Operacja na sztucznej inteligencji

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2025 (114)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jednym z pierwszych klientów VitVio jest The Royal Orthopaedic Hospital (ROH) – brytyjska instytucja specjalizująca się w opiece ortopedycznej, uznawana za jeden z najlepszych szpitali na świecie. Przed Polakami – Maksem Kozarzewskim i Aleksem Pajewskim, co-founderami VitVio i ich drużyną nie lada wyzwanie, bo opieka zdrowotna na wyspach mierzy się z wcale nie mniejszymi wyzwaniami niż ta w naszym kraju. Lista oczekujących na zabieg medyczny w NHS England w kwietniu 2024 r. osiągnęła 7,6 mln przypadków. Spośród nich ponad 302,5 tys. pacjentów czekało dłużej niż 52 tygodnie, ok. 50,4 tys. ponad 65 tygodni, a blisko 5 tys. ponad 78 tygodni. VitVio zamierza skrócić kolejki do zabiegów. Nie ma magicznej różdżki, lecz wielofunkcyjną platformę, która pomoże zapanować personelowi medycznemu nad chaosem.
Jak na studiach? Pracowicie
Historia zaczyna się typowo: Maks i Aleks pochodzą z Warszawy i zaprzyjaźnili się w liceum Kochanowskiego. Maks przez lata myślał, że zostanie architektem, ale w pewnym momencie się wyłamał i zdecydował na nieoczekiwany zwrot: inżynieria mechaniczna. Na studiowanie obaj przyjaciele wybrali Wielką Brytanię – jak mówią – „żeby było trochę ciekawiej”. Zresztą, dużo osób z ich klasy wyjeżdżało na studia do Wielkiej Brytanii. – Mama jest malarką, siostra graficzką, a tata się zajmuje konserwacją zabytków. Nie wiedziałem, z czym się właściwie wiąże inżynieria. Po prostu w porównaniu z całą moją rodziną jestem „bardzo techniczny”, więc uznałem, że ten kierunek będzie w sam raz. Potem, gdy studiowałem inżynierię w Edynburgu, zdałem sobie sprawę, że może jest we mnie coś z artystycznej duszy, ale kreatywnie musiałem spełniać się na inne sposoby niż te znane mi z domu. Próbowałem łączyć czasem coś artystycznego z inżynierią, bo najciekawsze rzeczy dzieją się gdzieś na styku różnych kierunków – opowiada Maks.
Edynburg sprzyja studentom i daje wiele możliwości do testowania swoich zainteresowań. Dzięki temu Maks zaangażował się w projekt, w którym budowano prototyp hyperloopa. Temat powrócił jak bumerang, bo jeszcze w liceum obaj przyjaciele snuli marzenia, jak pięknie byłoby pracować nad tą technologią.
– Przyszedłem na wydarzenie otwierające rok dla zespołu HYPED i tam spotkałem Adama Anyszewskiego, który był wtedy szefem tego projektu. Od razu dołączyłem do zespołu. Przeszedłem wszystkie szczeble od inżyniera przez dyrektora finansowego do zarządzania całym 120-osobowym zespołem. Wysłaliśmy nasz prototyp do Los Angeles i testowaliśmy w SpaceX. Udało nam się nawet poznać Elona Muska. Ten projekt pokazał mi, z czym się wiąże prowadzenie organizacji i jak wiele satysfakcji przynosi. Założenie firmy było już tylko kwestią czasu – wspomina Maks.
Z kolei Aleks był bardziej zainteresowany ekonomią i polityką. W liceum został laureatem olimpiady ekonomicznej, co utorowało mu drogę do prestiżowej londyńskiej uczelni, gdzie postanowił studiować statystykę i matematykę. Przedtem jednak zafundował sobie gap year. – Pracowałem wówczas jako asystent i opiekun profesora Zbigniewa Pełczyńskiego. Profesor był powstańcem warszawskim, uczył Billa Clintona na Oksfordzie i w latach PRL razem z George’em Sorosem stworzył dla Polaków stypendia na Uniwersytecie Oksfordzkim. Kiedy poznałem profesora, miał 95 lat. Dowiedziałem się od niego bardzo dużo o historii, polityce i o tym, jak wygląda życie. Przekonałem się, że bycie opiekunem osoby starszej uczy dużo więcej niż niejedne zajęcia na uniwersytecie. Więc na pewno było to bardzo kształtujące doświadczenie. A potem, w 2018 r., byłem w Chinach, gdzie odbywałem przez trzy miesiące staż w polskiej ambasadzie w Pekinie. To też fantastyczny czas – wspomina Aleks.
Po tych przygodach Aleks rozpoczął naukę na London School of Economics i rozbudował konkurs startupowy na polskiej konferencji LSE Polish Economic Forum – jednej z większych studenckich konferencji biznesowych w Europie. – Pod koniec studiów dołączyłem do AiFi. Ta amerykańska firma jest globalnym liderem w technologii sklepów autonomicznych. Ich znanym projektem są m.in. Żabki Nano. W momencie, w którym dołączyłem, mieliśmy jedno laboratorium z Żabką w Poznaniu, ale w trzy lata wyskalowaliśmy się do ponad 120 sklepów na całym świecie. Zespół urósł do ponad 120 osób, więc bycie częścią tego projektu na wczesnym etapie było naprawdę kształtujące. Tam też poznałem Thomasa, jednego z co-founderów VitVio. Współpracując z Thomasem, miałem przeczucie, że w przyszłości będziemy pracować nad naszym startupem – mówi Aleks.
Morze wyzwań na swoim
Pomysł na własny biznes powstał, kiedy Maks i Aleks żeglowali ze znajomymi wokół wyspy Skye na północy Szkocji. Pewnego wieczoru zatrzymali się w pięknej zatoce i o zachodzie słońca przy destylarni whisky postanowili, że stworzą startup. Wiedzieli, że chcą robić biznes, który ma wpływ na społeczeństwo. – Nie chcieliśmy spędzać kilkunastu godzin dziennie na robieniu czegoś, co nie polepsza życia ludzi. Na początku mieliśmy trochę inny pomysł na sektor medyczny, ale szybko zmieniliśmy koncepcję na obecną. Doświadczenie z budowania sklepów autonomicznych przełożyliśmy na tworzenie technologii dla szpitali. Ta technologia jest w pewnym sensie podobna, bo też mamy algorytmy, które w przestrzeni 3D rozpoznają przedmioty, czynności, ludzi i na podstawie tego potrafią w czasie rzeczywistym tworzyć różne wskazówki, jak usprawnić operacje – tłumaczy Aleks.
Skąd się wziął akurat ten pomysł? – Rozmawialiśmy z dyrektorem finansowym sporego szpitala na Florydzie o problemach, jakich doświadczają na co dzień pracownicy tej placówki. Powiedział, że połowa jego budżetu trafia do sal operacyjnych i on nie ma pojęcia, co dzieje się z tymi pieniędzmi. Nie ma wglądu w to, czy te pieniądze są dobrze wykorzystywane. Właśnie wtedy zaczęliśmy myśleć o tym, że technologia podobna do tej, którą część naszego zespołu opracowała wcześniej pod kątem sklepów autonomicznych, nadawałaby się idealnie do sal operacyjnych. Od tamtego momentu zaczęliśmy rozmawiać z chirurgami, pielęgniarkami, pielęgniarzami, koordynatorami bloków i dyrektorami szpitali, próbując dowiedzieć się, co pomogłoby im w pracy – wyjaśnia Maks.
Okazało się, że wszystkich trapi z grubsza to samo: brak efektywności na salach operacyjnych.
Technologia ma kolosalną przyszłość
Platforma powstała w półtora roku, ale prace nad jej rozwijaniem będą trwały jeszcze długo, ponieważ zespół VitVio chce rozwiązać też inne problemy szpitali, nad którymi – jak mówią założyciele startupu – można pracować przez dekadę. Poza tym istnieje wiele innych branż, w których ta technologia może mieć swoje zastosowanie. Maks i Aleks milczą na temat szczegółów, ale nie ukrywają, że mają już sporo pomysłów.
Jak się można domyślać, nie jest łatwo budować od podstaw tak przełomowe rozwiązanie. Na szczęście wcześniejsze doświadczenia founderów pomagają uniknąć wielu pułapek i błędów, które pojawiły się w przeszłości. Ale to, że technologia VitVio ma ogromny potencjał, potwierdza wydany ostatnio przez rząd amerykański raport, w którym przedstawiono kilka zastosowań AI mogących mieć największy wpływ na polepszenie systemu zdrowotnego w Ameryce. Jednym z pomysłów, które przedstawia ten dokument, jest dokładnie to, co proponuje VitVio.
Startup musiał wziąć pod uwagę wiele obwarowań, ponieważ pacjenci chcą, żeby ich dane były chronione, co rzecz jasna, mają zapewnione. Podobnie, jak zanonimizowane nagrania z sali operacyjnej. Wszystko dzieje się z poszanowaniem prywatności pacjentów i pracowników szpitali.
Produkt nie ma na celu kontrolowania personelu. – Nasz projekt umarłby pierwszego dnia, gdybyśmy mieli takie intencje. Naszym celem jest odciążenie pielęgniarek czy techników w salach operacyjnych, gdzie duża część pracy to manualne wstukiwanie danych do komputera. Tego nie lubi nikt. Dzięki VitVio dzieje się to automatycznie za pomocą sztucznej inteligencji i wizji komputerowej. Personel w tym czasie może skoncentrować się na pacjencie i zaoszczędzić sporo czasu – zapewnia Maks.
– Dla nas bardzo ważne jest budowanie intuicyjnych produktów, interfejsów, dlatego że ludzie w szpitalach mają ogrom informacji. Systemy, z których korzystają, są stare i nieintuicyjne. Nauczenie się korzystania z platformy nie powinno być skomplikowanym zadaniem– dodaje Aleks.
Trudna sztuka prezentacji
Najpierw projekt był finansowany z własnych kieszeni. – Thomas, nasz wspólnik, na firmę wyłożył praktycznie całe swoje oszczędności. Z kolei Aleks i ja byliśmy pierwszymi, którzy na projekt przeznaczyli cały swój czas. Niedługo potem dołączyły kolejne osoby, w tym Peter, nasz czwarty współzałożyciel, a także inżynierowie, którzy tak naprawdę budują mózg całego produktu. Dopiero w momencie, w którym już wiedzieliśmy, że ten pomysł ma ręce i nogi – bo widzieliśmy potencjalnych pierwszych klientów – zdecydowaliśmy, że będziemy zbierać zewnętrzne finansowanie. Planujemy niedługo kolejne rundy, żeby móc przyspieszyć rozwój – zdradza Maks.
Czy trudno było przekonać inwestorów? – Mieliśmy sami jakieś kontakty, a Peter i Thomas też znali trochę osób. Nie było wcale łatwo zbudować tę sieć. A tak naprawdę przecież chodzi o to, kogo się zna i kto jest w stanie cię przedstawić inwestorowi – przyznaje Maks.
Finansowanie, szczególnie ze Stanów, wiąże się zazwyczaj z wyższą wyceną. – Żeby pozyskać finansowanie od zagranicznych funduszy, trzeba od początku myśleć globalnie. Od ludzi z Europy Zachodniej i USA słyszę, że jeśli chodzi o rynek technologiczny Polska jest perełką Europy. Mamy świetnie wykształconych inżynierów. Uniwersytet Warszawski jest w czołówce, jeśli chodzi o matematykę i informatykę, co daje nam bardzo dużą przewagę. Rozmawialiśmy z szefem funduszu, który w nas zainwestował – Bek Ventures – i powiedział, że w pierwszych trzech funduszach, w których wyłożył pieniądze – a inwestował tylko w Europie Środkowo-Wschodniej – na kilkadziesiąt firm z portfela, zainwestował tylko w dwie firmy z Polski. Teraz ma nowy fundusz z czterema spółkami na pokładzie i trzy z nich są polskie. Zapytał nas, dlaczego nagle pojawia się tak dużo dobrych firm w Polsce. Nie wiem, jaka jest odpowiedź na to pytanie, ale myślę, że poziom startupów w naszym kraju robi się coraz lepszy – mówi Maks.
– Wiele VCs, z którymi rozmawialiśmy, mówiło nam, że inwestują tylko w spółki, które mają szanse zostać jednorożcami – dodaje Aleks. To jest po prostu założenie funduszy VC. Dlatego, kiedy prezentujesz pomysły tylko na polską skalę, bez mocnej wizji, jak będzie to skalowane na kontynent lub świat, automatycznie zniechęcasz inwestorów z USA. A szkoda, bo fundusze VC patrzą na Polskę z dużym zainteresowaniem. U nich można znaleźć finansowanie na każdy innowacyjny pomysł, nawet taki, który jest nieoczywisty. Najlepsze pomysły są często zbudowane na fundamencie sprzecznym z głównym nurtem opinii. Więc warto mieć ambitne plany i mierzyć wysoko. Dodam, że my próbowaliśmy zebrać rundę od polskich inwestorów, ale ich apetyt na ryzyko nie był tak duży jak na Zachodzie.
Na koniec proszę moich rozmówców o złotą radę dla startupowców, którzy zostali nad Wisłą. O czym jeszcze powinni pamiętać, kiedy się starają o finansowanie z USA? – O pewności siebie przy prezentacji. Inwestorzy amerykańscy na to patrzą. Jeśli nie wierzysz, że możesz podbić świat, możesz się pożegnać z finansowaniem – mówi Aleks. A Maks dodaje: – Jeżeli nie jesteś w stanie sprzedać się inwestorowi, to w jaki sposób sprzedasz swój produkt klientowi?

Więcej możesz przeczytać w 3/2025 (114) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.