Szkoła oszczędzania

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe 3
Ostatnie półrocze minęło w Polsce pod znakiem wprowadzania Pracowniczych Planów Kapitałowych przez największe firmy, zatrudniające powyżej 249 osób. Od nowego roku PPK zaczyna obejmować również firmy mające ponad 49 pracowników, a od 1 lipca – te, w których pracuje od 20 do 49 osób. O tym, jak udała się pierwsza faza wprowadzania programu, rozmawiamy z Łukaszem Kwietniem, wiceprezesem zarządu PKO TFI.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2020 (53)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Według danych Polskiego Funduszu Rozwoju w PPK uczestniczy 39 proc. uprawnionych, tymczasem prognozowano, że docelowo weźmie w nich udział nawet 75 proc. pracowników. Skąd ten niższy wynik i czy oznacza to, że pierwsza faza wdrażania systemu się nie udała?

Biorąc pod uwagę ilość szumu informacyjnego, rozmaitych bzdurnych mitów na temat PPK, można to uznać za bardzo przyzwoity wynik. Niektórzy patrzyli na tę pierwszą fazę po prostu zbyt optymistycznie. Uważam, że te niemal 40 proc. partycypacji to dobra baza do rozwoju obliczonego na wiele lat programu. Obserwuję z bliska i pracuję przy programach emerytalnych właściwie od ich początku w Polsce i widzę, że na starcie zawsze pojawia się wiele nieufności. Sądzę, że kiedy ludzie zobaczą – na przykładzie uczestników – że te oszczędności dają szansę na spokojną emeryturę, zobaczą to na własnym koncie albo usłyszą o tym, ile otrzymał ktoś przechodzący na emeryturę, to to niesamowicie zadziała. Problemem w krytycznej fazie wdrażania pierwszej tury PPK było zamieszanie informacyjne związane z pracami rządu nad przekształceniem OFE. Odnoszę wrażenie, że wielu osobom myliły się oba programy i obawiali się – o co nawet pytano – że rzekomo państwo planuje zabrać im 15 proc. z PPK, podczas gdy oczywiście chodziło o opłatę tzw. przekształceniową OFE. Zresztą sama historia Otwartych Funduszy Emerytalnych, a zwłaszcza sposób ich faktycznej likwidacji zdecydowanej przez polityków, były i są gigantycznym, niezawinionym obciążeniem dla budowania PPK. Ludzie, czemu się trudno przecież dziwić, czuli się oszukani, gdy kilka lat temu ogłoszono, że to środki publiczne, a nie prywatne. To bardzo poderwało kruche zaufanie do państwa i maksymalnie utrudniło zadanie budowania nowego systemu długoterminowego, systematycznego inwestowania, czyli PPK. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że pierwszy etap udał się naprawdę nieźle i w perspektywie paru lat, jeśli politycy nie będą przeszkadzać, a państwo będzie konsekwentnie i wydatnie wspierało także informacyjnie ten program, jest całkiem realna szansa na partycypację na poziomie 60–70 proc., czyli taką, jaka jest w innych krajach, gdzie podobne plany już funkcjonują.

Co pana zdaniem udało się dotychczas najlepiej?

PPK okazała się bodaj najlepszą akcją edukacyjną w firmach w sprawach ekonomicznych w historii wolnej Polski (po 1989 r.). Fakt, że ludzie byli do programu zapisywani domyślnie, sprawiał, że byli wręcz zmuszeni, aby dowiedzieć się, na czym polega współczesne oszczędzanie i inwestowanie, czym są fundusze inwestycyjne czy fundusze cyklu życia, na których opiera się PPK. To była wiedza, która trafiała bezpośrednio do firm, do związków zawodowych i pracowników. Problemem większości z nas – Polaków jest to, że nie mamy nawyku oszczędzania i inwestowania faktycznie systematycznego i długoterminowego.

Oszczędzanie w polskim wydaniu zazwyczaj zaczyna się i kończy na tradycyjnych lokatach, których oprocentowanie jest tak niskie, że często ledwo nadąża za inflacją lub z nią przegrywa. Jeśli myślimy o zabezpieczeniu przyszłych, odległych o wiele lat, potrzeb finansowych, to takie tradycyjne podejście nie przyniesie spodziewanych korzyści. Dobrze więc, że wdrażanie PPK w pewnym sensie wymusiło dyskusje i myślenie o perspektywie dłuższej niż rok czy dwa. Mam nadzieję, że dzięki temu coraz więcej ludzi zda sobie sprawę, że sam ZUS i ewentualnie nisko oprocentowana lokata w banku nie będą w stanie – bo nie mogą – zabezpieczyć potrzeb naszych rodzin na dalszą przyszłość. 

Gdzie w takim razie twórcy PPK popełnili najwięcej pomyłek?

Bardzo dużym wyzwaniem była znaczna liczba dyskusji prawników i zmieniających się interpretacji ustawy. Godny polecenia serwis www.mojePPK.pl zamieszcza wyjaśnienia i doprecyzowania szeregu wątpliwości zgłaszanych przez pracodawców i obsługujących ich prawników czy księgowych. Ideałem byłoby jednak, gdyby prawo stanowione w Polsce nie wymagało tłumaczenia i wyjaśniania. Źródłem szkodliwego zamieszania były także niejasności wokół możliwości wykorzystywania danych dotyczących adresów e-mailowych i numerów komórkowych osób rejestrowanych w PPK. W efekcie miażdżąca większość pracodawców nie przekazywała takich danych, co – w sposób absurdalny – utrudnia i opóźnia przejęcie wygodnej dla samych uczestników, zdalnej obsługi ich własnych rejestrów. Sprawę ostatecznie wyjaśniono, ale nastąpiło to już, gdy wdrażanie PPK w pierwszej turze właśnie się kończyło. 

Myślę, że w czasie oficjalnej kampanii informacyjnej za mało nagłaśniano bardzo istotne dla wahających się olbrzymie atuty PPK – np. możliwość wypłaty w gotówce większości zaoszczędzonych pieniędzy w każdym momencie oraz możliwość korzystania z części środków zgromadzonych na rejestrze PPK np. w przypadku choroby członka rodziny czy w momencie, gdy potrzebny będzie wkład własny na zakup mieszkania czy budowę domu. To praca do wykonania – jestem pewien, że dla wielu osób zachęciłoby to do pozostania lub ponownego zapisania się do PPK.

Prawo reguluje, w jakie aktywa mogą inwestować podmioty obsługujące PPK. Do jakiego stopnia zabezpiecza to przed kryzysem, a do jakiego ogranicza możliwości zysków?

Ustawa zabezpiecza interes uczestników – inwestorów m.in. przez wyznaczenie szeregu zasad i limitów – opisu, w co i jak mogą być inwestowane pieniądze uczestników PPK. Fundusze cyklu życia to w wielkim uproszczeniu fundusze, które „starzeją się” wraz z uczestnikami. Im młodszy uczestnik, tym więcej czasu na inwestycje i tym większa możliwość podejmowania ryzyka (co – po ludzku – oznacza inwestowanie m.in. w akcje czy obligacje korporacji). Im uczestnik starszy, tym krótszy jest okres jego potencjalnej inwestycji i tym ostrożniejsze podejście samego funduszu. To dlatego w nazwach poszczególnych subfunduszy dedykowanych konkretnym grupom wiekowym daty orientacyjnego zakończenia inwestowania (np. 2040 czy 2050 r. ). Fundusze cyklu życia zapewniają więc uczestnikom komfort – „system” sam dopasowuje sposób inwestowania ich pieniędzy do czasu, jaki na owo inwestowanie pozostał. PPK daje jednak uczestnikom prawo do zmiany funduszu na bardziej „agresywny” (czyli w uproszczeniu z większym udziałem akcji, z bardziej odległą datą zakończenia inwestycji) lub – odwrotnie – na bardziej ostrożny (czyli z mniejszym udziałem akcji, obliczy na krótszy okres inwestowania). Myślę jednak, że dla znakomitej większości wyborem racjonalnym będzie trzymanie się tego domyślnego wyboru opartego o wiek samego zainteresowanego. 

Jak powiedziałem, ustawa wyznacza limity inwestycyjne dla poszczególnych subfunduszy, ale daje zarządzającym możliwość korzystania z różnych rynków i instrumentów – w tym umożliwia inwestowanie na rynkach zagranicznych. Przy całym sentymencie do rodzimego rynku, nasza giełda jest niestety zbyt mała, by zapewnić płynne inwestowanie znaczących środków wielu milionów osób. Tak więc w perspektywie kolejnych lat bardzo istotna będzie możliwość inwestowania części środków PPK na rynkach zagranicznych. Liczę oczywiście na to, że w międzyczasie z zastoju wyrwie się także i nasz rynek, na którym dramatycznie brakowało w ostatnich czasach nowych emitentów i ciekawych ofert dla inwestorów. Tak, jak i w przypadku PPK, na weryfikację oczekiwań potrzebujemy kilku lat. To będzie czas ciężkiej, ale długoterminowo niezwykle ważnej dla każdego z nas pracy wszystkich zaangażowanych w organizację i rozwój PPK. 

 

My Company Polska wydanie 2/2020 (53)

Więcej możesz przeczytać w 2/2020 (53) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ