Globalna kampania marketingowa za 11 euro na międzynarodowej konferencji [FELIETON]

animalhotels
Marketing po startupowemu / Fot. materiały prasowe
Nie planowaliśmy kampanii. Planowaliśmy po prostu być. Pojawić się na największej konferencji technologicznej w Europie, pokazać nasz produkt, porozmawiać z ludźmi, poznać potencjalnych partnerów i inwestorów. Ale przedostatniego dnia VivaTech w Paryżu poczułem, że to za mało. Że jeśli nie zrobimy czegoś więcej, po swojemu, to ten wyjazd skończy się tylko jako kolejne „wartościowe doświadczenie”.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Wszystko zaczęło się w Polsce

Tutaj zbudowaliśmy Animalhotels, czyli aplikację łączącą właścicieli zwierząt z opiekunami. Coś jak Airbnb, tylko dla psów, kotów i innych pupili. Tydzień przed VivaTech udostępniliśmy naszą aplikację w ponad 150 krajach. Wiedzieliśmy, że chcemy działać globalnie.

Dostaliśmy zaproszenie od miasta Łódź, by pokazać się jako jeden z innowacyjnych startupów na ich stoisku w Paryżu. To była okazja, której nie mogliśmy odrzucić.

Polecieliśmy we trójkę. Ja. Maja Krauze (nasza CMO) oraz Beata Namiotko, przyszła inwestorka, którą poznaliśmy zaledwie dwanaście dni wcześniej. Wystarczyła jedna rozmowa, by zdecydowała się do nas dołączyć. Gdy usłyszała, że lecimy do Paryża, zapytała: „A mogę z wami?”

Basen? Nie tym razem

Beata spakowała się z myślą, że skoro jedzie na międzynarodową konferencję, to może będzie hotel z basenem. Trafiła z nami do piwnicy wynajętej przez Airbnb. Trzy osoby. Dwie kanapy. Dwie kołdry. Spała razem z Mają na jednej. Ja na drugiej, tuż obok.

Zero luksusu, ale zero narzekania, wręcz przeciwnie. Beata śmiała się, że żadne pieniądze nie kupią takiego doświadczenia.

Karton, który zmienił dzień

Przedostatniego dnia konferencji energia opadła. Czułem, że jeśli coś się nie wydarzy, to wszystko się rozpłynie. Wyszliśmy z hali. Przeszliśmy się do pobliskiego Intermarché i znaleźliśmy karton po Coca-Coli. Wzięliśmy go, kupiliśmy biały papier, klej, taśmę oraz marker. Coca-Cola i Intermarché zostały nieświadomie sponsorami naszej kampanii.

Maja wieczorem skleiła z tego wszystkiego transparent. Zrobiła to z taką pasją, jakby szykowała launch kampanii za milion euro.

Rano stanęliśmy przed wejściem na VivaTech z własnoręcznie przygotowanym kartonem z hasłem: "Love pets? Make money!"

Koszt: 11 euro.

W świecie ekranów i animacji, a my z kartonem

Ludzie reagowali. Zatrzymywali się, pytali, śmiali się, robili zdjęcia, udostępniali w social mediach. Czasem wystarczy tylko odwaga i prosty przekaz, żeby dotrzeć do tych, którzy mają coś wspólnego z twoją wizją.

To był moment, który pokazał mi, czym naprawdę jest startup. Nie chodzi o slajdy. Nie chodzi o wrażenie. Chodzi o robienie rzeczy, które coś uruchamiają.

Nie mieliśmy ekipy PR, za to mieliśmy telefon. Nagraliśmy wszystko, co się wydarzyło. Zmontowaliśmy z tego naszego pierwszego vloga i wrzuciliśmy na mój kanał na YouTube: Łukasz Klab.

Od tamtej pory nagrywamy dalej. Pokazujemy proces budowy startupu od środka. Z bliska, bez filtrów. Pokazujemy m.in. błędy, na których się uczymy budując globalną aplikację.

Startup to nie teoria

To nie piękne prezentacje i dopięte kampanie - to decyzje podejmowane szybko, bez pełnych danych, bez pewności, ale z pełnym zaangażowaniem.

W korporacji ktoś by powiedział: to ryzykowne, nieprofesjonalne, może uderzyć w wizerunek.

W startupie myślisz: mamy karton, mamy marker, mamy coś do powiedzenia. To wystarczy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ