Wojna na Ukrainie. Gospodarczy cios także w Polsce

Kijów
Kijów od rana targany jest eksplozjami, fot. Shutterstock
Dziś o poranku rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę. Obok politycznych i społecznych konsekwencji decyzji Wladimira Putina, w najbliższych dniach czeka nas ogromne zamieszanie w gospodarce.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Pierwsze efekty inwazji widzimy już teraz. Po pierwsze złotówka mocno traci do głównych walut. Przykładowo, za jednego dolara trzeba było zapłacić 4,16 zł a za jedno euro, 4,66 zł. 

Na rosyjską inwazję bardzo mocno zareagowały także ceny surowców naturalnych. Ropa Brent kosztuje o poranku już 103 dolary za baryłkę. Wczoraj ceny wynosiły od 96 do 97 dolarów. O ponad 8 proc. wzrosła cena gazu na holenderskiej giełdzie. Wojna oznacza także powrót inwestorów do złota - za jedną uncję płaci się już 1941 dolarów. Na początku roku ceny wynosiły około 1800 dolarów.

Poważny cios może zanotować także polska giełda. Ceny kontraktów Futures na polski indeks WIG20 spadły o prawie 7 proc. w porównaniu do ostatniego zamknięcia. Przypomnijmy, wczoraj wyceny 20 największych firm na polskiej giełdzie spadły o prawie 3 proc.

"Pocieszający" jest dramat na rosyjskich indeksach giełdowych. MOEX (czyli odpowiednik polskiego WIG) spadł o poranku o prawie 29 proc. A to nie jest pierwszy dzień spadków. Poważny cios odnotowała także rosyjska waluta - rubel. Za jednego dolara trzeba już zapłacić ponad 87 rubli. Rosyjska waluta tak słaba nie była jeszcze nigdy. Z drugiej strony dzięki osłabieniu waluty, Rosja może realnie zarabiać więcej na eksporcie gazu czy ropy.

Problemy polskiej gospodarki

To dane giełdowe, ale konsekwencje inwazji dla polskiej gospodarki będą poważniejsze - i bardziej długoterminowe. Piszą o tym m.in. analitycy banku Pekao. Rosja i Ukraina odpowiadają za 5 proc. naszego eksportu. Oczywisty jest znaczący spadek wolumenów. Problemy mogą mieć szczególnie te polskie firmy, które zajmowały się eksportem towarów lub też importem surowców spożywczych z Ukrainy.

Analitycy Pekao zwracają uwagę także na wpływ inwazji m.in. na inflację w Polsce. Póki co ciężko wyrokować, co może się wydarzyć:

AKTUALIZACJA, godz. 9:10

Polska giełda otworzyła dzień na dużych spadkach. Indeks WIG20 spadł o 5,39 proc. Indeks WIG o 4,82 proc. Najbardziej dotknięte są spółki, które koncentrowały się na ekspansji na Wschodzie:

 

AKTUALIZACJA, godz. 9:50

Na minusie są nie tylko polskie akcje, ale także np. kryptowaluty. 

Po początkowym szoku polska złotówka nieco umocniła się do dolara. Obecnie kurs wynosi około 4,10 zł.

Ponadto szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, zapowiedziała "olbrzymi pakiet sankcji na Rosję". Kluczowe sektory rosyjskiej gospodarki stracą dostęp do europejskich rynków. Zamrożone zostaną także rosyjskie aktywa.

Swoją analizę przygotował także Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl:

Atak Rosji na Ukrainę powoduje panikę na rynkach finansowych. Złoty mocno traci, kurs EUR/PLN przekroczył 4,65 i znalazł się na najwyższym poziomie w tym roku. Naj-droższe od grudnia były również dolar, funt i frank. Inwestorzy czekają na dalszy roz-wój wypadków, reakcję Zachodu i nowe sankcje.

Ostro pikują rynki akcji, drożeje złoto. To znak, że na rynkach finansowych zapanował strach. To zawsze złe informacje dla złotego i innych walut rynków wschodzących, z których w kryzysowych momentach odpływa kapitał. Oczywiście tym razem geograficzna bliskość działań wojennych stawia polską walutę w bardzo trudnym położeniu i może zwiastować jej dalsze osłabienie. Kurs EUR/PLN może w każdej chwili rosnąć do 4,68, czyli szczytów z ubiegłej wiosny, a następnie w kierunku 4,74, czyli dwunastoletnich maksimów ustanowio-nych trzy miesiące temu. W chwilach paniki i sięgającej zenitu niepewności kapitał jak ma-gnes przyciągają tzw. bezpieczne przystanie, czyli waluty o defensywnym charakterze.

Napaść Rosji na Ukrainę odrywa kursy walut od fundamentów. Gdyby nie inwazja, to za euro płacilibyśmy najprawdopodobniej niecałe 4,50 zł. Kolejne podwyżki stóp procentowych i zaostrzenie retoryki ze strony banku centralnego długo zapewniały złotemu zachowanie rela-tywnej stabilności. Dzięki tym atutom złoty stał się nieco mniej wrażliwy na rynkowe turbulen-cje, nie tylko związane z czynnikami geopolitycznymi, ale także np. ze zbliżającym się pod-noszeniem stóp procentowych w USA. W obliczu ataku na Ukrainę atuty po stronie złotego zostały zepchnięte na daleki plan, a do jego powrotu na wzrostową ścieżkę potrzebna jest deeskalacja konfliktu, na którą w tej chwili wskazuje niewiele.

Gwałtowna przecena złotego to nie lada zmartwienie dla władz monetarnych, które liczyły, że niższe kursy walut odegrają wspierającą rolę w walce z inflacją. Na domiar złego atak Rosji skutkuje dodatkowym podbiciem cen paliw i zbóż. Cena baryłki ropy na giełdzie w Londynie przekracza 100 dolarów. Notowania pszenicy w Chicago w trzy dni podniosły się o kilkana-ście procent i są najwyższe od 2013 roku. Konflikt ma ewidentnie oddziaływanie proinflacyj-ne, co dodatkowo może wywoływać alarm w Narodowym Banku Polskim.

Im mocniejsza i trwalsza będzie presja na osłabienie złotego, tym wyższe prawdopodo-bieństwo, że z odsieczą polskiej walucie przyjdą władze monetarne. Po wycelowanych w umocnienie waluty komentarzach prezesa NBP z końcówki stycznia i pierwszej części lutego, umocnienie złotego było skromne i ulotne. Może to sugerować, że tym razem nie skończy się na słowach. Na konferencji po posiedzeniu RPP duże poruszenie wywołała wypowiedź prezesa Adama Glapińskiego o rozważaniach, by wymiana unijnych funduszy nie była prowadzona w banku centralnym, lecz na rynku. Gdyby środki walutowe rządu faktycznie stały się źródłem dodatkowego popytu na złotego, to byłby to potężny impuls do jego umoc-nienia.

ZOBACZ RÓWNIEŻ