Gastronomia na kroplówce: skąd się biorą paragony grozy?

restauracja
Paragony grozy mają swoje wyjaśnienie, fot. shutterstock.
Restauratorzy od kilku lat pracują w trybie kryzysowym. Od lockdownów przez wysokie ceny energii i produktów aż po "paragony grozy". Jednak drożyzna w knajpach ma swoje wyjaśnienie.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Z perspektywy klienta restauracji to co dzieje się obecnie z cenami posiłków może wydawać się czystym szaleństwem. Nie brakuje opinii, że restauratorzy próbują korzystać z okazji i powołując się na inflację podwyższać ceny, by zarobić jak najwięcej.

Paragony grozy

Stąd popularność słynnych „paragonów grozy” – czyli spontanicznego dzielenia się zdjęciami paragonów z podsumowaniem naszego zamówienia w restauracji. Taka fotografia zamieszczona w mediach społecznościowych wywołuje falę negatywnych reakcji. Ten trend jest na tyle silny, że prowadzący gastronomiczne biznesy nazywają go kolejnym kryzysem, który uderza w ich biznesy.

Tymczasem sami restauratorzy tłumaczą z jakimi problemami muszą się mierzyć. Inflacja jest tylko jednym z wielu czynników, które zmusza managerów do podwyższania cen.

Skąd drożyzna w restauracjach?

Jedną z trudności są wysokie ceny energii. Np. gaz dla prowadzących działalność gastronomiczną podrożał pięciokrotnie (ktoś kto płacił 1000 zł miesięcznie obecnie płaci 5 tys. zł). Jak zauważa portal Money.pl przedsiębiorcy są inaczej traktowani przez dostawców gazu, gdyż – zgodnie z prawem unijnym – od kilku lat w Polsce postępuje proces urynkowienia cen, co oznacza, że klienci biznesowi nie płacą za surowiec tyle samo, co klienci indywidualni, których chronią taryfy zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki (URE).

Restauratorzy tak jak inni przedsiębiorcy bardzo często spłacają kredyty, które zaciągnęli jeszcze przed pandemią np. na remonty, zmianę wystroju wnętrz czy specjalne urządzenia AGD do kuchni. Ich także dotyka podwyżka stóp procentowych, a w konsekwencji wyższe miesięczne raty kredytu. Na to wszystko jest jeden sposób: podwyższyć ceny dań i napojów.

Nadzieja na rządową pomoc

Kolejnym problemem jest konieczność sprzedaży opodatkowanej VAT. Niektóre sektory mogą liczyć na działanie tarczy antyinflacyjnej. Ale nie obejmuje ona gastronomii. Przykład, który cytuje Money.pl pokazuje, że jeżeli restauracja notuje obrót na poziomie 250-300 tys. zł, to 8 proc. z tego bierze państwo. I to nie z zysku, ale właśnie z obrotu. Restauratorzy wypatrują rządowej pomocy, ale jak sami mówią, szanse na jej przyznanie są nikłe.

Jednocześnie w dobie mody na dobrą kuchnię trudno sobie wyobrazić, żeby restauratorzy mieli oszczędzać na produktach. Klienci są gotowi zapłacić więcej, ale nie za danie stołówkowe.

Drożyzna zamknie gastronomiczne biznesy?

Ceny w warszawskich restauracjach powoli dorównują berlińskim. Podstawowe produkty żywnościowe w niemieckiej stolicy bywają tańsze niż ich polskie odpowiedniki. To przekłada się na ceny posiłków w restauracjach. I choć trudno odmówić sobie przyjemności jedzenia "na mieście", to coraz więcej osób, które wcześniej korzystały z ofert restauracji jest zmuszona z tego zrezygnować.

Rezygnują też sami restauratorzy. W samej pandemii z gastronomicznej mapy Polski zniknęło 11 proc. restauracji.

Sprawdź: Jak działają neobanki?

ZOBACZ RÓWNIEŻ