Więcej czasu!

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
Uwaga! To nie będzie tekst o piłce nożnej, chociaż początkowo może na taki wyglądać. To jednak tylko pozory.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2021 (65)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W 1986 r. Szkot Alex Ferguson został trenerem klubu Manchester United. Miał przywrócić temu klubowi wielkość oraz – jak sam mówił – „zrzucić Liverpool z jego pieprzonej grzędy”. Udało mu się to niesamowicie. United pod jego wodzą zdobył 13 tytułów mistrza Anglii i dwa raz wygrał Ligę Mistrzów. Liverpool spadł ze swej grzędy na długie lata. W 1999 r. Ferguson otrzymał tytuł szlachecki za zdobycie tzw. potrójnej korony. Czyli wywalczenie mistrzostwa Anglii, Pucharu Anglii i Pucharu Europy w jednym sezonie. Przez wielu ekspertów sir Alex Ferguson jest uznawany za najlepszego trenera w historii. A na pewno nikt nie osiągnął tak wiele z jednym klubem. Epoka Fergusona w Manchesterze United trwała 24 lata i była wypełniona trofeami trudnymi do zliczenia.

Ale… Pierwsze lata jego kariery w United nie były usłane różami. Jak napisałem wyżej, zatrudniono go w 1986 r. Po to, żeby po chudych latach zdobył mistrzostwo Anglii. Co faktycznie nastąpiło, lecz nie od razu, bo dopiero w 1993 r. Jak łatwo obliczyć szefowie klubu czekali na sukces siedem lat. 

Dziś prawdopodobnie zwolniono by Fergusona po dwóch, góra trzech sezonach. A możliwe, że jeszcze szybciej. Gigant, geniusz, mocarz nie miałby czasu, żeby osiągnąć to, co osiągnął. Nie zbudowałby potęgi, bo najzwyczajniej nie dostałby tyle czasu. We współczesnej piłce nikt nie dostaje siedmiu lat na budowanie drużyny. Od trenerów żąda się sukcesów prawie natychmiast. Jeśli ich nie osiągają, wypadają.

Oczywiście czas nie zawsze płynął z tą samą prędkością. Kiedy Karol V, rządzący imperium hiszpańskim, wysyłał list do swego przedstawiciela w Meksyku i domagał się natychmiastowej odpowiedzi, to – przy odrobinie szczęścia – ta natychmiastowa odpowiedź przychodziła do niego po pół roku. To bez wątpienia uczyło cierpliwości. W tamtych powolnych czasach wszystko trwało i trwało. Stąd wojny stuletnie, trzydziestoletnie czy trzynastoletnie.

Oczywiście potem za sprawą silników parowych czy spalinowych i liniom telefonicznym świat się skurczył i przyspieszył. Lata 80., w których zaczynał Ferguson, to nie jest jakaś prehistoria. Żyją jeszcze ludzie, którzy je pamiętają (np. ja). Żyje również jeszcze sam Ferguson. Ale jeśli chodzi o podejście do czasu, to zmieniło się ono bardziej w ciągu kilku ostatnich dekad niż wcześniej przez całą historię człowieka. Nagle dopadła nas obsesja na punkcie natychmiastowości.

Elektronika nauczyła nas, że wszystko może trwać chwilę. To wspaniałe, ale jak wszystko na tym świecie, ma swoją drugą, ciemniejszą stronę. Kiedy coś się nie dzieje w mgnieniu oka, dopada nas irytacja. Nawet w windach instaluje się specjalne przyciski, które mają przyspieszyć zamknięcie drzwi. Przyspieszają o ile? Sekundę? Pół sekundy? 

Dopiero zaczynamy widzieć pozatechnologiczne efekty rewolucji technologicznej, która dokonała się, czy raczej dokonuje za naszego życia. Powstają pierwsze książki psychologów czy socjologów na ten temat. Koncentrują się oni na przemianach, jakim ulegają stosunki międzyludzkie. Moim skromnym zdaniem równie ważną konsekwencją jest zanikanie cierpliwości. Chcemy natychmiast schudnąć czy zostać mistrzem Anglii, a to nie zawsze się udaje. Prawdę mówiąc, nie udaje się nigdy.

My Company Polska wydanie 2/2021 (65)

Więcej możesz przeczytać w 2/2021 (65) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ