Uber files. Firma miała stosować nielegalne praktyki, zdobyła "wsparcie" m.in. Emmanuela Macrona

Uber w Warszawie
Uber angażuje się w inicjatywy zwiększenia bezpieczeństwa na drogach. / Fot. materiały prasowe
Redakcja The Guardian dotarła do ponad 124 tys. dokumentów związanych z działalnością firmy Uber. Jak wynika z ich analizy, amerykański startup nie tylko silnie lobbował w różnych krajach na rzecz legalizacji ich formy działalności, ale wręcz cieszył się z przypadków ataków na jego kierowców. Firma zyskała także "błogosławieństwo" obecnego prezydenta Francji, Emmanuela Macrona.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Wyciek obejmuje pięć lat (2013-2017), kiedy to za sterami firmy był jej współzałożyciel, Travis Kalanick. Jak pisze The Guardian, w tym czasie Uber wielokrotnie próbował siłowo przepychać rozwiązania, które pozwalałyby na sprawne funkcjonowanie jej aplikacji, nawet jeśli oznaczało to łamanie prawa. W tym celu próbowano docierać do rządów - w tym najbardziej znanych polityków. 

"Przemoc gwarantuje sukces"

The Guardian podaje przykład sytuacji z Francji, kiedy to pracownicy Ubera kontaktowali się z Kalanickiem w sprawie możliwych ataków na kierowców podczas protestów taksówkarzy. "Myślę, że warto to robić. Przemoc gwarantuje sukces" - napisał. 

Dziennikarze skontaktowali się z przedstawicielami Kalanicka. Jak powiedział jego rzecznik, "Kalanick nigdy nie sugerował, że Uber mógłby odnieść korzyści z przemocy i narażania bezpieczeństwa jego kierowców". 

W wycieku znalazły się także wymiany zdań między Kalanickiem a samym Emmanuelem Macronem, czyli obecnym prezydentem Francji. Macron miał potajemnie wspierać firmę jeszcze kiedy zajmował stanowisko ministra. Co więcej, w wiadomościach przyznał, że pośredniczył w "sekretnej umowie" z jego konkurentami w rządzie. 

Kalanick spotykał się także z innymi, znanymi osobistościami: np. obecnym prezydentem USA (wówczas wiceprezydentem) Joe Bidenem, Endą Kenny (irlandzką premier), Benjaminem Netanjahu (premierem Izraela). Wiadomo także, że przedstawiciele Ubera mieli tajne spotkania z sześcioma ministrami z brytyjskiem partii konserwatywnej. Co więcej, firma finansowała pracę naukowców, którzy mieli udowadniać, że jej działalność ma pozytywne przełożenia na lokalne społeczeństwa.

Do rewelacji odniósł się także sam Uber. "Nie będziemy robili wymówek za nasze poprzednie zachowanie, one nie było zgodne z naszymi obecnymi wartościami. Prosimy opinię publicznę o ocenę tego, co zrobiliśmy przez ostatnie pięć lat i co z robimy w najbliższych latach". 

Lobbyści

Jak wynika z dokumentów, Uber był świadomy, że w wielu państwach jego funkcjonowanie nie jest zgodne z prawem. Dlatego firma miała specjalny budżet na lobbing i działalność PR - w 2016 roku miał on wynieść nawet 90 mln dolarów. Uber chciał docierać przede wszystkim do rządów i omijać burmistrzów czy osoby odpowiedzialne za transport publiczny. 

Szef Ubera zwracał uwagę, że w wielu krajach firma miała "status inny niż legalny". Chodzi o takie państwa, jak: Turcja, RPA, Hiszpania, Czechy, Szwecja, Francja, Niemcy czy Rosja. "Oficjalnie zostaliśmy piratami" - pisał o tym jeden z dyrektorów Ubera. Nairi Hourdajian (szef komunikacji Ubera) napisał wręcz następujące słowa: "Czasem mamy problemy, bo działamy kur*** nielegalnie".

Będą kolejne publikacje

The Guardian nie ujawnił całości dokumentów, ale przekazał je m.in. zaprzyjaźnionym redakcjom działającym w organizacji ICIJ. Jak zadeklarowano, w najbliższych dniach takie media, jal Le Monde, Washington Post czy BBC będą publikowali własne śledztwa w oparciu o dokumenty. 

Obecnie Uber jest wyceniany na około 43 mld dolarów. Codziennie za pośrednictwem aplikacji wykonywanych jest 19 mln podróży na całym świecie. 

PRZECZYTAJ CAŁĄ HISTORIĘ NA STRONIE THE GUARDIAN

ZOBACZ RÓWNIEŻ