się mu w 100 proc. Po kilku latach wyjechałem do Stanów, gdzie zdobyłem doświadczenie w obszarze hospitality, pracując w największym kasynie na świecie. W pewnym momencie stwierdziłem, że ruszę z własnym biznesem, ale nie rezygnując z sędziowania. Wiązało się to z licznymi wyrzeczeniami – wyjazdy na mecze powodowały, że często musiałem pracować po godzinach – ale obecnie udaje mi się realizować w obu dziedzinach: sporcie i biznesie.

Czym w największym stopniu ujęła cię koszykówka?

To dynamiczny sport, uprawiany przez niezwykle atletycznych i charyzmatycznych zawodników. W podstawówce byłem raczej niski, dlatego jednym z moich największych idoli zawsze był Muggsy Bogues – chciałem być taki jak on.

Trudno było się rozstać z marzeniami o zostaniu profesjonalnym graczem?

Dosyć szybko zrozumiałem, że sędziowanie pozwoli mi być częścią naprawdę dużego sportu, co było moim marzeniem od dziecka. Początkowo na sędziowanie patrzyłem jak na pasję i sposób na dorobienie sobie paru groszy, dzięki którym mogłem zabierać dziewczynę na pizzę czy do kina, ale szybko wkręciłem się na tyle, że zapragnąłem w pełni profesjonalnego sędziowania.

W piłce nożnej mówi się, że sędzia zaliczył dobry występ, jeśli przez cały mecz był niewidoczny, a po spotkaniu jego decyzje nie są komentowane. Jak to wygląda w koszykówce?

Podobnie, choć bycie niewidocznym nie zawsze jest możliwe, ponieważ koszykówka nie jest czarno-białym sportem. Sytuacje oczywiste zawsze muszą być oceniane tak samo, ale mamy ogromną liczbę kontaktów - sytuacji szarych, nie zawsze jednoznacznych, w których kluczowe jest, aby były tak samo oceniane po dwóch stronach parkietu. Wiele sytuacji zależy od indywidualnej oceny sędziego, kontekstu meczu. Dyskusje nad poziomem sędziowania pojawiają się niemal po każdym meczu, jednak co do zasady najlepsi sędziowie to ci, którzy potrafią prowadzić spotkanie w taki sposób, aby jak największa uwaga była skupiona na grze i zawodnikach. Jako arbitrzy musimy kontrolować flow gry, nie przerywać akcji, jeśli jest to zbędne.

Jakie cechy powinien mieć dobry sędzia?

Oczywiście musi być sprawiedliwy – jeśli nie potrafisz być obiektywny, to nie będziesz dobrym arbitrem. Sędzia musi lubić podejmować decyzje, więc niezdecydowanie to bariera przed rozwojem w tym obszarze. Ponadto musimy być komunikatywni, a skuteczna komunikacja zaczyna się od umiejętności słuchania. I co ważne, a być...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 8/2025 (119)

Więcej możesz przeczytać w 8/2025 (119) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ