W co inwestować w 2026 roku
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2026 (124)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
WALUTY
Pisaliśmy przed rokiem
Końcówka roku zdecydowanie należała do dolara, który w relacji do złotego podrożał chwilami nawet do 4,2 zł. Na wykresie wygląda to jednak tylko na ruch powrotny do przebitej rok wcześniej linii wieloletniego trendu wzrostowego.
W 2025 r. dolar miewał dobre momenty, ale w istocie były to tylko przerywniki po okresach silnej presji sprzedażowej. Ostatecznie dolar stracił wobec euro 9 proc., co było efektem oczekiwań na kolejne obniżki stóp w USA, ale też… popularności notowań złota. Królewski kruszec (więcej o nim w dalszej części tekstu) stał się drugim najważniejszym aktywem rezerwowym banków centralnych, a 95 proc. spośród tych, które odpowiedziały na ankietę World Gold Council zapowiedziało zwiększenie jego udziału w rezerwach. Najczęściej kosztem obligacji amerykańskich.
Jednak największym wydarzeniem na rynku walut była wyprzedaż jena, który od marca do końca listopada stracił wobec euro 16 proc. mimo podwyżek stóp procentowych w Japonii. Spadek jena to wyraz obaw inwestorów o rosnące koszty obsługi zadłużenia, w dodatku bagatelizowane przez nowy rząd, który zamierza zwiększyć wydatki na pobudzenie gospodarki.
• Dolar
4,2 zł za dolara faktycznie okazało się szczytowym osiągnięciem „zielonego” odnotowanym jeszcze w końcówce 2024 r. W 2025 r. dolar głównie tracił do złotego i to mimo obniżek stóp procentowych w Polsce, które trwały aż do samego końca roku. Siła złotego jest jednak tylko odbiciem słabości dolara wobec euro (i innych walut, za wyjątkiem jena).
W pierwszej części roku możliwe jest jakieś szarpnięcie kursu w górę, np. w następstwie niekorzystnych dla Polski rozstrzygnięć dotyczących Ukrainy, ale na dłuższą metę wiele przemawia przeciwko trzymaniu w dolarach dużej części oszczędności. Inwestorom może nie podobać się nasz deficyt budżetowy i stagnacja gospodarcza w Europie, ale jeszcze mniej będzie im się podobać wzrost zadłużenia USA i kosztów jego obsługi. Czynnikiem ryzyka jest też zmiana na stanowisku szefa Fed na bardziej uległego administracji Donalda Trumpa. Już teraz długoterminowe obligacje USA tracą (mimo trzech obniżek stóp procentowych w końcówce roku).
Paradoksalnie jednak, jeśli gdzieś naprawdę pojawią się problemy z obsługą zadłużenia, skorzystają na tym amerykańskie obligacje jako najpłynniejszy instrument na świecie, a wraz z nimi także dolar.
• Euro
Po jedenastu miesiącach 2025 r., kurs euro przesunął się o… jeden grosz. Polska gospodarka jest tak silnie zrośnięta z europejską, że posiadanie własnej waluty niewiele zmienia w relacjach kursowych. Para euro/złoty, owszem kołysała się nieco, ale były to raczej powolne wahnięcia dziecięcej kołyski (amplituda wahań w całym roku sięgnęła 2 proc.) niż podróż po sztormowych wodach.
EBC zakończył cykl obniżek stóp, RPP może zejść ze stopami poniżej 4 proc., ale ta para skazana jest na stabilny i nudny związek. Małżeńskie kłopoty mogą się pojawić, jeśli nasilające się obawy o skalę zadłużenia Japonii rozleją się po świecie. Gdyby tak się stało, to euro, jako waluta oferująca większą płynność uzyska przewagę nad złotym. Jeśli jednak inwestorzy jak zwykle zignorują problemy fiskalne, złoty na fali dobrej prasy i napływu KPO ma szanse na umocnienie.
• Frank
Zmienność notowań szwajcarskiej waluty porównywalna była do zmienności euro (ostatecznie i tu skończyło się na zmianie o 1 grosz). Różnica polega na tym, że euro pełzającym ruchem w bok utrzymuje się poniżej linii wieloletniego trendu wzrostowego, a frank na krawędzi linii łączącej ostatnie szczyty. Co oznacza groźbę wybicia w górę. Okoliczności towarzyszące nagłemu wzrostowi notowań franka łatwo sobie wyobrazić.
OBLIGACJE
Pisaliśmy przed rokiem
Obligacje o długim terminie zapadalności mogą zapewnić dwucyfrowy zarobek, jeśli rynek uwierzy w nieuchronność obniżek stóp.
Inwestorzy w Polsce kończą rok w szampańskich nastrojach. Indeks rynku obligacji, TBSP, zyskał od początku roku 8,9 proc., a najlepszym funduszom obligacji rynków wschodzących faktycznie udało się wypracować dwucyfrowe stopy zwrotu. W odwrotnej sytuacji znaleźli się inwestorzy szukający bezpieczeństwa na rynkach rozwiniętych. Minął kolejny rok, Fed i Europejski Bank Centralny obniżały stopy procentowe, a rentowności długoterminowych obligacji ponownie wzrosły.
Rynek obligacji sygnalizuje inwestorom na wszystkich rynkach, że bal na Titanicu zbliża się do końca. Najważniejszym rynkiem stała się Japonia, gdzie rentowność obligacji dziesięcioletnich wzrosła z 1,07 do 1,94 proc. Wydaje się że to wciąż niewiele (w porównaniu z rentownością obligacji innych krajów), ale jest to odpowiednik zmiany rentowności naszych papierów z 5 proc. do 9 proc., co oznacza nie tylko straty inwestorów (rynek japoński zdominowany jest przez inwestorów krajowych), ale też skokowy wzrost kosztów obsługi zadłużenia sięgającego w Japonii 240 proc. PKB. Istnieje ogromna różnica między kosztami odsetkowymi na poziomie 2,4 proc. PKB a 4,8 proc. PKB.
Inwestorzy obserwują więc rozwój sytuacji w napięciu. Tymczasem obligacje Francji zyskały w 11 miesięcy 0,3 p.p. rentowności, Niemiec 0,45 p.p., Hiszpanii 0,2 p.p., mimo że EBC obniżył w tym roku stopy czterokrotnie, a od czerwca 2024 r. o łącznie 200 p.b.
Nieco lepiej wygląda sytuacja w USA, gdzie rentowność obligacji dziesięcioletnich spadła na przestrzeni roku, mimo narastających obaw o zadłużenie USA, czy najdłuższe w historii „zamknięcie” rządu jesienią. To także rynkowy sygnał. W razie pojawienia się większych kłopotów, inwestorzy mogą się ratować zakupami amerykańskich obligacji. Nie dlatego, że podoba im się polityka fiskalna, ale dlatego, że to najpłynniejszy rynek na świecie (dług USA to ponad 38 bln dol.).
• Fundusze dłużne i obligacje skarbowe
Nasz rynek dłużny powoli odłącza się od światowego krwiobiegu. Udział inwestorów zagranicznych w finansowaniu budżetu stopniowo spada, ciężar ten wzięły na siebie krajowe banki (duża część sektora jest kontrolowana przez Skarb Państwa), trwają też napływy środków do funduszy dłużnych, które osiągają wysokie stopy zwrotu. Mało kto zadaje sobie pytanie, w jaki sposób fundusze osiągają 9 proc. zysku przy rentowności spadającej do 5 proc. i poniżej? Dzieje się tak, bo obligacje drożeją, gdy spada ich rentowność, ta zaś jest powiązana w wysokością stóp procentowych. Gdy RPP zakończy obniżki, skończą się ekstra zyski z obligacji. Czy inwestorom wystarczą wtedy „normalne” zyski rzędu 3–4 proc.? Obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa nie dają szans na dodatkowy zysk z wyceny (nie są notowane) i popyt na nie wyraźnie spadał w końcówce 2025 r.
Zyski z funduszy dłużnych mogą być też niższe, jeśli rynek rozpędzi się zbyt mocno w oczekiwaniach dotyczących obniżek lub gdyby pojawiła się inflacja, lub gdyby kłopoty na rynkach rozwiniętych miały się nasilać.
• Obligacje korporacyjne
Od trzech lat wszystkie notowane na Catalyst obligacje są spłacane w całości i terminowo. To najdłuższa taka passa na tym rynku. Prawie wszystkie emisje kończą się nadsubskrypcjami, w wielu przypadkach emitenci powiększają pulę dostępnych papierów pod naporem popytu. Inwestorzy godzą się na coraz niższe oprocentowanie wynikające ze spadku stóp procentowych i kompresji marż doliczanych do WIBOR. Wszystko przez brak atrakcyjnej alternatywy. Nawet niżej oprocentowane obligacje korporacyjne wciąż pozwalają sięgać po 7–9 proc. odsetek w skali roku.
Wydaje się, że nastawienie inwestorów do rynku mogłaby zmienić chyba tylko nie jedna, ale cała seria upadłości, a takiego scenariusza nie należy zakładać, przy optymistycznych prognozach gospodarczych. Obligacje korporacyjne dadzą zapewne lepsze zwroty niż skarbowe, dla których najlepszy okres zbliża się ku końcowi.
GIEŁDA
Pisaliśmy przed rokiem
Wzrost WIG o 5,6 proc. prezentuje się blado na tle indeksów amerykańskich czy DAX, ale inwestorzy nie powinni się do naszego rynku zniechęcać. Po pierwsze – trwa trend wzrostowy zainicjowany przed dwoma laty. W ramach trendu obserwowaliśmy dwie fale zwyżek – pierwsza zakończyła się w lipcu 2023 r. dwumiesięczną korektą, druga trwała do czerwca, a korekta trwała pięć miesięcy i to ona odpowiada za słaby wynik na przestrzeni roku (…).
W pierwszych miesiącach roku warszawska giełda błyszczała na tle innych rynków, ale było to głównie odrabianie opóźnienia wobec hossy, która podbiła większość światowych indeksów rok wcześniej. Kwiecień przyniósł pamiętną wyprzedaż po zapowiedzi wprowadzenia ceł przez Donalda Trumpa i od tego czasu, to inne rynki przejęły pałeczkę lidera. Od kwietniowego dołka Koreański Kospi zyskał ponad 80 proc. (do końca pierwszego tygodnia grudnia), natomiast gwiazdą jesieni stał się indeks giełdy w Buenos Aires, który w samym październiku zyskał prawie 70 proc. (aby zarobić aż tyle, część inwestorów musiała trzymać wcześniej akcje przez dziewięć miesięcy bolesnych spadków, których skala przekroczyła 40 proc.).
Kto nie chciał szukać egzotycznych zysków, mógł postawić na akcje spółek technologicznych. Nasdaq 100 od kwietniowego dołka zyskał 30 proc. lub 22,3 proc., licząc od początku roku. Analogiczne statystyki dla indeksu największych spółek amerykańskich, S&P 500 to 42 proc. i 17 proc., dla niemieckiego DAX 30,2 proc. i 20,9 proc.
Na tym tle wynik naszego WIG (32,7 proc. od kwietniowego dołka i 38,4 proc. od początku roku) plasuje nas pomiędzy rynkami rozwiniętymi i najszybciej rosnącymi giełdami, z tą różnicą, że drugie półrocze przyniosło nam wyhamowanie zwyżek i częste korekty.
• Rynki zagraniczne
Akcje Nvidii wzrosły od początku roku o 38 proc. (i ponad 11-krotnie w trzy lata), Intela podwoiły wartość, AMD podrożały o ponad 80 proc. (akcje AMD w dziewięć lat zanotowały prawie stukrotny wzrost). Jednym zdaniem – boom na półprzewodniki niezbędne dla rozwoju sztucznej inteligencji trwa. Nieco wolniej drożały akcje przyszłych beneficjentów rozwoju AI. O ile akcje Alphabetu (Google) zyskały 65 proc., o tyle już Mety (Facebook) „tylko” 14 proc., Amazona 4,5 proc., a Microsoftu o 16,5 proc. Na fali AI zyskiwały także akcje spółek energetycznych (centra danych potrzebują ogromnych ilości energii), ale pod koniec roku ten trend wyraźnie osłabł.
Analitycy podzielili się na dwa obozy. Część obserwatorów, najczęściej prezentujących własne poglądy, a nie instytucji, która ich zatrudnia, obawia się, że moda na AI przybrała już rozmiary bańki na wzór internetowej hossy z przełomu wieku, a podobieństwa są rzeczywiście widoczne. Także teraz modele AI wdrażane są masowo, natomiast niewiele firm potrafi na tych wdrożeniach zarabiać (z wyjątkiem dostawców sprzętu i oprogramowania). Przypomina to nieco końcówkę lat 90. gdy firmy zwoływały konferencje prasowe tylko po to, by pochwalić się uruchomieniem strony www i możliwością napisania do niej e-maila, a pieniądze zarabiały tylko firmy kładące kable światłowodowe, a i to tylko przez krótki czas. Przeciwnicy teorii o bańce inwestycyjnej przypominają, że to właśnie we wczesnych latach internetu powstawali dzisiejsi giganci, tacy jak Google czy Amazon i kolejnej rewolucji nie wolno przegapić (akcje Amazona zadebiutowały w 1997 r. po 10 centów, tegoroczny szczyt to 250 dol., Google wszedł na giełdę po 2,5 dol., po 21 latach notowania sięgają 320 dol., faktycznie więc nie warto przegapić szansy).
A jak jest naprawdę? Globalna hossa, rozumiana jako fala zwyżek rozdzielona tylko kilkutygodniowymi korektami, trwa już ponad trzy lata. Od zakończenia ostatniej poważnej (prawie 20 proc. dla indeksu S&P 500) fali spadkowej minęło już osiem miesięcy, momentum wyraźnie wyhamowuje, ostatni rekord padł na Wall Street na przełomie października i listopada, po czym indeksy natychmiast się cofnęły.
Akcje w Nowym Jorku są relatywnie drogie, średnio kosztują ponad 30–krotność rocznych zysków (wskazania dla S&P 500), po raz ostatni były droższe prawie pięć lat temu (akurat w trakcie spadków). Co nie znaczy, że nie mogą być droższe. W chwili pisania tekstu inwestorzy liczą na trzecią w 2025 r. obniżkę stóp procentowych w USA w 2025 r. i kontynuację cięć w przyszłym roku. W prognozach ekonomistów dominuje ostrożny optymizm, wzrost amerykańskiego PKB w 2026 r. ma sięgnąć 2–3 proc. w zależności od autora prognozy, a zyski spółek i zarazem wartość indeksów miałaby wzrosnąć o małych kilkanaście procent.
Jeśli coś wygląda niebezpiecznie w tych oczekiwaniach, to jednomyślność. Po trzech latach hossy, czwarty jest możliwy, ale inwestorzy powinni pamiętać o radach Benjamina Grahama i o „przycinaniu żywopłotu”. Mówiąc inaczej, udział akcji w portfelu nie powinien rosnąć wraz z cenami akcji, a jeśli tak się stało, warto wycofać część środków i dbać o właściwą równowagę portfela.
Roczna statystyka niemieckiej giełdy wygląda nieźle, ale od maja indeks DAX właściwie stoi w miejscu. Stabilizacja paryskiego CAC 40 trwa od marca i to 2024 r., londyński FTSE ostatni rekord zanotował w sierpniu… 2021 r. i nie wygrzebał się jeszcze z bessy, o której na innych rynkach zapomniano już trzy lata temu. Nic więc dziwnego, że nastroje inwestorów, ale też i konsumentów, na Starym Kontynencie są wisielcze. Wysoka dynamika nigdy nie była cechą unijnej gospodarki, ale teraz gdy w walce na technologie przyspiesza cały świat, Europejczycy mogą mieć wrażenie, że ich gospodarki się cofają. W przyszłym roku dynamika unijnego PKB ma sięgać 1,2–1,4 proc. i przyspieszyć do 1,5 proc. w 2027 r. Europejski Bank Centralny nie zamierza obniżać już stóp procentowych, impulsu ze strony polityki monetarnej raczej nie będzie.
Mimo niebudzących entuzjazmu prognoz, giełdy nie są skazane na spadki. Wskaźniki wyprzedzające dla sektora usług (PMI) Starego Kontynentu wciąż wskazują na przyspieszenie wzrostu, a przemysł, choć nadal się kurczy, to osiąga wartości wskazujące na możliwość wyjścia ze spowolnienia. Produkcja europejska wciąż jest synonimem jakości w świecie, a zwrot w kierunku samowystarczalności jest też zwrotem w kierunku zwiększenia inwestycji. W 2026 r. ruszy niemiecki program inwestycyjny, a wydatki zbrojeniowe, o ile zlecenia otrzymają europejskie firmy, mogą rozruszać unijną gospodarkę.
• GPW
Hossa niby trwa w najlepsze, ale roczne statystyki wyglądają lepiej niż rzeczywistość. Od początku sierpnia do pierwszych dni grudnia WIG zyskał raptem 0,8 proc. Inwestorzy, którzy przynieśli na warszawski parkiet swoje pieniądze już po tym, jak WIG wzrósł o 20,6 proc. w I kwartale i 9,1 proc. w kolejnym, mogą czuć się rozczarowani.
Szyki bykom popsuł rząd. Zapowiedź nałożenia na banki wyższego podatku dochodowego pojawiła się w sierpniu i właściwie z miejsca zatrzymała hossę. Sektor bankowy ma silny wpływ na główne indeksy (WIG, WIG20 i mWIG40), skutek tych zapowiedzi był widoczny od razu. Również zapowiedzi uwolnienia i jednoczesnego obniżenia taryf na energię elektryczną odbiły się na notowaniach państwowych koncernów, a w tym samym czasie giganci detaliczni (Dino, CCC) zawodzili oczekiwania inwestorów, zaś najwięksi akcjonariusze Allegro sprzedawali akcje. Wszystkie te wydarzenia wywierały wpływ na zachowanie indeksu dużych spółek, ten zaś oddziaływał na postrzeganie całego rynku.
Niemniej, warto pamiętać, że w drugim półroczu niewiele działo się na wszystkich giełdach europejskich. Można też uznać, że większość negatywnych zdarzeń jest już uwzględniona w wycenach, a 2026 r. w gospodarce zapowiada się całkiem nieźle. Wzrost PKB szacowany przez analityków ma sięgnąć ok. 3,5 proc. (okresowo możliwe jest przekroczenie 4 proc.), ma być wspierany inwestycjami finansowanymi z Krajowego Programu Odbudowy i wydatkami konsumentów. Inflacja jest już relatywnie niska, a dotychczasowe obniżki stóp procentowych dopiero zaczynają rzutować na rynek mieszkaniowy. Do tego wynagrodzenia rosną (7–8 proc.) w tempie przewyższającym inflację (2,4 proc.), przy czym liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wzrosła w ciągu roku o 100 tys., do 875 tys. (o prawie 13 proc.). Bezrobocie wciąż jest jednak relatywnie niskie (5,7 proc.).
Czynnikiem wpływającym na ceny akcji na GPW w dalszym ciągu będą napływy do Pracowniczych Programów Kapitałowych (PPK). Do programu przystąpiło już ponad 4 mln zatrudnionych, a w funduszach na koniec listopada znalazło się już 43,4 mld zł, to o 46 proc. więcej niż rok temu. Uczestniczący w PPK od 2019 r. liczą zyski sięgające 140–200 proc. i są chodzącą reklamą programu. Do tego, po trzech latach hossy, pojawiły się też napływy do funduszy akcji polskich. To jeszcze nie jest euforia, ale już sygnał wzrostu zainteresowania akcjami wśród indywidualnych inwestorów.
Akcje – na całym świecie, w tym w Polsce – mogą też korzystać na erozji zaufania do rynku długu, którego wzrost przyspiesza, głównie za sprawą wydatków rządowych, a poszczególnym krajom coraz trudniej udźwignąć koszt samych odsetek od zadłużenia, nie wspominając o jego spłacie. Akcje mogą zostać uznane za aktywa chroniące przed przyszłymi turbulencjami.
NIERUCHOMOŚCI
Pisaliśmy przed rokiem
Finanse deweloperów są zdrowe, przynajmniej jeśli chodzi o firmy notowane na GPW. Nie należy się spodziewać wyprzedaży lokali dla utrzymania płynności. Deweloperzy mają do dyspozycji linie kredytowe (a banki nadmiar środków) i obligacje (fundusze dłużne też opływają w gotówkę) i w ten sposób zadbają o płynność.
Liczba mieszkań na wynajem dostępnych w serwisie otodom wzrosła o 11 proc. w skali roku (dane na październik 2025 r.), zaś wysokość stawek ustabilizowała się (wzrosła w miastach średniej wielkości, spadła w największych). Niekoniecznie jest to zła wiadomość dla myślących o zakupie mieszkań na wynajem.
Równolegle bowiem ceny transakcyjne mieszkań nieco (2–4 proc.) spadły szczególnie na rynku wtórnym, co może trochę podnieść rentowność najmu. Na spadek cen na rynku wtórnym miała wpłynąć ostrzejsza konkurencja deweloperów, którzy chętniej niż zwykle godzili się na promocyjne warunki sprzedaży, co pociągało za sobą spadki cen mieszkań używanych.
W przyszły rok strona podażowa wchodzi z nowymi nadziejami. Podaż mieszkań na rynku wtórnym w największych miastach wyraźnie spada (za Adradar), a deweloperzy zmniejszyli liczbę rozpoczynanych budów i składanych wniosków o wydanie pozwoleń na budowę (GUS). Skurczenie podaży przy jednoczesnym spadku stóp procentowych (od marca do grudnia stawka WIBOR 6M spadła o 1,8 p.p., co daje 150 zł oszczędności miesięcznie na każde pożyczone od banku 100 tys. zł), może okazać się impulsem pobudzającym popyt. Przy czym obecne statystyki kredytowe są mylące. Liczba umów o kredyt hipoteczny wzrosła w III kwartale o ponad 41 proc. r/r, ale prawdopodobnie nie zawarli ich kupujący mieszkania lecz posiadacze kredytów o stałym oprocentowaniu, którzy po spadku stóp procentowych zdecydowali się na refinansowanie. Łączna liczba „żyjących” kredytów hipotecznych spadła bowiem w tym czasie o 4,6 proc. (dane z raportu AMRON–Sarfin).
Od 2021 r. liczba żyjących umów kredytowych spadła o 385 tys. – to wpływ demografii. Polska szybko się starzeje, spada liczba zawieranych małżeństw, więcej ludzi umiera niż się rodzi – to czynniki, które obniżają długoterminowy popyt na mieszkania. Niekoniecznie musi to wpływać na spadek cen mieszkań, nadal są one dobrym zabezpieczeniem przed inflacją (ceny budowy mieszkań zawierają w sobie ceny energii, materiałów budowlanych oraz koszty pracy), ale okres dynamicznego wzrostu cen mamy za sobą, przynajmniej do czasu, aż nie przyciągniemy większej liczby imigrantów.
METALE SZLACHETNE
Pisaliśmy przed rokiem
(…) srebro ma spore zaległości względem złota i przede wszystkim jego notowania są bardziej „rynkowe”, z uwagi na brak udziału banków centralnych po liczącej się stronie popytowej. Natomiast poza inwestorami srebrem interesują się producenci elektroniki z panelami fotowoltaicznymi i samochodami elektrycznymi na czele. Nawet przestawienie gospodarek na zbrojeniowe tory także oznaczałoby wzrost popytu na srebro (dziś broń to w dużej mierze elektronika), a rządy nie liczą się z kosztami, gdy chodzi o zbrojenia.
• Złoto
Od początku 2025 r. do 11 grudnia notowania złota wzrosły o 63 proc., przy czym pierwsza fala zwyżek trwała od początku roku do połowy kwietnia, a po niej nastąpił czteromiesięczny okres stabilizacji. Po wakacjach złoto ponownie dynamicznie drożało przez kolejne dwa miesiące i końcówka roku znów należy do królewskiego metalu.
Przyczyny zwyżek są takie same jak we wcześniejszych latach i we wcześniejszych cyklach, w których złoto jaśniało najmocniej (czyli w latach 70. ubiegłego wieku i w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia) – ograniczone zaufanie do polityków i systemu fiducjarnego. Zadłużenie rządowe stale rośnie i tylko niewielka liczba krajów wydaje się zdeterminowana do tego, by je ograniczać. System międzynarodowych sojuszy, uważany dotąd za trwały, przechodzi gwałtowną przemianę i słusznie czy nie, inwestorzy tracą wiarę w dolara. Banki centralne stale zwiększają udział złota w rezerwach walutowych (udział ten może rosnąć nawet bez zakupów, wystarczy, że rosną notowania złota).
Inwestorzy, którzy spóźnili się na hossę powinni jednak zachować daleko idącą ostrożność. Złoto jest dziś czterokrotnie droższe niż dekadę temu, przez ostatnie dwa lata zanotowało tylko jeden miesiąc wyraźnego (3,5 proc.) spadku notowań. Warto też pamiętać, że banki centralne nie są dobrymi inwestorami (nie inwestują dla zysków). W przeszłości sprzedawały złoto w dołku i kupowały obligacje na szczytach, po absurdalnie wysokich cenach. Zakupy banków centralnych nie są więc wskaźnikiem prognostycznym, raczej antywskaźnikiem.
Inwestorzy, którzy zgromadzili duże zapasy złota powinni pamiętać, aby nie przesadzać z jego udziałem w aktywach. Każda, nawet największa hossa musi się kiedyś skończyć, a korekty są w takich wypadkach i nagłe, i bolesne.
• Srebro, platyna i pallad
Choć trudno w to uwierzyć, srebro drożało w tym roku jeszcze szybciej niż złoto. I to dwukrotnie szybciej. Od początku roku notowania tego metalu wzrosły o 120 proc., przebijając wreszcie 14-letni szczyt notowań. Zachowanie tego rynku stało się nieprzewidywalne, pod koniec roku rynek wszedł w fazę euforycznych zwyżek. W 2026 r. inwestorzy powinni szykować się na jazdę kolejką górską z prawdziwego zdarzenia, wydarzenia potoczą się błyskawicznie.
Warto pamiętać, że nie jest to pierwszy raz w historii, gdy srebro gwałtownie drożeje. Tak samo wyglądało to w 1979 r. i w 2010 r. Po gwałtownym, utrzymującym się kilka miesięcy, wzroście przyszedł równie gwałtowny krach, który nie był jednak okazją do zakupów. Karnawał na tym rynku trwa miesiące, kac całymi dekadami. Zarówno szczyt jak i załamanie trendu są jeszcze daleko przed nami, srebro może nawet podwoić wartość, ale mimo takich perspektyw, kupujący powinni zachować zimną krew i ekstremalną ostrożność.
Platyna i pallad najpóźniej dołączyły do metalowej hossy, bo dopiero w czerwcu 2025 r. W tym czasie pallad podrożał „zaledwie” o 50 proc., a platyna o 70 proc. Są to rynki o znacznie niższej płynności niż srebra, o złocie nie wspominając. Potencjalne załamanie trendów przyjdzie na nie w tym samym momencie, co na tamtych dwóch rynkach, jednak będzie miało jeszcze gwałtowniejszy przebieg.
INWESTYCJE ALTERNATYWNE
Pisaliśmy przed rokiem
Nie chodzi tylko o siedem miesięcy w trakcie 2024 r., ale o barierę 70 tys. dol., z którą notowania BTC nie mogły sobie poradzić od 2021 r. W razie wystąpienia korekty (a spadek jedną trzecią to dla kryptowalut zaledwie wahnięcie) pułap ten będzie silną barierą.
Ostatecznie bitcoin rzeczywiście zanotował przeszło 30 proc. korektę, tyle, że nie z pułapu 100 tys. dol., lecz 125 tys. dol. i sprowadził notowania do 80,5 tys. dol. Spadek rozegrał się błyskawicznie, na przestrzeni siedmiu tygodni października i listopada, co powinno dawać do myślenia. Przygotowania do niego (dystrybucja) trwały dwukrotnie dłużej.
Notowania bitcoina i innych kryptowalut przestały być miarą zaufania inwestorów do systemu fiducjarnego, a stały się wskaźnikiem nastrojów. Bitcoin drożeje, gdy inwestorzy są przychylnie nastawieni do ryzykownych inwestycji, a tanieje, gdy boją się, że przesadzili.
Co dalej? Wygląda na to, że BTC ma szansę raz jeszcze zmierzyć się z barierą 100 tys. dol. na fali hossy metali szlachetnych, gdy inwestorzy przypomną sobie fundamentalne założenia powstania cyfrowej waluty. Siłą bitcoina i innych kryptowalut będzie słabość rynków obligacji.
Jeśli nawet okaże się, że z braku alternatywy, inwestorzy na świecie będą jednak tolerować dalszy wzrost zadłużenia rządów, kryptowaluty i metale szlachetne będą zyskiwały, czekając na moment przesilenia, czyli dzień, w którym jeden z krajów rozwiniętych przyzna, że nie stać go na obsługę odsetek od zadłużenia. Zanim do tego dojdzie, banki centralne ponownie zaczną kupować obligacje. Grudniowa decyzja Fed o zakupach bonów skarbowych USA pasuje do tej układanki i wsparła notowania kryptowalut i metali szlachetnych. Ciąg dalszy nastąpi.
- - -
Inwestycja w zaufanie
Autor komentarza: Michał Stawecki, dyrektor marketingu Apart
Złoto, od wieków symbol bezpieczeństwa, ponownie staje się naturalnym wyborem. Nie dlatego, że nie ulega wahaniom, ale dlatego, że w długim horyzoncie zachowuje to, co w finansach najcenniejsze: zaufanie. Analitycy wskazują, że otoczenie 2026 r. – wysoka niepewność geopolityczna, rosnące zadłużenie państw i duże zakupy banków centralnych – może sprzyjać dalszym wzrostom wyceny kruszcu.
W Mennicy Apart obserwujemy, że decyzja o zakupie złota coraz rzadziej jest wyłącznie inwestycją. To przemyślany krok w stronę ochrony dorobku i budowania poczucia bezpieczeństwa. Co więcej, klienci szukają dziś nie tylko kruszcu, lecz także wiedzy. Chcą świadomie włączyć złoto do szerzej zaplanowanego portfela. Naszą rolą jest towarzyszyć im w tym procesie i wspierać w podejmowaniu decyzji odpowiedzialnych, ukierunkowanych na długoterminowe cele. Z perspektywy inwestora złoto pozostaje tym, czym zawsze było – stabilnym fundamentem portfela, wolnym od ryzyka kredytowego i politycznego. A fundamenty, jak wiemy, ujawniają swoją prawdziwą wartość przede wszystkim w wymagających czasach. Dlatego nawet dziś, przy wysokiej cenie, inwestycja w złoto pozostaje decyzją rozsądną, bezpieczną i dalekowzroczną.
- - -
Złoto zawsze pewne
Autorka komentarza: Aneta Mazurek, członek zarządu Mennica Mazovia Sp. z o.o.
Historia rynku metali szlachetnych pokazuje, że nawet najsilniejsze trendy wzrostowe nie rozwijają się liniowo. W latach 2001–2011 cena złota wzrosła siedmiokrotnie, jednak także w tamtym okresie pojawiały się dłuższe fazy konsolidacji i korekt, które potrafiły trwać ponad rok. Ówczesny szczyt z 2011 r., osiągnięty w okolicach 1,9 tys. dol. za uncję, przez wiele lat pozostawał kluczowym punktem odniesienia dla inwestorów. W październiku złoto przekroczyło barierę 4 tys. dol. za uncję, ustanawiając nowy historyczny rekord i potwierdzając, że długoterminowy trend wzrostowy pozostaje nienaruszony. Obecne spowolnienie dynamiki wzrostów należy więc postrzegać raczej jako naturalne „złapanie oddechu” rynku niż sygnał zmiany kierunku. Warto też spojrzeć szerzej na cały segment metali szlachetnych.
Szczególną uwagę przyciąga dziś srebro, które coraz wyraźniej łączy funkcję metalu inwestycyjnego z rolą surowca strategicznego. Jego szerokie zastosowanie w przemyśle obronnym, energetyce, elektromobilności oraz nowych technologiach sprawia, że bywa określane mianem metalu o znaczeniu geopolitycznym. Jednocześnie należy pamiętać, że srebro charakteryzuje się znacznie większą zmiennością niż złoto. To właśnie dlatego, złoto niezmiennie pozostaje najbardziej stabilnym i przewidywalnym filarem ochrony kapitału.
Więcej możesz przeczytać w 1/2026 (124) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.