W co inwestować w 2023 roku

W co inwestować w 2023 roku?
W co inwestować w 2023 roku? Fot. East News
Jeśli inflacja naprawdę wyhamuje, może to być dobry rok dla obligacji oraz dla metali szlachetnych. Historia uczy, że osiągnięcie przełomowego punktu w polityce monetarnej bywa za to niebezpieczne dla rynków akcji. Stopy z najmu mogą być atrakcyjne, a krezusi z wolną gotówką, mogą szukać okazji do przejęcia wyprzedawanych kolekcji. To będzie więc rok wielu okazji.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2023 (88)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

WALUTY

Dolar umacniał się do euro od wakacji 2021 r. i okazał się prawdziwą bezpieczną przystanią na czas wojny. Jeśli nieco wydłużymy horyzont, okaże się, że dolar zyskuje wobec euro już od 2008 r., ale jest to trend szarpany, w czasie którego i euro zdarzają się okresy przewagi i potrafią trwać one długo, nawet dwa lata.

W 2023 r. siłą wspólnej waluty może być determinacja banku centralnego w walce z inflacją. EBC ma znacznie większą przestrzeń do podnoszenia stóp niż Fed, który większość swojej pracy już wykonał. W dodatku i inflacja w Europie jest wyższa i spadać może wolniej ze względu na ceny energii. Konieczność importu surowców energetycznych i niższy popyt na europejskie towary może wpływać na bilans handlowy, zatem wzrost euro wobec dolara – jeśli do niego dojdzie – podszyty będzie strachem. To zaś może decydować o dużej zmienności notowań.

 

Pisaliśmy przed rokiem 

Pod koniec 2021 r. znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że kurs euro zmierzy się ze szczytami z 2004 i 2009 r., to jest strefą 4,92–4,94 zł niż to, że zawróci z obranej drogi i spadnie choćby do 4,5 zł. 

(…) Biorąc pod uwagę, siłę dolara i niebezpieczeństwa nad Europą (bezpieczeństwo energetyczne i ryzyko eskalacji konfliktu z Rosją), to amerykańska waluta ma większe szanse wbić w euro orli pazur.

• Euro

Notowania wspólnej waluty dotarły do szczytowych wartości z 2004 i 2009 r., a nawet je przebiły. Przez chwilę euro przekroczyło 5 zł. Jednak rekordowe poziomy nie zostały przekroczone trwale. W tym kontekście warto przypomnieć, że w 2005 r., kurs euro 12 miesięcy po ustanowieniu szczytu znajdował się już o złotówkę niżej, podobnie sprawa wyglądała w 2010 r. Czy i teraz złoty ma szansę na równie spektakularne umocnienie?

To, co najgorsze już się wydarzyło. Wojna wybuchła, Polska nie dostała unijnych środków w ramach KPO i te czynniki są już w cenach. Wpływ na notowania będzie miał jak zwykle rachunek obrotów bieżących. Prawdopodobnie pogłębimy deficyt handlowy, inwestycji zagranicznych innych niż napływ spekulacyjnego kapitału, też pewnie nie należy się spodziewać. Niemniej na fali umocnienia euro wobec dolara i złotemu może coś kapnąć, lecz potencjał tego odbicia jest ograniczony liniami średnio- i długoterminowego trendu wzrostowego. 

Wobec nieskutecznej jak dotąd polityki pieniężnej i proinflacyjnej polityki fiskalnej, możliwe, że część uczestników gospodarki samoczynnie „przejdzie na euro”. Kredyty dla przedsiębiorstw w EUR są tańsze (i dostępne), w euro realizujemy też większość obrotów handlowych. To osłabiłoby złotego długoterminowo.

Cenowe okazje mogą się pojawić w razie przyjęcia kompromisu w sprawie KPO lub klarowniejszych widoków na zmianę u sterów władzy w Polsce.

• Dolar

Kurs dolara zaczął rok w okolicach 4 zł, do października zyskał 20 proc., a do początku grudnia spadł o 10 proc. Pytanie brzmi oczywiście – czy warto kupować dolary i trzymać oszczędności w „walucie świata”. Zależnie od narracji, którą przyjmiemy, odpowiedzi są dwie. Pierwsza brzmi: nie. Dolar ma za sobą długi rajd wobec euro, a przy okazji także złotego i kiedy Fed zakończy cykl podwyżek, a EBC będzie je kontynuował, dolar zacznie tracić. W drugiej wersji – kryzys, który właśnie się rozpoczyna zdemoluje finanse publiczne państw Europy, w tym Polski, a samowystarczalne energetycznie USA umocnią pozycję hegemona na świecie. W takim układzie ostatni rajd dolara był zaledwie przygrywką.

• Frank szwajcarski

Zadłużeni we frankach zasłużyli na kilka miesięcy ulgi, a wspierać ich może polityka monetarna Banku Narodowego Szwajcarii, którego celem jest zbicie inflacji poniżej 2 proc. Po ostatniej (wrześniowej) podwyżce o 75 pkt. główna stopa SNB wynosi 0,5 proc., więc wydawać się może, że Szwajcaria jest dopiero na początku cyklu podwyżek, ale wskaźnik CPI spadł w kraju Helvetów do 3 proc. z 3,5 proc. w sierpniu (to maksymalny poziom w ostatnich latach). Według ostatniej projekcji inflacja spadnie do 1,7 proc. w 2024 r. bez dalszych podwyżek, więc SNB może pozwolić sobie na zdecydowanie więcej luzu niż np. EBC. 

Poza tym Szwajcaria wciąż osiąga dodatnie saldo obrotów handlowych.

Poziomów, które mogą zatrzymać umocnienie złotego nie brakuje. Pamiętajmy, że to SNB prowadzi konserwatywną politykę pieniężną, a nie NBP. 4,4 zł i 4,1 zł to dawne poziomy oporu blokujące zwyżki w poprzednich latach. Teraz będą wspierać kurs.

OBLIGACJE

Kiedy wybucha inflacja i rosną stopy procentowe, posiadacze obligacji najczęściej są stratni, ale nigdy jeszcze nie stracili w tak krótkim czasie tak wiele. Notowania polskich obligacji 10-letnich (DS1032) spadły o 45 proc.(!) między wrześniem 2021 r. a październikiem 2022 r. Oczywiście taniały też inne obligacje, co oznaczało straty dla uczestników funduszy.

Ale po nocy przychodzi dzień. Ceny gazu, węgla i ropy nie mogą rosnąć w nieskończoność, rosnące oprocentowanie kredytów wpłynęło na spadek ich popytu. Mówiąc krótko – to co najgorsze, już się wydarzyło, chyba że pojawią się nowe problemy, tym razem z wypłacalnością. Dopóki jednak nie pojawią się tego rodzaju sygnały, globalne rynki obligacji mogą zyskiwać, zwłaszcza obligacje długoterminowe. Nie jest to zbyt dobra wiadomość, bo jeśli rentowność długoterminowych obligacji spada wyraźnie poniżej rentowności krótkoterminowych papierów (tak dzieje się obecnie), to oznacza, że rynek obligacji – a jest on najmniej podatny na emocje i wypływ drobnych inwestorów – dyskontuje recesję i obniżki stóp w przyszłości, przy czym nie musi to być przyszłość bliska. Lecz jest to przyszłość pewna. Inwersja krzywej rentowności ze 100-procentową trafnością zapowiadała w przeszłości recesję, a im głębsza inwersja, tym głębsza też późniejsza recesja.

Trzeba także pamiętać o ryzyku wypłacalności. Wzrost kosztów odsetkowych uderzy w budżety wielu państw, w tym także Polski. A do tego recesja może zmniejszyć wpływy podatkowe, co łącznie może mieć niekorzystny wpływ na ceny obligacji, w miarę jak problem ten zacznie się ujawniać (czyli raczej w drugiej części roku).

 

Pisaliśmy przed rokiem 

Jeśli za rok o tej porze będzie nadal przekraczać 5 proc., będzie to dowód na to, że dotychczasowe podwyżki stóp były niewystarczające i obligacje mogą nadal tanieć. I tu małe ostrzeżenie – statystycznie bankom centralnym udawało się kontrolować inflację, jeśli główne stopy procentowe przekraczały dynamikę CPI. W 100-letniej historii Fed przewaga stopy procentowej nad inflacją wynosiła średnio 1,7 p.p. Obecna sytuacja, w której inflacja jest wyższa niż główna stopa procentowa jest sytuacją nadzwyczajną (a nie nową normą) i potencjalnie groźną.

• Fundusze dłużne

Mechanizm jest relatywnie prosty. Spadek inflacji prowadzi do spadku stóp procentowych, a więc akze do spadku rentowności obligacji i wzrostu ich cen. Gdy oprocentowanie stałe sięga 9 proc., a po roku inne obligacje kupowane są z rentownością 5 proc., to te starsze, o wyższym oprocentowaniu zaczynają drożeć, aż rentowność nowych i starych się wyrówna.

W ostatnich miesiącach wpływ na wyniki funduszy miał mechanizm odwrotny – stopy procentowe rosły, a ceny obligacji spadały, przez co rentowność „doganiała” bieżące warunki rynkowe. Warto o tym pamiętać, bo oznacza to, że decydujący wpływ na wyniki funduszy miała zmienność wyceny obligacji, a nie przychody odsetkowe.

Jest o wiele za wcześnie by mówić o przewidywanym terminie obniżek stóp procentowych, ale być może czeka nas dłuższa przerwa w podwyżkach. Dziesięcioletnie obligacje osiągnęły 9 proc. rentowności w październiku, w chwili pisania tekstu jest to nieco poniżej 7 proc. Ten poziom osłodzi inwestorom ewentualne straty z wyceny obligacji (gdyby ceny miały jednak dalej spadać) i daje jeszcze pewien potencjał wzrostu, gdybyśmy przeszli z fazy wysokiej inflacji do jej dynamicznego spadku. 

Są to jednak założenia, którymi mogą kierować się inwestorzy nastawieni do obligacji oportunistycznie. Inwestorzy, którzy chcieliby zarabiać po prostu na odsetkach, mogą wybierać fundusze krótkoterminowe (dawniej – pieniężne) lub korporacyjne, w których przeważają obligacje o oprocentowaniu zmiennym opartym o WIBOR. Nie podlega on tak dużej zmienności jak obligacje o stałym oprocentowaniu i długim terminie wykupu i utrzymuje się w pobliżu najwyższych od lat poziomów. 

• Obligacje skarbowe

Inwestorzy indywidualni mogą kupować obligacje skarbowe na własny rachunek (bez pośrednictwa funduszy) na dwa sposoby. Obligacje skarbowe notowane na giełdzie (Catalyst) to właśnie papiery o oprocentowaniu stałym lub zmiennym (opartym o WIBOR), przy czym tych pierwszych jest więcej.

Jeśli ktoś czuje w sobie żyłkę spekulanta, może wybrać właśnie obligacje o stałym oprocentowaniu i zarabiać na zmianie ich wartości. „Wuzetki” również oferują pewną zmienność, ale wynika ona z innych przyczyn. Rynek usiłuje wycenić konsekwencje przejścia z WIBOR na WIRON od 2025 r. (to plan, niczego jeszcze ostatecznie nie postanowiono). Obecnie WIRON jest niższy niż WIBOR, rynek traktuje więc obligacje oparte o WIBOR bardzo ostrożnie.

Ryzykiem jest bardzo silny wzrost kosztów odsetkowych, które w 2023 r. przekroczą 10 proc. dochodów budżetu. Jednocześnie wpływy mogą maleć w razie recesji, zarazem jest to rok wyborczy. Całość tworzy niebezpieczną mieszankę, która może obligacjom zaszkodzić, szczególnie w drugiej połowie roku.

Z kolei obligacje oszczędnościowe nie są notowane, a kupić je można za pośrednictwem banków PKO BP i Pekao. Oferta jest bogata i konkurencyjna wobec lokat bankowych. Inwestor znajdzie obligacje oprocentowane według stopy referencyjnej NBP (roczne i dwuletnie) z odsetkami płatnymi co miesiąc, obligacje trzyletnie o stałym oprocentowaniu oraz cztero-, sześcio-, dziesięcio- i dwunastoletnie o oprocentowaniu zmiennym bazującym na inflacji. Te ostatnie mogą przynieść realne dochody, jeśli inflacja faktycznie zacznie spadać. Wszystko dlatego, że inflacja opisuje przeszłość (to zmiana dynamiki cen za miniony czas), ale oprocentowanie naliczane jest „do przodu” – na kolejne 12 miesięcy. Oprocentowanie starszych serii przekracza dziś 19 proc. Jeśli inflacja spadnie do 8 proc. (zgodnie z najnowszą projekcją inflacyjną) przyniosą one realne i imponujące zyski swoim posiadaczom.

• Obligacje korporacyjne

Bardzo ciekawa sytuacja ma miejsce na rynku obligacji korporacyjnych. Fundusze dłużne doświadczyły fali umorzeń i inwestorzy instytucjonalni mają ograniczone możliwości obejmowania kolejnych emisji. Ponadto większość obligacji ma oprocentowanie zmienne oparte o WIBOR, co oznacza, że kupony odsetkowe znacząco wzrosły (średnio do 11,5 proc. na Catalyst). Mimo to większość z nich notowana jest z dyskontem, czyli rentownością wyższą niż wynosi oprocentowanie, ponieważ z dyskontem notowane są obligacje skarbowe o podobnej konstrukcji („wuzetki”) i rynek korporacyjny musiał się do tych zmian dostosować.

W efekcie obligacje korporacyjne oferują dziś wysoką, dwucyfrową rentowność. Jednocześnie jakość emitentów obecnych na Catalyst pozostaje bardzo wysoka, o czym świadczy choćby Indeks Default Ratio mierzony przez Obligacje.pl, który spadł do… zera. Co oznacza, że przez ostatnich 12 miesięcy (do września 2022 r.) emitenci z Catalyst w terminie obsłużyli wszystkie notowane obligacje.

A ponieważ inwestorzy instytucjonalni mają związane ręce, emitenci coraz chętniej zwracają się do inwestorów indywidualnych i oferują im coraz lepsze warunki. Zapowiada się dobry rok dla inwestujących w tego typu papiery.

GIEŁDA

W pierwszym tygodniu stycznia indeks amerykańskiej giełdy S&P 500 ustanowił rekord notowań i wyglądało na to, że 13-letnia hossa nie zostanie przerwana. Agresja Rosji wstrząsnęła jednak światem, ale wybuch wojny był tylko jedną z przyczyn rynkowych zawirowań. Ważniejsza (ostatecznie ani Ukraina, ani nawet Rosja nie są kluczowymi rynkami dla światowej gospodarki) była inflacja i widoczna już wówczas przecena obligacji, która groziła podwyżkami stóp.

Indeksy konsekwentnie spadały do połowy października, kiedy w reakcji na dane o nieco niższej niż zakładana inflacja w USA, giełdy wykonały nagły i silny zwrot. S&P w miesiąc zyskał 15 proc., a WIG20 33 proc. Obserwatorzy i posiadacze gotówki muszą odpowiedzieć sobie w tej sytuacji na pytanie: Czy bessa już się zakończyła?

Przekonanie o zbliżającej się recesji, a co najmniej spowolnieniu gospodarczym, jest tak powszechne, że powinno zostać uwzględnione w cenach. Rynek dyskontuje przyszłość na kilka (dwa–trzy) kwartałów do przodu, więc dzisiejsze zwyżki indeksów opowiadają nam o spodziewanej przez inwestorów sytuacji gospodarki w lecie 2023 r. Może wcale nie będzie tak źle? Wszak zyski przedsiębiorstw mocno nie spadły, bezrobocie też nie wzrosło, nie mieliśmy spektakularnych bankructw  ani nawet samej recesji. Uśrednione prognozy analityków nie tylko nie ostrzegają przed spadkiem zysków. Analitycy twierdzą wręcz, że marże operacyjne zostaną utrzymane, a zyski netto będą rosły w dotychczasowym tempie (12 proc.).

To jednak niemożliwe. Wzrost kosztów odsetkowych dotyka zarówno przedsiębiorstwa (muszą więcej płacić za finansowanie), jak i konsumentów (rośnie oprocentowanie kredytów). Większość finansowania w USA i krajach rozwiniętych ma oprocentowanie stałe i wzrost kosztów jest rozłożony w czasie (co roku zapada mniej więcej 20 proc. zadłużenia firm). Dlatego konsekwencje wzrostu stóp nie są jeszcze widoczne w wynikach, a zapasy gotówki z okresu pandemii pozwalają na przesunięcie recesji w czasie. Ale te koszty się pojawią.

 

Pisaliśmy przed rokiem

Innymi słowy wystarczy niewielki kamyczek, by machina zaczęła poruszać się w drugą stronę – spadek notowań wymusi na inwestorach zamknięcie pozycji otwartych na kredyt, a to będzie oznaczać sprzedaż akcji, co przyspieszy spadek i tak dalej – aż do wyczyszczenia rynku.Kiedy dojdzie do oczyszczającej korekty i czy przemieni się ona w bessę, tego prorokować nie sposób. Wiele zależeć będzie od działań Fed. 

• Rynki zagraniczne

Mimo serii podwyżek stóp procentowych (z 0,0–0,25 proc. w marcu do 3,75–4,0 proc. w listopadzie) rynek pracy pozostaje silny, a Fed ma zamiar dokonywać kolejnych podwyżek, choć wolniej niż do tej pory.

Jedak tempo podwyżek stóp sprawiło, że gospodarka nie zdążyła na nie jeszcze w pełni zareagować, dopiero w listopadzie pojawiły się doniesienia o pierwszej dużej fali zwolnień, ale głównie w firmach nowych technologii (Facebook, Amazon).

Indeks S&P na początku grudnia znajdował się ok. 15 proc. poniżej szczytu, mocniej tracił technologiczny Nasdaq (25 proc.), a Dow Jones Industrial brakowało tylko 5 proc. do historycznego rekordu. Widać jak na dłoni, że rynek z rezerwą podchodzi do niedawnych liderów hossy (czyli właśnie spółek technologicznych), natomiast ceni spółki „starej ekonomii”, choć w tym wypadku chodzi głównie o energetykę i producentów ropy. Taka sytuacja może się utrwalić – konsumenci mogą zrezygnować z wielu towarów i usług, zwłaszcza cyfrowych, ale nie z energii i paliw. 

Warto też pamiętać, że historycznie to nie podwyżki stóp były dla indeksów groźne. Podwyżki oznaczają konieczność chłodzenia gospodarki, co oznacza zazwyczaj, że jej kondycja jest dobra. To zatrzymanie cyklu bywa momentem przełomowym. W poprzednim cyklu podwyżek (2015–2018) S&P zdołał zyskać 50 proc., ale po przedostatniej z nich indeks spadł o 20 proc. i Fed ostatecznie w 2019 r. z podwyżek się wycofał.

Z kolei w latach 2004–2006 Fed podnosił stopy 17-krotnie (za każdym razem o 25  p.b., a S&P rósł jeszcze do połowy 2007 r., zanim doszło do załamania.

Jeśli teraz scenariusz miałby być podobny, zwyżki indeksów rozpoczęte w październiku mogą być kontynuowane na przekór sceptykom. Druga połowa roku może jednak okazać się mniej przyjemna. Skutki mocnego wzrostu stóp procentowych kiedyś zaczną przecież być odczuwalne. 

W Europie indeks giełdy francuskiej radzi sobie znacznie lepiej niż indeks giełdy brytyjskiej czy niemieckiej. W Paryżu do rekordu z  2021 r.  w grudniu 2022 r. brakowało mniej niż 5 proc.. w Londynie było to 20 proc., a we Frankfurcie ok. 10 proc. Francja ma w tym gronie najlepszy bilans energetyczny, zaś Wielka Brytania odczuwa skutki brexitu. Niemniej EBC dopiero zaczyna walczyć z inflacją, która w Europie jest wyższa niż w USA, a sytuacja jest bardziej złożona (waluta jest wspólna, ale rządów wiele), zwłaszcza pod względem zależności od importu surowców energetycznych.

Mimo to, giełdy stać na powrót do zwyżek. Stopy procentowe w strefie euro wciąż są niskie, a finansowanie tanie (zwłaszcza z naszego punktu widzenia), co może nadal wspierać rynki, przynajmniej tak długo, jak długo inwestorzy będą przekonani, że szczyt inflacji został pokonany. Jesienią znów zaczniemy przypominać sobie o się zimie.

GPW

Od szczytu hossy w listopadzie 2021 r. WIG stracił 30 tys. pkt (spadł do 45 tys.), ale w październiku i listopadzie odzyskał ok. 10 tys. Miejsca na choćby nadrabianie dystansu do giełd zachodnich jest więc bardzo dużo.

W dodatku akcje notowane na warszawskiej giełdzie są wyceniane bardzo nisko. Wskaźnik cena/zysk (stosunek ceny akcji do zysku przypadającego na jedną akcję) to pod koniec roku nieco ponad 9. W październiku było to wprawdzie 7,7, ale to wciąż bardzo mało. Poniżej 10 wskaźnik spadał tylko w okresie dna bessy z 2009, 2011, 2018 i oczywiście 2020 r.

Perspektywy gospodarcze przedstawiają się jednak słabo. Mamy wciąż wysoką inflację, słabnącą dynamikę wynagrodzeń, relatywnie wysokie koszty odsetkowe i oczywiście wojnę za naszą granicą. Istnieje też mnóstwo innych problemów, które nie wiadomo jak i kiedy zostaną rozwiązane (począwszy od energetyki i koniecznych inwestycji, przez sytuację banków, a na rosnących kosztach finansowania rządowych długów skończywszy). 

Mimo to wypada uznać, że dużo gorzej, jeśli chodzi o perspektywy, być już nie może. A ponieważ natura rynków (i gospodarki) jest cykliczna, wychodzi na to, że dołek notowań musi czaić się gdzieś w pobliżu. 

 

NIERUCHOMOŚCI

 

Pisaliśmy przed rokiem

Wzrost stóp procentowych w Polsce obniży zdolność kredytową, a doniesienia o wzroście rat dodatkowo wystraszą co bardziej ostrożnych nabywców. O ile? Dla zahamowania inflacji również w Polsce stopy procentowe powinny przewyższać inflację. Przy inflacji rzędu 7 proc., odpowiednio skalibrowane stopy procentowe wyznaczałyby oprocentowanie kredytów hipotecznych w okolicach 10 proc. Strachy na lachy? Z mieszkaniami podobnie jak z akcjami – sprzedawaj wtedy, kiedy wszyscy kupują. Sprzedawaj tym bardziej, jeśli kupują na tani kredyt. (…) Gonienie uciekających cen często okazuje się złą strategią, a 30-letni kredyt na 90 proc. ceny mieszkania, to nie przelewki.

 

Spadek sprzedaży liczby mieszkań przez deweloperów sięgnął w III kwartale prawie 50 proc. (dane Obligacje.pl), a liczba udzielonych kredytów, również w III kwartale spadła o 69 proc. (dane AMRON-SARFiN). Te liczby mówią wszystko o kondycji rynku mieszkaniowego i stali czytelnicy „My Company Polska” z pewnością pamiętają, że ostrzegaliśmy przed tym scenariuszem – zbyt szybki wzrost liczby budowanych mieszkań zawsze prowadził do załamania, obojętnie czy weźmiemy dane z rynku polskiego (a więc o stosunkowo krótkiej historii) czy amerykańskiego. No dobrze, ale co to oznacza dla potencjalnych kupujących? Sytuacja finansowa największych deweloperów jest wciąż bardzo dobra i taka pozostanie jeszcze przed minimum dwa lata, ponieważ oddawane są lokale sprzedane w latach 2020–2021, a więc bardzo dobrych dla sprzedaży, natomiast nowe inwestycje są ograniczane lub wstrzymane całkowicie. To oznacza, że wyprzedaży nowych mieszkań nie zobaczymy (promocje na pewno będą się zdarzały), chyba że ze strony mniejszych podmiotów. 

W gorszej sytuacji są inwestorzy indywidualni, którzy kupili mieszkania na kredyt. Stawki najmu wprawdzie znacznie rosną, ale rentowność najmu pozostaje w tyle za wysokością odsetek (co oznacza również, że taniej jest mieszkanie wynająć niż kupić za kredyt). Z kolei nabywcy mieszkań na własne potrzeby, którzy skorzystali z kredytów, są chronieni przez wakacje kredytowe do końca przyszłego roku. Rynek ma sporo czasu, żeby rozładować napięcia.

Popyt przez jakiś czas pozostanie słaby. Rentowność najmu nie dorównuje oprocentowaniu lokat, a nawet obligacji oszczędnościowych czy skarbowych, a na wzrost cen nie można obecnie liczyć. Trzeba też pamiętać o potencjalnym popycie ze strony uchodźców z Ukrainy, a w długim terminie także z południa Europy. Kryzys klimatyczny trwa i nie wyhamują go podwyżki stóp.

W przeszłości wysokie stopy procentowe i słaby rynek pracy (ten warunek nie został spełniony i raczej już nie zostanie; nasza demografia ogranicza bezrobocie) były mieszanką korzystną dla kupujących. Na początku wieku hipoteki oprocentowane były na 19–20 proc., a bez pracy pozostawało 3 mln Polaków. Mieszkania były więc tanie nie tylko nominalnie, ale także w relacji do dochodów. Podobne warunki pojawiły się w latach 2010–2012, po kryzysie finansowym i te obecne również je przypominają. Rok 2023 może być pierwszym dobrym rokiem dla kupujących, którzy liczą na wzrost cen w przyszłości. 2024 r. nie powinien być jednak pod tym względem gorszy.  

 

Metale szlachetne

 

Pisaliśmy przed rokiem

(…) A ponieważ banki centralne utrzymują stopy procentowe na niskim poziome i zwiększają bilans wielokrotnie szybciej niż przybywa złota, notowania złota powinny rosnąć przynajmniej w tempie inflacji. Ale nie rosną. I co więcej, nie ma gwarancji, że impas zostanie przełamany w korzystnym dla posiadaczy kruszcu kierunku.

(…) To nie jest dobry znak, ale – tak jak w pozostałych przypadkach – wystarczy poczekać na kierunek wybicia. Sygnał prawdopodobnie da złoto i będzie on miał znaczenie dla trendów na najbliższe lata, może nawet dekady.

 

Wybuch wojny początkowo pomógł notowaniom metali szlachetnych, ale już od wiosny – mimo zaostrzenia konfliktu, szybko rosnącej inflacji i zdecydowanych podwyżek stóp procentowych dokonanych przez większość banków centralnych na całym świecie, notowania kruszców spadały i niektóre z nich znalazły się na poziomach niewidzianych od wiosny 2020 r. (odbicia po fali pandemicznej paniki).

Sytuacja zaczęła się zmieniać wczesną jesienią (zanim w górę ruszyły giełdowe indeksy), ale mit metali szlachetnych jako tych, które zyskują najwięcej w sytuacji zaostrzającego się napięcia międzynarodowego i dających oszczędnościom ochronę w okresie wysokiej inflacji został bardzo nadszarpnięty.

• Złoto

Wiele wskazuje na to, że złoto może jednak liczyć na dobre dni w 2023 r. Choć od wiosny złoto taniało, to jednak znacznie wolniej niż spadały giełdowe indeksy, więc w pewien sposób potwierdziło jednak swoją reputację. W dodatku słabość złota (i innych metali) wynikała przede wszystkim z siły dolara, a ta opierała się na rosnących stopach procentowych i kłopotach Europy związanych z zaopatrzeniem w energię przed nachodzącą zimą. W relacji do złotego, złoto co prawda nie utrzymało rekordowej ceny powyżej 9  tys. zł za uncję z marca 2022 r., ale przez cały rok było jednak droższe niż na koniec 2021 r.

W 2022 r. zakupy złota przez banki centralne wzmogły się, szczególnie kupowały go w III kwartale (400 t; poprzedni rekord to 241 t w kwartale) i już wiadomo, ze cały rok będzie pod tym względem rekordowy. Kiedy poprzednio banki centralne kupowały złoto (2018 i 2019 r.) kolejne kwartały przyniosły znaczny wzrost notowań kruszcu (z 1200–1300 dol. do niemal 2 tys. dol. za uncję w 2020 r.).

W ostatnich latach (w pierwszej dekadzie wieku) okres obniżek stóp sprzyjał notowaniu złota (też obniżki z 2019 i 2020 r.). Ale najpierw Fed musiałby przestać podnosić stopy.

Czytelnym sygnałem byłby wzrost notowań złota powyżej bariery 2 tys. dol. za uncję i utrzymanie tego poziomu tym razem dłużej niż przez trzy dni (jak stało się w marcu 2022 r.

• Srebro i platyna 

Zapasy srebra i platyny na amerykańskich giełdach towarowych kurczą się i osiągają pułapy wieloletnich minimów, a to właśnie one pokrywają także krótkie „papierowe” pozycje inwestorów. W przypadku wielkość krótkich pozycji jest o 43 razy większa niż wartość zapasów. Mówiąc inaczej, gdyby inwestorzy zostali wezwani do dostarczenia metali w formie fizycznej w celu rozliczenia kontraktów, mieliby duże problemy z dokonaniem koniecznych zakupów.

Taka perspektywa sprawia, że zarówno platyna, jak i srebro mogą okazać się inwestycyjnym hitem najbliższych miesięcy, zwłaszcza że rynek jest dość płytki, szczególnie w przypadku platyny (jest metalem występującym znacznie rzadziej niż złoto). Stąd od września wzrost notowań sięga 25 proc. dla platyny i 20 proc. dla srebra (do początku grudnia 2022 r.). Przeciwnikami w tej grze są inwestorzy instytucjonalni, w tym banki inwestycyjne, które z pewnością łatwo skóry nie sprzedadzą, a poziom oczekiwanej zmienności może powodować, że zapał mniejszych inwestorów będzie malał.

Warto też pamiętać, że wzrost cen energii ma też wpływ na rosnące koszty wydobycia i przetwarzania rud metali, co jest czynnikiem wspierającym wzrost notowań. 

 

OSZCZĘDZANIE

 

Pisaliśmy przed rokiem

Oszczędności ulokowane w banku żadnej szansy nie mają. Ich siła nabywcza znów spadnie o tempo inflacji, a przecież wskaźnik GUS ma charakter statystyczny i raczej łagodzi rzeczywisty obraz.

 

Zwolennicy trzymania pieniędzy w bankach będą mieć mniej powodów do narzekań. Oprocentowanie lokat nierzadko sięga 8 proc. Oczywiście to wciąż poziom poniżej inflacji, i tej bieżącej i tej oczekiwanej, zwłaszcza że od odsetek trzeba jeszcze zapłacić podatek. Sytuacja jest jednak znacznie lepsza niż przed rokiem, kiedy można było liczyć na 1–2 proc., a ostatecznie inflacja przekroczyła 17 proc. 

Nieco lepsze wyniki, ale za cenę zmienności i ryzyka, mogą wypracować fundusze inwestycyjne wyspecjalizowane w lokowaniu środków w płynność (krótkoterminowe obligacje, bony). Papiery te mają niewielki potencjał do wzrostu ceny, przynajmniej tak długo, jak długo nie ma perspektyw do obniżek stóp procentowych, ale nawet ograniczenie ryzyka dalszego wzrostu stóp, może wspierać notowania krótkoterminowych instrumentów dłużnych. Wiele zależeć będzie jednak od danych o inflacji. Ewentualne przebicie oczekiwań rynkowych, o co może być łatwo w I kwartale, kiedy przestaną działać rządowe tarcze antyinflacyjne, mogą przywrócić obawy o kolejne podwyżki i tym samym stworzyć dogodne warunki do inwestycji w tego rodzaju fundusze.

 

INWESTYCJE ALTERNATYWNE

 

Pisaliśmy przed rokiem

Tak silne wahania podkreślają tylko, że bitcoin nie może stać się w pełni walutą – jego zmienność jest zbyt duża. A fakt, że nowy szczyt został podbity tylko nieznacznie każe z dużą ostrożnością podchodzić do możliwości dalszych zwyżek. Zachowanie kursu świadczy o wyczerpywaniu się rezerw do dalszego wzrostu, choć oczywiście niczego nie można wykluczyć.

 

Jeśli posiadacze metali szlachetnych, którzy kupili je w nadziei na ochronę wartości oszczędności przed skutkami inflacji i starć mocarstw odczuwają pewne rozczarowanie i niedosyt, to inwestorzy, którzy w tym samym celu zainwestowali w kryptowaluty muszą czuć się jak naiwniacy, którzy dali się nabrać na tombak. W listopadzie 2021 r. notowania bitcoina osiągnęły 275 tys. zł, ale rok później było to już równe 200 tys. zł mniej.

Oczywiście wszystko jest kwestią perspektywy. Bitcoin jest wciąż wyceniany na tyle samo, co dwa lata temu i prawie sześć razy więcej niż cztery lata temu. Niewiele inwestycji było w tym czasie równie udanych. A ile będzie wart za rok?

To pytanie do astrologa, ale można zaryzykować tezę, że waluty cyfrowe straciły blask i siłę przyciągania nowych chętnych, co jest podstawowym warunkiem zwyżek. Jak bowiem zaufać „walucie” o tak chwiejnych notowaniach? Kryptowaluty, których ideą był zastąpienie pieniędzy fiducjarnych pieniędzmi o stałej i z góry znanej liczbie „monet” w obiegu, a więc odpornych na wzrost podaży pieniądza, na której obecnie opiera się cała ekonomia, stały się czymś zupełnie innym. Ilustracją były skłonności do podejmowania ryzyka przez najbardziej rzutkich lub najmniej doświadczonych, za to bardzo chciwych, inwestorów. I jeśli z taką rolą je zostawimy, być może czas cyfrowych, niezależnych walut jeszcze powróci, kiedy bessa – ta giełdowa i powiązana z jak recesją w jak najbardziej realną gospodarką – się skończy.

Rekordowe ceny osiągnęły za to butelki wina. Na aukcji w Sotheby’s dwie z nich osiągnęły łączną cenę ponad 1 mln dol. Problem z inwestycjami w alkohole polega na tym, że po pierwsze nie jest to rynek płynny i wyceniane są konkretne butelki (w przypadku wspomnianych wyników aukcji dotyczą butelek z 1945 r., których rozlano zaledwie 600, z winnicy o powierzchni 2 ha), po drugie tak naprawdę nikt nie wie, co znajdzie w środku. Cena płacona jest za etykietę, nie za wino czy jego smak. Eksperci uważają, że wino sprzedawane za 15–30 euro za butelkę niewiele ustępuje walorami smakowymi tej za 500 tys. euro. Po prostu tych z 1945 r. jest znacznie mniej.

Inwestycje w kolekcje – win, dzieł sztuki, starych samochodów – wydają się ściśle powiązane z rosnącą liczbą milionerów na świecie, a ich majątek tworzony jest przez wzrost gospodarczy, giełdowe hossy, mody na startupy, kryptowaluty i wszelkiej innej maści innowacje, które pozwalają sprzedawać za miliony (a czasem miliardy) pomysły, które powinny zadziałać. 

Przy tak postawionej diagnozie 2023 r. może okazać się dobrym czasem na rozpoczęcie tego rodzaju inwestycji, ale może być także dopiero pierwszym z gorszych lat dla kolekcjonerów. Mimo wszystko nawet fataliści, którzy są przekonani o nadchodzącym upadku gospodarki opartej na fiducjarnym pieniądzu i wyczerpujących się surowcach, znajdą pewniejsze sposoby inwestycji „w materialną wartość”. No, chyba że złoto, schrony i nieruchomości już mają, a do pełni poczucia bezpieczeństwa brakuje im już tylko jedynej w swoim rodzaju butelki wina lub dzieł sztuki o muzealnej wartości. 

Jest szansa, że niedawni kryptowalutowi magnaci zechcą w najbliższym czasie upłynnić część swoich materialnych kolekcji w dobrych cenach.

Ponieważ rynek kolekcjonerski rządzi się swoimi prawami i nie jest tak łatwy do zmierzenia jak wartość giełdowych indeksów, większość raportów opisujących jego kondycję publikowana jest z kilkumiesięcznym poślizgiem. Siłą rzeczy, po takim roku jak 2022, te opisujące relacje z 2021 r. mają wartość… cóż, kolekcjonerską. 

----------------------------------------------

7 powodów, dla których warto zainteresować się NewConnect

Firma KMCP Consulting we współpracy z GPW przygotowała raport „NewConnect. 15 lat dynamicznego wzrostu”. Mała giełda, jak nazywany jest NewConnect, mimo swoich zawirowań, jest dla wielu firm ogromną szansą. Także dla inwestorów.

1. Na NewConnect notowane są 382 spółki o łącznej kapitalizacji ponad 15 mld zł. Od początku notowań na NewConnect zadebiutowało 661 przedsiębiorstw, a 75 przeszło ostatecznie na Główny Rynek GPW.

2. W przypadku 59 proc. spółek kapitalizacja od dnia debiutu wzrosła, w tym w przypadku wzrost 25 emitentów przekraczał 100 mln zł. Kapitalizacja 10 proc. notowanych spółek przekraczała 100 mln zł, a łącznie firmy te odpowiadały za ponad połowę kapitalizacji rynku.

3. Większość (84 proc.) emitentów stanowią firmy działające w sektorach innowacyjnych, w tym w ochronie zdrowia, technologiach (m.in. IT) oraz finansach i ubezpieczeniach (m.in. fintech). Najliczniej reprezentowanym sektorem były wyroby i usługi konsumenckie, które obejmują m.in. nowe media i e-commerce.

4. Średnio w pierwszym roku od debiutu giełdowego spółki z NC mają silny wzrost przychodów (15 proc.) i aktywów (16 proc.) po czym następuje stabilizacja wzrostów. Największy wzrost przychodów notowały spółki o kapitalizacji powyżej 25 mln zł, przy czym te o kapitalizacji poniżej 5 mln zł notują najwyższy wzrost aktywów.

5. Spółki notowane na NewConnect prezentowały wyższą wartość bazową przychodów (17 mln zł), zachowując jednocześnie wysokie tempo wzrostu w kolejnych latach oraz dodatnią marżowość EBITDA względem spółek wspieranych przez fundusze venture capital oraz MMŚP nieposiadających wsparcia.

6. NewConnect stanowi naturalne przedłużenie dla finansowania VC, crowdfundingu i spółek bez zewnętrznego wsparcia kapitałowego, wpisując się w ekosystem wspierania dynamicznie rozwijających się przedsiębiorstw.

7. NewConnect jest największym alternatywnym rynkiem regionu Europy Środkowo-Wschodniej, należy do czołówki tego typu giełd pod względem kapitalizacji i liczby notowanych spółek.

----------------------------------------------

Jak dobrze zainwestować

Piotr Dmuchowski, wiceprezes TFI PZU

W 2023 r. polska giełda ma spore szanse na dodatnią stopę zwrotu. Wśród szans dla krajowego rynku akcji dostrzegamy m.in. niedowartościowanie spółek notowanych na GPW. To, w parze z atrakcyjnością wielu walorów i rosnącym przekonaniem, że konflikt w Ukrainie nie rozprzestrzeni się na sąsiednie kraje, ponownie zaczęło przyciągać do Polski (i całego naszego regionu) zagraniczny kapitał. Ostatnio widać też symptomy ożywienia na rynku, w tym zwiększone zainteresowanie polskimi spółkami ze strony zagranicznych inwestorów. Zachowujemy jednak pewną ostrożność do akcji, m.in. dlatego, że słabnący popyt konsumencki i presja kosztowa mogą spowodować nieobserwowane dotąd powszechnie pogorszenie się wyników finansowych spółek.

Realna ochrona przed dwucyfrową inflacją wymaga podjęcia większego ryzyka. A gdy w grę wchodzą firmowe pieniądze, lepiej postawić na mniejszą zmienność. Dobrym wyborem mogą być fundusze obligacji krótkoterminowych, które oferują atrakcyjną na tle lokat rentowność i pozwalają na elastyczny dostęp do środków. W Polsce szczyt inflacji i spowolnienia gospodarczego powinniśmy osiągnąć w I kwartale 2023 r. – jego przekroczenie historycznie stwarzało doskonałe środowisko do inwestowania w obligacje.

Może trochę przewrotnie, ale przedsiębiorcom sugeruję też inwestowanie w zrównoważony rozwój. Wzrost znaczenia tego trendu na całym świecie będzie skutkował tym, że w długim terminie to firmy spełniające kryteria ESG będą pierwszym wyborem dla potencjalnych klientów i kontrahentów. Działające w tym duchu firmy będą też miały łatwiejszy (i tańszy) dostęp do kapitału.

----------------------------------------------

BĘDZIE DOMINOWAĆ NIEPEWNOŚĆ

William De Vijlder, główny ekonomista Grupy BNP Paribas

W 2023 r. wpływ na stan naszych portfeli będą mieć: dezinflacja (konsekwentnie malejący wzrost cen), recesja oraz ceny energii. Niestety należy się spodziewać, że wojna w Ukrainie i niepewność geopolityczna wciąż będą dominować w nagłówkach gazet.

Zaczynając od inflacji, w przypadku strefy euro osiągnie ona swój szczyt dopiero w najbliższych miesiącach. Choć wystąpieniu dezinflacji sprzyjać będą korzystne efekty bazy, to należy pamiętać, że przed nami jeszcze długa droga. Pod koniec 2023 r. inflacja w strefie euro jak i w USA powinna kształtować się jeszcze w okolicach 3 proc., zatem powrót do celu inflacyjnego zajmie nam jeszcze cały 2024 r. Powinniśmy zachować także cierpliwość w oczekiwaniu na spadki stóp procentowych. W strefie euro możemy się ich spodziewać dopiero w drugiej połowie 2024 r., w Stanach Zjednoczonych nieco wcześniej, bo w pierwszej połowie 2024 r.

Aktywność i popyt będą pod wpływem recesji, z którą już prawdopodobnie mamy do czynienia w strefie euro i której należy się spodziewać w USA na wiosnę. Przeciwdziałać jej będzie kilka czynników. Firmy wciąż mierzą się z trudnościami w rekrutacji pracowników, więc mogą być mniej skłonne do zwolnień, przez co wzrost bezrobocia powinien być mniejszy niż normalnie. Oszczędności zgromadzone w okresie pandemii – nieco uszczuplone przez inflację – będą najpewniej wspierać wydatki gospodarstw domowych. W Europie wiele rządów wdrożyło środki, aby pomóc gospodarstwom domowym – a w niektórych wypadkach, również firmom – zmierzyć się z gwałtownym wzrostem cen energii. 

Pomimo tych korzystnych czynników spowolnienie wzrostu gospodarczego i pogorszenie warunków finansowania zaważy na inwestycjach. Już teraz obserwujemy widoczny wpływ na wydatki konsumpcyjne, takie jak dobra trwałego użytku, dobra luksusowe czy rynki kredytowe i kredyty bankowe. Rodzi się zatem pytania: Gdzie okazji mogą upatrywać inwestorzy? Czy istnieje bezpieczna przystań inwestycyjna?

Brak wyraźnego obrazu w perspektywie krótkoterminowej wskazuje, że należałoby dynamicznie alokować aktywa w raczej krótkim horyzoncie czasowym, a także skupić się na tzw. bottom fishing, czyli inwestowaniu w aktywa o atrakcyjnej wycenie i dużym potencjale wzrostu. Bezpiecznym rozwiązaniem będzie także inwestowanie w wysokiej jakości obligacje skarbowe, gdy stopy procentowe banków centralnych znajdą się na maksymalnych poziomach.

W przypadku złota warto pamiętać, że w perspektywie długoterminowej kruszec ten nigdy nie był pewną i stabilną inwestycją. Wzrost stóp realnych obciąża inwestycje w złoto. Euro powinno wzmocnić się nieco do dolara. Obecnie jest niedoszacowane, a im bardziej zbliżamy się do maksymalnego poziomu stopy funduszy federalnych w USA, tym bardziej prawdopodobne, że inwestorzy, którzy korzystali na długotrwałym umacnianiu się dolara, zechcą zrealizować swoje zyski, co najpewniej negatywnie odbije się na wartości amerykańskiej waluty.

Dobrą informacją jest fakt, że prawdopodobnie nie czeka nas kryzys zadłużeniowy. Bilanse sektora prywatnego są w dobrej kondycji zarówno w Europie jak i w USA. Jednak niepewność geopolityczna pozostanie z nami na dłużej, bowiem dalszego rozwoju sytuacji nie sposób przewidzieć.

My Company Polska wydanie 1/2023 (88)

Więcej możesz przeczytać w 1/2023 (88) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ