Szok kolejowy

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
PKP to łatwy chłopiec do bicia, dlatego nieco się zdziwiłem, kiedy podczas grupowego sarkania na naszego narodowego przewoźnika mój dobry znajomy wziął go w obronę.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2022 (82)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Z racji swych obowiązków człowiek ów jeździ ostatnio wiele po Polsce i – jak twierdzi – doświadczenia ma dobre. A jest to gość, który niedawno obniżył ocenę hotelu na Bookingu, ponieważ flagi powiewające nad wejściem dawno nie były prane. Innymi słowy: szczególarz, który lubi się przyczepić. Traf chciał, że wkrótce i ja wyruszyłem pociągiem do Torunia. Już na Centralnym pociąg miał 5 min opóźnienia, choć startował z Zachodniej. – Ładnie się zaczyna – pomyślałem, ale potem niestety pociąg nadrobił opóźnienie i nie dał mi szans na kpiącą wiadomość do znajomego.

W drodze powrotnej było już gorzej. Ale też tym razem skład jechał z daleka, bo aż z Kołobrzegu. Między Kołobrzegiem a Toruniem jest mnóstwo miejsca na to, żeby złapać opóźnienie. I tak też się stało. Najpierw ogłoszono 20 min spóźnienia, potem 25, a potem już po cichu przyszło 30. Jako że pociąg jechał potem aż do Hrubieszowa miał spore szanse zarówno na poprawienie, jak i pogorszenie swego wyniku.

Przynajmniej do Warszawy nic się nie zmieniło. Jak było dalej – nie wiem. Ale moją uwagę zwrócił fakt, jak obsługa pociągu i szerzej – cała firma – potraktowali pasażerów. Otóż – i tu muszę zmartwić tych, którzy oczekują na jakiś krwawy horror – starano się bardzo nam pomóc. To znaczy nie wszystkim, ja żadnej pomocy nie potrzebowałem. Ale wkrótce usłyszałem komunikaty, że osoby, które się przesiadają do innych pociągów i te ich przesiadki są zagrożone, proszone są o kontakt z obsługą konduktorską pociągu.

Tą obsługą była zdyszana pani konduktor, bardzo miła i przejęta, która kursowała wte i wewte, zbierając info od przesiadkowiczów. Potem gdzieś dzwoniła. A potem przez głośnik ogłaszano np., że osoby, które w Ciechanowie chciały łapać pociąg numer taki to a taki do Poznania, powinny jechać dalej do Kutna, żeby tam złapać pociąg numer taki to a taki. Do Poznania. A bilety tych osób zachowują ważność. Nieco się zdziwiłem, bo nie pamiętam, żeby kiedykolwiek PKP przejmowało się losem ludzi, których nie dowiozło na czas. Raczej – mówiąc brzydko – mieli na to wywalone, a maks, co można było osiągnąć, to przez megafon usłyszeć zdawkowe przepraszamy. A tu nagle taka troska o klienta. Aż zacząłem śledzić rozwój sytuacji.

Potem takie plany awaryjne ogłaszane były jeszcze kilkakrotnie. Ale szczena mi opadła, kiedy usłyszałem, że osoby przesiadające się w Warszawie do pociągu do Białegostoku nie muszą się martwić, ponieważ skład numer taki to a taki na nich poczeka. Jednak i to nie był koniec zaskoczeń. Otóż przede mną siedziała pani, która jechała na… Maltę. To znaczy na dworcu Warszawa Wschodnia miała się przesiąść do pociągu do Modlina, tam złapać samolot i wyfrunąć na wakacje. No cóż, ja na jej miejscu założyłbym negatywny scenariusz i wyjechał wcześniej. Ale może pani nie była tak przewidująca jak ja (niewielu takich jest), a może po prostu nie mogła inaczej. W każdym razie jej wakacje stanęły pod znakiem zapytania. Bo ten podmiejski do Modlina nie mógł czekać.

Ale potem przyszła zdyszana konduktorka i powiedziała, że pod dworcem będzie na panią czekać taksówka numer boczny taki to a taki i że ta taksówka pojedzie na lotnisko w Modlinie. Oczywiście na koszt PKP.

I muszę przyznać, że w tym momencie zdębiałem. I szczerze mówiąc to chyba do teraz jestem w szoku.

My Company Polska wydanie 7/2022 (82)

Więcej możesz przeczytać w 7/2022 (82) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ