Reklama

Czy będzie jesienna korekta?

Donald Trump
Czy będzie jesienna korekta? / Fot. Shutterstock
Rentowności niektórych obligacji sięgnęły poziomów niewidzianych od 30 lat. Inwestorzy zaczęli się niepokoić tym, że deficyty budżetowe szybko rosną, rośnie też dług, inflacja jest „lepka”, a politycy to lekceważą. To może objąć cały świat i doprowadzić do prawdziwego kryzysu zadłużenia.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2025 (121)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Reklama

Napisałem w ubiegłym miesiącu, że niedźwiedziom na rynku akcji pomóc może zapowiedź podniesienia podatku dla banków. Wtedy brzmiało to dość niewinnie, bo minister finansów Andrzej Domański zapowiadał obłożenie podatkiem zysków z obowiązkowych rezerw, które banki muszą przechowywać w NBP. Miało to dać ok. 1,5 mld zł. Po tygodniu okazało się, że to za mało. Podwyżek będzie więcej.

Od 1 stycznia 2026 r. Ministerstwo Finansów zamierza zwiększyć stawkę wielu podatków pośrednich. Ma wzrosnąć podatek od wygranych - z 10 do 15 procent, akcyza na alkohol - o 15 proc. Ma wzrosnąć wysokości opłaty cukrowej. Pojawić się też ma nowy podatek. Od stycznia zacznie obowiązywać tzw. opłata reprograficzna – dodatkowe 2 proc. doliczane do ceny sprzętu elektronicznego.

A najwięcej ma dać podatek od banków. Wiceminister finansów Jarosław Neneman zapowiedział, że w 2026 r. podatek CIT dla banków wzrośnie z 19 do 30 proc. Podobno ma to wspomóc wysiłek zbrojny Polski. Tak jakby nie można było wyemitować obligacji „na zbrojenia” gwarantowane przez Skarb Państwa… Jako osłodę wiceminister poinformował, że rząd obniży podatek bankowy.

Dostaniemy wszyscy po kieszeniach

Zwyżka podatku CIT zdejmie z zysku banków ponad 6 mld zł. Taki ruch oznaczałby, że wskaźnik C/Z dla akcji banków spadnie o 13,6 proc. - przy założeniu, że zysk się nie zmieni, a przecież zysk w 2026 r. z wielu powodów spadnie. Nic więc dziwnego, że akcje banków zostały przecenione, chwilami po ponad 20 proc. A przecież banki mają 35 proc. udziału w WIG20. Nic dziwi więc, że i cały indeks zanurkował. Ocalał indeks małych spółek SWIG80.

Może i niejeden czytelnik ucieszy się z tego, ze banki zostaną tak opodatkowane. Jednak zadowolenie będzie trwało do czasu, kiedy okaże się, że akcja kredytowa nie będzie tak szeroka, jak chciałby tego rząd, marże kredytowe wzrosną, bo przecież rośnie ryzyko prawne i regulacyjne. Nie mówiąc już o opłatach bankowych, które będą pochodziły z naszej kieszeni. I oczywiście po kieszeni dostaną też emeryci zbierający na emeryturę w różnych funduszach emerytalnych. Minister Domański mówi, że chce pomóc GPW i zwiększyć chęć Polaków do inwestowania. Stąd m.in. pomysł na Oszczędnościowe Konta Inwestycyjne (OKI). Jak zachęci Polaków taka akcja polityków?

Rząd jest w trakcie szykowania projektu budżetu, który musi przekazać Sejmowi do końca września. Wiadomo już, że będzie to budżet trudny – z dużym deficytem. Stąd te zapowiedzi podwyżek podatków. Nic dziwnego, że agencja ratingowa Fitch, zostawiając rating Polski na dotychczasowym poziomie, obniżyła jego perspektywę do negatywnej. Dla Francji nie była tak łaskawa – obniżyła sam rating do poziomu najniższego w historii tego kraju.

Prezydent Nawrocki będzie miał problem. Już zapowiedział weto w stosunku do ustaw podnoszących podatki dla społeczeństwa. Nic nie mówi na temat podatku od zysku banków, ale z kancelarii prezydenta dochodzą informacje mówiące o tym, że nie będzie on chciał być „obrońcą banków” (bo przecież elektorat banków nie lubi) i może chcieć nawet ostrzejszych rozwiązań podatkowych. Jak rozumiem prezydent liczy na to, że ludzie nie zauważą pośredniego uderzenia w ich kieszenie. Może mieć, niestety, rację.

WIBOR uratowany

Na szczęście dla wszystkich na początku września rzecznik generalny TSUE przedstawił opinię w sprawie kredytów z WIBOR, która wybiła zęby kancelariom prawnym chcącym na procesach w sprawie takich kredytów zbić majątek większy niż na kredytach frankowych. WIBOR jest niepodważalny, a sądy mogą badać jedynie to, czy kredytobiorca został dobrze poinformowany.

Warto wspomnieć o tym, że Polska znalazła się w dwudziestce największych gospodarek globalnych, wyprzedzając Szwajcarię. Polska gospodarka rośnie bardzo szybko – w ciągu ostatnich 30 lat nasz PKB rósł średnio o ok. 4 proc. Pamiętać jednak trzeba, że PKB tej pierwszej dwudziestki zwyczajowo podawane jest w przeliczeniu PKB z lokalnej waluty na dolara, a umocnienie złotego daje nam większy PKB w dolarach. Teoretycznie moglibyśmy się starać wejść do grupy G20, ale to się na razie nie uda. Zaproszenie prezydenta Nawrockiego przez Donalda Trumpa jako gościa/obserwatora na przyszłoroczny szczyt G20 na Florydzie nie jest tym samym, czym byłoby zaproszenie Polski do tego klubu.

Chwalenie się pozycją w rankingu podnosi morale i daje okazję do uśmiechu, ale nie wnosi do życia Polaków niczego nowego. Nie popadajmy w samozadowolenie. Bank Światowy podaje, że w PKB liczonym na głowę ludności według Parytetu Siły Nabywczej (PSN zależy od tego, ile możemy kupić) Polska jest dopiero na 42. miejscu (na 39. miejscu jest Japonia). Mamy się z kim ścigać i dużo wysiłku jeszcze przed nami.

Turkizacja Fed

Spójrzmy też na to, co działo się na świecie. O dronach nad Polska pisał nie będę. bo to miało i ma znikomy wpływ na zachowanie rynków finansowych. Niech się na ten temat wypowiadają wojskowi i politycy. Scenariuszy jest tak dużo, że laikowi, jakim ja jestem, nie wypada się w nie zanurzać.

Zaczniemy od oczekiwanego wydarzenia jakim było sympozjum Fed w Jackson Hole. Oczekiwałem tego, że Jerome Powell, szef Fed, zmięknie, stanie się bardziej gołębi i praktycznie zapowie obniżkę stóp. Nic dziwnego skoro (mimo wyrzucenia szefa BLS) dane z amerykańskiego rynku pracy publikowane na początku września były jeszcze gorsze niż oczekiwania. Poza tym rewizja danych za 12. miesięcy (do marca 2025 r.) pokazała, że stworzono 911 tys. mniej miejsc pracy niż dotychczas publikowano.

Powell stwierdził, że sytuacja na rynku pracy jest groźniejsza niż inflacja (inflacja i rynek pracy to dwa mandaty Fed). Warto też przypomnieć, że Powell nie zapowiadał cyklu obniżek, mówił, że jest dużo zagrożeń, że polityka celna może rozpędzić inflację. Generalnie: było wiele „ale”, a reakcja Wall Street była delikatnie mówiąc przesadna.

Właściwie od tego momentu indeksy rosły, a powodem było ciągle to samo „bo Fed obniży stopy”. Wall Street reagowała według mnie bezmyślnie, bo obniżka była i tak prawie pewna, a jej skutki zobaczymy za 3-5 kwartałów. Nie zdziwię się, jeśli tuż po decyzji FOMC rozpocznie się jesienna korekta. Stare powiedzenie giełdowe mówi przecież „kupuj pogłoski, sprzedawaj fakty”.

W USA istotne było też to, że sąd apelacyjny orzekł, iż metoda nakładania ceł zastosowana przez prezydenta Trumpa jest nielegalna. Te cła będą obowiązywały do 14 października, żeby dać czas na apelację do Sądu Najwyższego, gdzie przewagę mają zwolennicy Trumpa. Prezydent naciska na Sąd Najwyższy, żądając przyspieszenia rozprawy i grożąc, że jeśli sąd nie przyzna mu racji, to dotychczas zawarte umowy przestaną obowiązywać. Reakcje rynków były praktycznie żadne, a przecież decyzja może rozpocząć nową fazę wojny celnej.

Prezydent Trump miał jeszcze jeden kontakt z sądem. Chciał wyrzucić Lisę Cook z funkcji gubernatora Fed. Gdyby mu się to udało to mielibyśmy całkowitą „turkizację” Fed. Prezydent miałby wśród siedmiu gubernatorów Fed czterech swoich ludzi, a to przecież gubernatorzy wybierają 12 szefów lokalnych Fed. Dziwić się można tylko, że dolar nie reaguje i nie staje się o wiele słabszy. To się jednak w końcu stanie po pokonaniu przez EUR/USD poziomu 1,18 dol.

Warto zwrócić uwagę na chwilę zawahania rynków wtedy, kiedy inwestorzy zaczęli się niepokoić szybko rosnącymi w wielu krajach rentownościami obligacji o długim okresie zapadalności. To szczególnie widać było w Japonii (szczyt wszech czasów) oraz we Francji, w której upadł rząd (rentowność sięgnęła poziomów niewidzianych od blisko 30 lat) oraz w Wielkiej Brytanii, gdzie sięgnęły poziomu z 1998 r.

Inwestorzy zaczęli się niepokoić tym, że deficyty budżetowe szybko rosną, rośnie też dług, inflacja jest „lepka”, a politycy to lekceważą. Dość szybko ten niepokój zniknął, ale nie radzę tego lekceważyć – to może być efekt kanarka w kopalni. Ta obawa jeszcze wróci, a jeśli wróci z dużą siłą to obejmie cały świat i doprowadzi do prawdziwego kryzysu zadłużenia.

Więcej możesz przeczytać w 10/2025 (121) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

Reklama

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Reklama
Reklama