Pełny obraz Kuczyńskiego. Jesień dobra dla optymistów
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2019 (51)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W ostatnim swoim komentarzu pisałem o nadchodzącym „ekscytującym” październiku. I rzeczywiście był ekscytujący – październik i początek listopada przyniosły nowe rekordy wszech czasów na indeksach w USA, zmieniły globalny trend na rentownościach obligacji (na wzrostowy), umocniły dolara i obniżyły cenę złota, podnosząc ceny miedzi i ropy. Podsumowując te ruchy, można powiedzieć, że wszystkie pokazywały znaczną poprawę nastrojów inwestorów na rynkach globalnych.
Powodów tej poprawy nastrojów nie znajdziemy w danych makroekonomicznych, bo one nadal były słabe. W Europie indeksy PMI nieco się poprawiły, ale ciągle pokazywały nadciągające spowolnienie gospodarcze, a może nawet recesję. W Stanach Zjednoczonych indeksy PMI i ISM nieznacznie wzrosły, ale bardziej w USA poważany indeks ISM (PMI i ISM to indeksy nastrojów menedżerów logistyki) nadal pozostał pod poziomem 50 pkt. oddzielającym rozwój gospodarki od jej zwijania się. Poza tym indeksy Fed z Chicago i z Filadelfii całkiem znacząco spadły.
W USA miesięczne dane z rynku pracy (uznawane za najważniejsze spośród wszystkich danych makro, bo Fed ma podwójny mandat: musi dbać zarówno o poziom inflacji, jak i o rynek pracy) były doskonałe. Doskonałe dla inwestorów nie z makroekonomicznego punktu widzenia. Zatrudnienie wzrosło mocniej niż tego oczekiwano (chociaż nadal wzrost był niewielki), a dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w górę.
Inwestorzy uznali, że dane są doskonałe, bo pokazują, że w gospodarce nie jest źle, a jednocześnie nie powstrzymają Rezerwy Federalnej przed obniżaniem stóp procentowych. I rzeczywiście Fed znowu stopy obniżył (z przedziału 1,75–2,00 proc. na 1,50–1,75 proc.) jednocześnie Jerome Powell, szef Fed, dał sygnał, że stopy są na właściwym poziomie, z czego wynikało, że kolejnych obniżek nie należy na razie oczekiwać. To ostatnie też zostało dobrze przyjęte przez rynki, bo inwestorzy ocenili, że Fed nie obawia się spowolnienia gospodarczego.
ECB nie ma z czego obniżać
Już te decyzje Fed mogły podnieść indeksy, ale na pierwszym miejscu nadal były stosunki USA–Chiny. Na tym polu przez ostatnie tygodnie bez przerwy napływały dobre informacje. Twierdzono, że prezydent Donald Trump i przewodniczący Xi Jinping są w ciągłym kontakcie, a wstępna umowa handlowa zostanie wkrótce zawarta. Twierdzono też, że obie strony wycofają się z ostatnich podwyżek ceł (co prawda Donald Trump ostatnio twierdził, że on nie podjął jeszcze takiej decyzji).
Jednocześnie pojawiły się opinie, zgodnie z którymi będzie można uniknąć amerykańskich ceł na europejskie auta. To szczególnie mocno pomogło rynkowi niemieckiemu, gdzie indeks XETRA DAX skierował się ku rekordowi wszech czasów. Po każdej dobrej informacji (pogłosce) aktywa finansowe reagowały pozytywnie. Pojawiało się pytanie ile razy można dyskontować tę samą sprawę, ale od dawna wiadomo, że giełdy potrafią to robić wielokrotnie.
W strefie euro sytuacja nie zmieniła się. Europejski Bank Centralny nie zmienił parametrów polityki monetarnej i nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Prezes ECB, Mario Draghi, pożegnał się z rynkami, a od listopada rządzi tam już Christine Lagarde. Nie należy odczekiwać, że nowa pani prezes zmieni znacznie kierunek polityki ECB. Bank nie za bardzo może pomagać gospodarce europejskiej, bo w odróżnieniu od amerykańskiego Fed w ostatnich latach nie podnosił stóp procentowych, więc nie ma z czego ich obniżać.
Na froncie politycznym ważną datą miał być 31 października, kiedy Wlk. Brytania miała opuścić UE. Okazało się, że parlament brytyjski zmusił premiera do zrezygnowania z tego pomysłu. Datę brexitu znowu przesunięto (na 31 stycznia 2020 r.). Poza tym 12 grudnia 2019 r. dojdzie w Wlk. Brytanii do wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Wybory mogą doprowadzić do kolejnych zawirowań, ale na razie rynki się tym nie przejmują.
W USA temat impeachmentu prezydenta Trumpa nadal jest ważnym wątkiem w komentarzach politycznych, ale też nadal nie znajduje odzwierciedlenia na rynkach finansowych. Tak jak pisałem w poprzednim komentarzu uderzanie w prezydenta przez cały rok jest bardziej politycznie korzystne niż nieudana próba impeachmentu – w Senacie republikanie mają przewagę, a do impeachmentu potrzeba tam dwóch trzecich senatorów.
Warto wspomnieć o tym, co dzieje się w Ameryce Łacińskiej. Ten obszar globu najczęściej jest przez komentatorów pomijany, ale czasem ma przełożenie na zachowanie rynków finansowych w sektorze krajów rozwijających się, do którego nadal (mimo zmiany statusu w FTSE Russell) Polska należy. Tam do problemów Argentyny, Ekwadoru, Chile doszła ostatnio Boliwia. Co prawda zintegrowany indeks MSCII krajów rozwijających się zaatakował ostatnio szczyt z kwietnia 2019 r., ale ucieczka kapitałów z Ameryki Łacińskiej może przełożyć się na ucieczkę z innych rynków rozwijających się.
Jeśli już mówimy o takiej ucieczce to warto wspomnieć, że Goldman Sachs (GS) (największa forma inwestycyjna na świecie) twierdził niedawno, iż trwa największa od 2008 r. ucieczka od akcji do gotówki i obligacji. Jak się to ma do rekordów indeksów giełdowych w USA i do poprawy sytuacji na innych rynkach? Być może po prostu ostatnio ten negatywny trend opisany przez GS zmienił kierunek.
Niezbadane wody
W Polsce wybory parlamentarne nie miały wpływu na zachowanie rynków finansowych – tego zresztą oczekiwano. Sytuacja makroekonomiczna wyglądała u nas nadal bardzo słabo. Indeks PMI dla sektora przemysłowego nadal (od października 2018 r.) lokuje się poniżej poziomu 50 pkt. (ten poziom oddziela rozwój od recesji). Ostatnio wręcz zanurkował do poziomu 45,6 pkt.
Publikowany przez Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych (BIEC) Wskaźnik Wyprzedzający Koniunktury (WWK), informujący z wyprzedzeniem o przyszłych tendencjach w gospodarce, w październiku 2019 r. nieco wzrósł, ale BIEC ostrzega, że „pozostaje on w tendencji spadkowej”.
Mimo to, na fali globalnego optymizmu, złoty zyskiwał. Zyskiwały też (umiarkowanie) indeksy giełdowe. Już w październiku powstała na wykresach EUR/PLN i CHF/PLN formacja podwójnego szczytu, która zapowiadała spadki tych kursów odpowiednio do 4,24 i 3,84 zł. Ten spadek został już zrealizowany, a ciąg dalszy zależy od ruchów na EUR/USD (nadal jest w trendzie spadkowym) – im silniejszy dolar tym gorzej dla złotego.
Mówiąc o Polsce trzeba wspomnieć o programie PPK. Dużo się o nim pisze i mówi, więc ja pozostanę jedynie przy ostrzeżeniu. Coraz więcej pojawia się bowiem komentarzy mających przekonać do uczestnictwa w PPK. Radzę do tych komentarzy podchodzić z dużą dozą krytycyzmu. Jeden z moich ulubionych (oszczędzę autora i nie podam nazwiska) jest ten, w którym prognozę zysków w PPK opiera się na zachowaniu rynków w okresie 2010–2019 uznając to, co działo się w latach 2007–2009 za „anomalię”. Rozumiem, że „anomalią” była też potężna przecena w latach 2000–2002 (w USA blisko 50 proc. spadku indeksów) czy w Japonii w latach 1990–2003 (spadek o 80 proc.)?
To nie były żadne „anomalie” tylko cykliczne kryzysy. One nadal będą się zdarzały szczególnie, że wielu uczestników PPK ma do emerytury kilkadziesiąt lat. Poza tym po kryzysie 2007–2009 i 2010–2012 banki centralne zaczęły stosować środki nigdy wcześniej niepraktykowane. Wpłynęliśmy (cały świat) na, jak to nazywają Amerykanie) uncharted waters, czyli na obszar, na który nie ma map. Nie wiemy jak się ten eksperyment zakończy, ale można podejrzewać, że zakończy się źle. Nie twierdzę, że inwestowanie w PPK przyniesie straty, ale twierdzę, że ludzie powinni mieć świadomość, że inwestują, a inwestowanie zawsze jest obciążane ryzykiem.
Zbliżamy się do końca roku, co zazwyczaj prowadzi do wzrostu indeksów giełdowych (coroczne windows dressing funduszy inwestycyjnych). Co może przeszkodzić w kreowaniu tego procesu? Jedynie nagłe pogorszenie na linii USA–Chiny, a po 12 grudnia niekorzystny dla rynków wynik wyborów w Wlk. Brytanii. Nie są to jednak, jak się wydaje, poważne zagrożenia.
Więcej możesz przeczytać w 12/2019 (51) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.