A miało być tak zielono

© East News
© East News 35
Na czystej energii zarabia niemal cały świat – w dużej części także dzięki publicznemu wsparciu. Ale w Polsce na razie wielu wstrzymało oddech. Z wyjątkiem producentów urządzeń prosumenckich – oni idą pełną parą.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2016 (8)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Większość ekspertów nie ma wątpliwości: po szczycie klimatycznym w Paryżu pod koniec zeszłego roku, po historycznym porozumieniu blisko 200 państw, świat nie będzie już taki sam. Pomijając przesłanie dla całej planety, jest to też sygnał dla przedsiębiorców. Jeśli politycy wytrwają w swej determinacji, by zwiększać rolę zielonej energii, coraz więcej będzie związanych z nią inwestycji i możliwości biznesowych dla firm. 

OZE na świecie

Rynek OZE (Odnawialnych Źródeł Energii) systematycznie rośnie. Agencja Bloomberg New Energy Finance wyliczyła, że tylko w 2015 r. inwestycje w czystą energię wyniosły blisko 330 mld dol., czyli o 4 proc. więcej niż rok wcześniej. Największym rynkiem OZE są Chiny. Tam inwestycje wzrosły o 17 proc., do 110,5 mld dol. Ale i Stary Kontynent nieźle się tu rozwija: wartość zielonych inwestycji przekroczyła na nim 58 mld dol., a w USA niewiele mniej, bo 56 mld dol. 

Za oceanem o tym, że czysta energia może być świetnym biznesem, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy spojrzeć na gigantów, którzy coraz większe pieniądze wkładają właśnie w związane w nią przedsięwzięcia. Firma Google np. razem ze spółką SolarCity stworzyła specjalny fundusz, który sfinansuje projekt energetyki słonecznej dla ok. 25 tys. domów. Wartość tego projektu to 750 mln dol. Połowę kwoty wyłożył Google, dla którego nie była to zresztą pierwsza inwestycja w energetykę odnawialną. Wcześniej koncern przeznaczył łącznie 1,5 mld dol. m.in. na budowę farmy wiatrowej w Teksasie czy farm fotowoltaicznych w Utah i Kalifornii. 

Z kolei Apple wspólnie z firmą First Solar buduje  w Kalifornii farmę słoneczną o powierzchni blisko 530 ha, która dostarczy prąd do 60 tys. domów. Wyda na to 750 mln dol. 

W czystą energię angażuje się też od lat legendarny inwestor Warren Buffett. Już w 2005 r. za 5 mld dol., poprzez fundusz Berkshire Hathaway, kupił firmę PacifiCorp, która dostarcza energię w kilku stanach USA, pozyskiwaną m.in. z wody i wiatru. Berkshire Hathaway, poprzez swoją spółkę MidAmerican Energy, posiada też największe aktywa wiatrowe w USA. Zresztą „wyrocznia z Omaha” (tak zwany jest Buffett w środowisku inwestorów) przyszłość cywilizacji widzi tylko jako opartą na czystej energii. O tej z węgla powiedział, że „pójdzie z dymem”. 

Jak jest w Polsce

Oparty głównie na farmach wiatrowych rynek OZE intensywnie rozwijał się także nad Wisłą. Według danych GUS w 2014 r. 11,45 proc. naszej energii pochodziło z zielonych źródeł. W 2005 r. było to zaledwie 3,1 proc. 

Polska zobowiązała się poza tym, że do 2020 r. osiągnie unijny cel, czyli udział OZE w krajowym energetycznym torcie na poziomie 15 proc. Na realizację tego zadania mamy niecałe cztery lata, a jeśli się nie uda, to rząd będzie musiał płacić miliardowe kary. Dlatego należy spodziewać się, że państwo będzie jeszcze mocniej niż w ostatnich latach wspierać energetykę odnawialną, w tym poprzez ulgi podatkowe, preferencyjne kredyty czy dotacje. Dotychczas system wsparcia dla polskich OZE opierał się głównie na dopłatach do wyprodukowanej energii, czyli tzw. zielonych certyfikatach. Dokumenty te, posiadające zbywalne prawa majątkowe, może otrzymać każdy, kto produkuje energię elektryczną z odnawialnego źródła. Cena zielonych certyfikatów zależy od ich aktualnego kursu na Towarowej Giełdzie Energii. Kto je kupuje? Firmy, które sprzedają energię końcowym odbiorcom, bo są prawnie zobowiązane do ich nabywania. 

Marcin Orkisz, prezes Energy Invest Group, która zajmuje się inwestycjami w energetykę wiatrową, przekonuje, że teraz jest dobry czas na lokowanie kapitału na polskim zielonym rynku, bo ma on ogromny potencjał rozwoju. 

Orkisz podkreśla przy tym, że akurat jego przedsiębiorstwo nie potrzebuje dodatkowego wsparcia, aby zarabiać, bo realizuje projekty, korzystając ze sprawdzonego modelu biznesowego. – Traktujemy wsparcie raczej jako bonus. Energetyka wiatrowa jest najbardziej dojrzałą i efektywną technologią OZE, która już niedługo będzie mogła na warunkach rynkowych konkurować z tradycyjnymi metodami pozyskiwania energii, np. z węgla – twierdzi Orkisz i zapewnia, że inwestycje w elektrownie wiatrowe to stabilna i długoterminowa lokata kapitału, która przynosi satysfakcjonujące zyski. – To inwestycja na ok. 25 lat, dająca roczne zyski z dywidend na poziomie 11–14 proc., pozwalająca w sposób bezpieczny, odpowiedzialny społecznie i niezależny od rynków finansowych zabezpieczyć finansową przyszłość własną i swoich bliskich – mówi. 

Jedną z ostatnich dużych inwestycji Energy Invest Group było uruchomienie na początku 2016 r. czterech turbin wiatrowych. Prezes Orkisz podkreśla, że EIG jako pierwsza firma w Polsce, przy współpracy z Bankiem Ochrony Środowiska, zrealizowała budowę takich turbin w modelu obywatelskim: wspólnie do inwestycji przystąpiło kilkudziesięciu inwestorów. – Elektrownie te będą pracowały przez najbliższe 25–30 lat, a zwrócą się już po około ośmiu – obiecuje. 

Blokady polityczne

Tak optymistycznie na polski rynek OZE patrzy jednak coraz mniej inwestorów. W ostatnich miesiącach zachodzą na nim bowiem ogromne zmiany, które zaburzyły perspektywę licznych inwestycji i dużych zysków. Wielu przedsiębiorców nieoficjalnie przyznaje, że ciemne chmury ściągnęli politycy. Najpierw ci z poprzedniego rządu, bo potrzebowali aż kilku lat na prace nad ustawą o OZE, a następnie ci z obecnego, którzy o pół roku przełożyli wejście w życie najważniejszych jej zapisów. 

Chodzi o czwarty rozdział tej ustawy, który określa nowy system wsparcia dla producentów energii z odnawialnych źródeł. Certyfikaty mają zostać zastąpione systemem aukcyjnym, w którym to państwo zgłasza zapotrzebowanie na zieloną energię. Ta ma być podzielona na koszyki w zależności od tego, z jakich OZE (wiatru, słońca, wody itp.) pochodziłby prąd. Aukcję wygrywałby ten, kto zaoferowałby najniższą cenę za 1 MWh. Państwo w zamian dawałoby mu gwarancję wypłaty stałego wsparcia powiększanego co roku o poziom inflacji. 

Nowy system miał ruszyć 1 stycznia tego roku. Nie ruszył, a decyzja o przesunięciu wejścia w życie przepisów zamroziła niemal wszystkie inwestycje w OZE. 

Zabójcza niepewność

Dodatkowym utrudnieniem dla inwestorów, tym razem tych, którzy chcą włożyć pieniądze w energię z wiatru, są zapowiedzi rządu dotyczące tzw. ustawy odległościowej. Wprowadza ona wiele ograniczeń, w tym m.in. wymóg oddalenia wiatraków od zabudowań na odległość dziesięciokrotnej wysokości turbiny (co najmniej 1,5 do 2 km). Eksperci obawiają się, że może to niemal całkowicie zablokować budowę nowych elektrowni wiatrowych. 

Zdaniem Roberta Kuraszkiewicza, prezesa Stowarzyszenia Energii Odnawialnej, ruchy nowego rządu negatywnie wpływają na rynek OZE w Polsce, bo zwiększają niepewność – w biznesie rzecz zabójczą dla wszelkich inwestycji. – Procesy inwestycyjne w wielu firmach zostały zamrożone bądź zwinięte, bo firmy te nie wiedzą, co je czeka – mówi Kuraszkiewicz i dodaje, że rząd, zamiast tworzyć warunki do rozwoju pozostałych zielonych technologii, może doprowadzić do likwidacji głównej gałęzi OZE w Polsce, czyli energetyki wiatrowej. 

– Wejście ustawy „odległościowej” w życie w obecnej formie oznacza niemal całkowitą likwidację energetyki wiatrowej w Polsce, nie tylko w kontekście nowych inwestycji, ale także tych już istniejących. Proponowana zmiana może doprowadzić do bankructwa wielu polskich firm z tej branży – uważa Kuraszkiewicz. 

Wtóruje mu Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Według niego przepisy „odległościowe” są w polskich warunkach po prostu nierealne: jeśli zaczną obowiązywać, instalacji wiatrowych nie będzie można postawić na ok. 99 proc. terytorium kraju. Istniejące już farmy zaczną stopniowo znikać. 

Jednak Marcin Orkisz uważa, że sprawa wyhamowania rozwoju energetyki wiatrowej nie jest u nas przesądzona. Podkreśla, że obecne rozwiązania w tzw. ustawie odległościowej to tylko pomysł grupy posłów, a prace nad jej ostatecznym kształtem jeszcze trwają. – Liczymy na zdrowy rozsądek posłów – mówi. Poza tym jego firma od blisko roku przygotowuje się na zmiany w branży wiatrowej i ma swoje rozwiązania. 

– Zgodnie z naszymi przewidywaniami duża energetyka wiatrowa jest dzisiaj mocno blokowana, a jej rozwój jest niepewny, obarczona jest dość poważnym ryzykiem związanym z tym, jak będzie wyglądał system wsparcia dla dużych mocy i na ile cena sprzedaży energii będzie satysfakcjonująca dla inwestorów. Zabezpieczyliśmy więc dla naszych inwestorów ok. 10 projektów elektrowni o mniejszej mocy (1 MW), z pozwoleniami na budowę, które będziemy realizować w najbliższym czasie – wyjaśnia Orkisz. 

Nadzieja w prosumentach

Zdaniem ekspertów to właśnie mniejsze instalacje, przeznaczone dla małych konsumentów, mogą stać się fundamentem polskiego rynku OZE. Jarosław Kotyza, naukowiec z AGH zajmujący się odnawialnymi źródłami energii, uważa, że nadchodzi czas tzw. urządzeń prosumenckich (za pomocą których każdy z nas może produkować energię np. na własne potrzeby). Jak choćby panele fotowoltaiczne czy pompy ciepła. 

– Zainteresowanie nimi jest coraz większe. Ich sprzedaż regularnie rośnie – mówi Kotyza i oblicza, że w Polsce jest już np. ok. 50 firm, które zajmują się produkcją pomp ciepła lub komponentów do nich. – Ten rynek ciągle się rozwija. W zeszłym roku sprzedano u nas 18 tys. pomp. A jeszcze w 2010 r. było to 8 tys. sztuk. 

Panelami fotowoltaicznymi, instalowanymi na poszczególnych domach czy osiedlach mieszkaniowych, coraz częściej są z kolei zainteresowani deweloperzy, nie tylko kon­sumenci. 

Janusz Werszczyński, właściciel firmy Wernex, która zatrudnia 12 osób i zajmuje się projektowaniem instalacji fotowoltaicznych i ich montażem, też potwierdza, że warto inwestować w segment urządzeń prosumenckich. – Widzimy większe zainteresowanie naszymi usługami. Mamy więcej zleceń i w zeszłym roku zatrudniliśmy trzy dodatkowe osoby – mówi Werszczyński. – To prawda, że ekologia jest teraz bardziej trendy. Ludzie są bardziej świadomi, że wywierają wpływ na swoje otoczenie i klimat. Jednak najmocniej przemawiają do nich oszczędności, które zyskują po zainstalowaniu paneli. 

My Company Polska wydanie 5/2016 (8)

Więcej możesz przeczytać w 5/2016 (8) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ