Pułapki Pandemii. Felieton Igora Zalewskiego
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2020 (57)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Kiedy w marcu rozpoczynaliśmy izolację, wiele osób – w tym ja – myślała sobie pewnie, że tego właśnie potrzebuje. Mniej pracy, więcej czasu z rodziną, więcej czasu na lekturę. Ja właśnie rozpoczynałem grube dzieło Stephena E. Ambrose’a „W poszukiwaniu granic Ameryki. Wyprawa Lewisa i Clarka”. Ambrose słynie jako autor „Kompanii braci”, na podstawie której nakręcono hitowy serial. Ponieważ Anglosasi potrafią pisać jak nikt, a wyprawy odkrywcze to jeden z moich ulubionych tematów, po prostu ciekła mi ślinka. Wiedziałem, że izolacja zamieni się w wielką przygodę czytelniczą.
Cóż, pomyliłem się. Dawno nie ugrzęzłem w tak nudnej i drobiazgowej bez potrzeby książce. Lewis i Clark byli pierwszymi białymi, który przebyli Amerykę i dotarli drogą lądową nad Pacyfik. Po drodze spotkali wiele plemion indiańskich, w tym wojowniczych Dakotów i tajemniczych Szoszonów. W wyprawie towarzyszyła im brzemienna Szoszonka Sacagawea, która po drodze urodziła. Wydawałoby się, że trudno o bardziej pasjonujący temat, który został zresztą uwieczniony na wielu amerykańskich obrazach. Tymczasem Ambrose’owi udało się jakimś cudem wyssać z historii wszystko co ekscytujące. Świetnie natomiast oddał mozolność wędrówki i nudę dni upływających podczas zimowych postojów. W efekcie, zamiast zatapiać się w lekturze, coraz chętniej sięgałem po smartfon i podróżowałem do kresów internetu. A tej podróży akurat chciałem uniknąć.
Wycieńczony, sięgnąłem w końcu po inne dzieło. No – pomyślałem sobie, biorąc do rąk książkę Jennifer Wright „Co nas nie zabije. Największe plagi w historii ludzkości” – to rzecz akurat na naszą pandemię. Idealnie!
Znów się pomyliłem. Autorka chyba pisała dla nastolatków i dlatego starała się być strasznie fajna, co wyszło jej tragicznie. Może są ludzie, którzy lubią, jak w książce znajdują się wtręty w rodzaju „Chętnie przybiłabym mu piątkę” albo żarciki o gwiazdach Instagrama. Dla mnie ten infantylizm był jednak nie do zniesienia. Najgorsze było jednak poczucie wyższości autorki wobec ludzi, którzy w zamierzchłej przeszłości nie wiedzieli, jak bronić się przed dżumą czy cholerą. W związku z czym robili różne, przyznajmy dość groteskowe z naszego punktu widzenia rzeczy. Dla pani Wright był to doskonały powód do kpin z tych nieszczęśników, z ich ignorancji i ciemnoty. Zabawne było natomiast to, że czytałem to w czasie, gdy świat spierał się o to, czy jest sens chodzić w maseczkach, a w Hiszpanii odkażano plaże wybielaczem. A przecież jesteśmy tacy mądrzy, nie to co te ciemniaki z przeszłości.
Książkę pani Wright odłożyłem nieskończoną, co rzadko mi się zdarza i polecam ją jedynie wyjątkowo głupawym nastolatkom, którzy z pogardą myślą o świecie, w którym nie istniał Tik Tok. To książka z gatunku tych, które kokietują rzekomym humorem, a są po prostu żenujące.
Tak oto zmarnowałem wyjątkowy czas, jakim była izolacja czasów zarazy. Miałem czytać, rozwijać się, a siedziałem w internecie i oglądałem seriale na Netfliksie. Dopiero pod koniec kwietnia zacząłem czytać „Ciało. Instrukcja dla użytkownika” Billa Brysona. I jak prawie wszystkie książki tego autora okazała się wybitna. Nie ma drugiego człowieka na świecie, który tak dowcipnie potrafi dzielić się tak wielką wiedzą. Jest tak dobra, że zastanawiam się, czy nie przerwać lektury i z resztą nie poczekać do jesieni. „Jak znów pandemia będzie, Bożenko”.
Więcej możesz przeczytać w 6/2020 (57) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.