Sztuka inwestowania
Piotr Bazylko / Fot. ForumWielu obserwatorów rynku sztuki wskazuje, że w przełamaniu oporu przed kupnem dzieła sztuki szczególnie skuteczny jest […] haczyk inwestycyjny. Ta mało szlachetna, wydawałoby się, przesłanka, może z czasem przynieść o wiele bardziej pożądane efekty. Wiele prac kupionych z myślą o późniejszej sprzedaży, pozostaje ostatecznie na zawsze w domu właściciela – pisali Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz w „Przewodniku kolekcjonera sztuki najnowszej”. Książka ukazała się nakładem połączonych sił Korporacji Ha!Art i Fundacji Bęc Zmiana przy wsparciu Fundacji Sztuki Polskiej ING.
Był 2008 r. a Bazylko i Masiewicz byli jednymi z nielicznych regularnie praktykujących kolekcjonerów sztuki najnowszej w Polsce. Celem publikacji było, jak pisali autorzy, przekazanie pasji do kolekcjonowania. Rzeczywiście, już wówczas, 17 lat temu, rynek kolekcjonerski w Polsce zaczął gwałtownie rosnąć, a zainteresowanie sztuką powstającą aktualnie stawało się właśnie elementem ogólnej ogłady wielkomiejskich elit, mniej więcej jak orientacja w gastronomii czy podstawowe choćby pojęcie o winie. Desa wprowadziła „aukcje młodej sztuki”, na wystawy dyplomowe ASP zaczęli przychodzić widzowie całkowicie z zewnątrz, niezwiązani w żaden sposób z art industry, modni niedawno, „bezpieczni” malarze XIX-wieczni zostali zmarginalizowani do aukcji „sztuki dawnej”, a przedsiębiorcy w średnim wieku, nieco na oślep zaczęli błyskawicznie budować swoje kolekcjonerskie portfolia. W galeriach pojawiły się nowe twarze, które dotychczas można był obserwować na rozdaniach nagród Effie, Złotych Spinaczy czy, w najlepszym razie, Kreatury. Potrzebna była pomoc.
Rynek sztuki najnowszej, po 1989 r. rozpędzający się bardzo niemrawo, ok. 2005 r. nabrał skokowego przyspieszenia, by w 2021 r., w środku pandemii, osiągnąć historyczny szczyt. W całości wart był wówczas 630 mln zł o 65 proc. więcej niż w roku poprzednim. Cały, łącznie z Kossakami. Jednak to część klasyków awangardy i twórców żyjących była (i jest) w tym torcie kawałkiem największym. Po 2021 r. wyniki spadły, i to znacznie, do 437 mln w 2023.r. Spektakularne rekordy sprzedaży należały wówczas do nieżyjących od niedawna klasyków – Magdaleny Abakanowicz (20 brązowych figur składających się na rzeźbę „Caminando” kupiono za 9 mln 600 tys. zł) i Wojciecha Fangora (obraz „M 39” za 7 mln 500 tys. zł). Rok 2023 w całości zresztą należał w polskich domach aukcyjnych do Fangora, Abakanowicz i Opałki ściganych przez dość zaskakujących i niecodziennie pojawiających się na aukcjach malarzy w rodzaju Rubensa, Jacka Malczewskiego czy Józefa Chełmońskiego.
Jednak w pierwszej dwudziestce najdrożej sprzedanych wówczas dzieł sztuki znalazły się aż trzy obrazy artystki tworzącej współcześnie (i obecnie wycenianej najwyżej spośród polskich twórców) – Ewy Juszkiewicz. Jej trzy prace kosztowały wówczas łącznie 7,5 mln zł. Komentatorzy są zgodni, że pomimo spektakularnych cen najdroższych prac, całość rynku sztuki w Polsce wchodzi w fazę stabilizacji, dojrzewa, statkuje się. Należy przyjąć, że jego wartość będzie krążyć w okolicach 500 mln zł, z czego prace malarskie stanowić będą ponad 80 proc. wszystkich dzieł sztuki sprzedawanych na polskich aukcjach.
Kolekcjonować czy inwestować
Na razie...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 1/2025 (112) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.